Ból matki


Przez 194 dni wojny tysiące ukraińskich matek straciły swych synów. Oddali życie za ojczyznę. Każda z nich to wie, ale serce nie może pogodzić się ze stratą, która boli tak, jakby straciły część siebie.

Kilka dni temu, przed wyjazdem na front przyszedł się pożegnać. Wojskowy mundur przydawał jego szczupłej sylwetce trochę męskości. „Bo po prawdzie, to jeszcze dzieciak” – pomyślała. Zaledwie 19-latek. Pamięta jak przed inwazją przyprowadził do domu swoją dziewczynę, Oksanę, by ją przedstawić. Jego pierwszą miłość. Byli ze sobą od dwóch lat i nie planowali ślubu, ale wojna wszystko zmieniła. Serhij jest odpowiedzialnym mężczyzną i obiecał Oksanie, w jej obecności, że jak wojna się skończy, to się z nią ożeni. 

Siedzieli oboje przy kuchennym stole zastawionym jego ulubionymi potrawami, które dla niego ugotowała. Bliny, kotlet po kijowsku. Lubił przede wszystkim jej barszcz zabielany gęstą, kwaśną śmietaną. Ilekroć go jadł, powtarzał, że jest jak niebo w gębie. A jej robiło się miło, bo z serca gotowała. Tak jak się to robiło w jej rodzinie od pokoleń. 

Milczeli, powiedzieli sobie już wszystko. On ją zapewniał, że będzie dbał o siebie. Będzie jadł i ubierał się ciepło, bo rano czuć już jesienne chłody. Ona przyjmowała jego obietnice, choć wiedziała, że na wojnie różnie bywa i nie wiadomo, gdzie go skierują. Sąsiadka z korytarza opowiadała, że jej syn, który poszedł na wojnę już w maju, całe tygodnie spędził w okopie, a ciepły posiłek trafiał się rzadko. Nie mówiąc o myciu czy wypraniu munduru. Ale przeżył rosyjską nawałę ogniową i to jest najważniejsze. Teraz pisał do niej, że jest lepiej. Rosjanie już nie ostrzeliwują ich pozycji całymi dniami i można złapać trochę oddechu. Odpocząć od niestannego huku artylerii, który rozrywał uszy.

Serhij zapalił papierosa. Ona wiedziała, że robi to tylko wtedy, kiedy jest bardzo zdenerwowany. Znała swojego syna jak siebie samą. No bo jakże mogłoby być inaczej. Jest jej cząstką i ilekroć coś złego mu się przytrafiało, ona to wiedziała. Czuła jego zmartwienia, każdą swoją komórką, jakby to ją samą dotyczyło. 

Kiedy skończył palić, wstał gwałtownie z krzesła. – „Mamo czas na mnie” – powiedział. Ucałował ją w czoło  i wyszedł, głośno zamykając drzwi. Ona nie miała siły wstać. Była jak odrętwiała, ale pokonała paraliżujący ją strach i podeszła do okna. Widziała jak się oddalał. Kiedy już uszedł trochę, zatrzymał się i obrócił twarzą w kierunku okna, w którym stała. Patrzyli długo na siebie w bezruchu. Ich spojrzenia spotkały się gdzieś pośrodku. Były jak pocałunki, których zabrakło przy pożegnaniu. Ona czuła jego oddech przy swojej twarzy. Może on też, choć tego się już nie dowiedziała, bo już zniknął pomiędzy budynkami. Może, jak wróci, zapyta go o to. Oby wrócił. 

Ten felieton to literacka fikcja, ale nie sądzę by była daleka od rzeczywistości.

Opinie
Do wojny nie wolno się przyzwyczajać
2022.08.30 13:55

Antoni Styrczula dla belsat.eu 

Inne teksty autora w dziale Opinie

Aktualności