Stanisłau: "Oblali go farbą i zaczęli się śmiać". Historia nr 18 z cyklu "Miałem szczęście"


To tylko jedna z zebranych przez dziennikarzy Biełsatu relacji, które dokumentują fakty brutalnej przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy reżimu wobec uczestników pokojowych protestów i przypadkowych osób. Swoje historie opowiedziały nam same ofiary.

Stanisłau Dziadou i jego dziewczyna zostali aresztowani wieczorem na ulicy. Z busa, który zatrzymał się obok pary, wyszli mężczyźni w cywilnych ubraniach i poprosili o oddanie telefonów. Ci nie odmówili, bo wiedzieli, że jeśli to zrobią, to na pewno zostaną zatrzymani. Podczas gdy milicjanci oglądali zdjęcia i filmy w telefonach, chłopak i dziewczyna zostali zaciągnięci do busa. Tam na ręce Stasa funkcjonariusze zauważyli białą wstążkę i zaczęli go bić.

Stanisłau Dziadou.
Zdj. belsat.eu

Potem kazali chłopakowi położyć się na podłodze i związali mu ręce. Wtedy zauważyli, że zatrzymany miał też biało-czerwono-biały pasek. Pocięli pas, zaczęli ciągnąć chłopaka za bieliznę i podarli ją.

Wkrótce bus się zatrzymał i Stas został przekazany innym funkcjonariuszom. Ci oblali go białą farbą i zaczęli się naśmiewać: „Byłeś niedawno u fryzjera?”. Potem Stas trafił od więźniarki, w której na podłodze leżało już kilka warstw ludzi. Tych, którzy leżeli na górze bito, Stas leżał na dole. Był tak mocno przygnieciony przez leżących na nim zatrzymanych, że nie mógł nawet odwrócić głowy.

Potem Stas i inni więźniowie zostali przeniesieni do innego autobusu. Jeden z mundurowych zauważył białą farbę na głowie chłopaka i powiedział.

– To ty rzucałeś w nas farbą – powiedział i uderzył chłopaka kilka razy.

Wszyscy zatrzymani musieli przejść przez „korytarz” funkcjonariuszy do kolejnej więźniarki. Ta zawiozła ich do aresztu przy ul. Akreścina.

Stas wychodził z więźniarki przez niesławny „korytarz chwały”. Przez około trzy godziny klęczał przy murze aresztu. Czasami podchodzili do niego milicjanci i bili go, mówiąc: „Zachciało się demokracji? No to macie te swoje zmiany”. Funkcjonariusze kilkakrotnie rzucali chłopaka na ziemię i pytali „Rzuciłeś w nas farbą? Rzuciłeś w nas kamieniami?”. Po pewnym czasie milicjanci chyba w końcu doszli do wniosku, że to nie on rzucał farbą i przestali go bić.

Trzy godziny później kazali mu wstać i wbiec do budynku przez kolejny „korytarz” mundurowych. Chłopakowi zrobiło się ciemno przed oczami, poprosił o amoniak. W odpowiedzi dostał kolejne uderzenia. Kazali mu pobiec na trzecie piętro, ale nie dał rady tego zrobić – przewrócił się na schodach.

– Wstań albo dostaniesz pałką – zagroził jeden z milicjantów.

Chłopak próbował iść dalej, ale chwilę później, gdy zatrzymani czekali na przydział do cel, znów upadł. Z pomocą innego aresztowanego pozwolono pomóc Stasowi dojść do celi.

Czteroosobowa cela Stasa, w której przetrzymywano 28 osób. W pomieszczeniu 3 na 5 metrów znajdował się stół, dwie szafki nocne, ławka, dwa łóżka piętrowe, umywalka i toaleta. Ludzie spali po dwóch na jednym łóżku, na stole, na szafkach nocnych, na ławkach:

Rysunek Stanisława.
Zdj. belsat.eu

Stas był najbardziej pobity ze wszystkich, dlatego inni zatrzymani zgodzili się, by zajął najlepsze miejsce w celi. Ciężko mu było wstać, przez większość czasu leżał lub siedział. Do procesu nigdy nie doszło. Stas spędził w areszcie na Akreścina ponad dwie doby. Ze szpitala wyszedł 7 września, prawie miesiąc po zatrzymaniu.

Wszystkie historie cyklu „Miałem szczęście” znajdują się tu – można je przeczytać oraz ich wysłuchać.

Aktualności