Tak jak wiosną, Rosja znowu straszy przerzutem wojsk w pobliże granic Ukrainy. Chodzi o osłabienie Zełeńskiego, prowokację i testowanie intencji Zachodu.
Pierwsze zdjęcia i filmiki zaczęły się pojawiać w sieci w niedzielę rano. Pokazywały transporty kolejowe i drogowe rosyjskiego sprzętu wojskowego poruszające się w obwodzie smoleńskim. W ostatni weekend w rosyjskich mediach opublikowano całą serię budzących trwogę informacji, jakoby Ukraina szykowała się do ofensywy w Donbasie i planowała zająć rejon Telmanowa. Wprawdzie Rosja nie potwierdziła, że transporty wojskowe mają coś wspólnego z wywieraniem presji na Ukrainę, ale tego typu hipotezy pojawiły się natychmiast. Zwłaszcza, że o koncentracji rosyjskich wojsk na północ i wschód od granic Ukrainy pisał poważny, amerykański dziennik The Washington Post, powołując się na swoje źródła w Pentagonie. Wczoraj ukraińskie ministerstwo obrony zaprzeczyło jednak, jakoby Rosja ściągała swoje jednostki na kierunku ukraińskim. Kijów twierdzi jednak, że to jedynie propaganda, dezinformacja i próba wywierania presji.
Dziś portal Politico opublikował zrobione jakoby wczoraj zdjęcia satelitarne z obwodu kurskiego i briańskiego, oraz miejscowości Jelnia na południe od Smoleńska, pokazujące znaczne skupiska czołgów i ciężkiej artylerii. Według mediów są to m.in. czołgi T-80U z 1. Armii Pancernej i jej głównej, 4. Dywizji Pancernej, a więc awangardy sił uderzeniowych Zachodniego Okręgu wojskowego.
Słowna przepychanka między zaprzeczającym Kijowem, a milczącą Moskwą i przyglądającym się z niepokojem Zachodem pewnie jeszcze potrwa. Wołodymyr Zełeński odrobił lekcję z wiosny, kiedy w czasie koncentracji sił rosyjskich w Kijowie zapanowała panika, a media i politycy prześcigali się w straszeniu atakiem Rosji i wielką wojną. Zełeński przyjął dziś inną taktykę i bagatelizuje rosyjskie gry wojenne. Ale chyba nie całkowicie, skoro dziś na szczycie klimatycznym w Glasgow rozmawiał z Joe Bidenem o sytuacji w Donbasie. Póki co powstaje wrażenie potężnego zamieszania, a Moskwa i Kijów walczą o to, kto narzuci narrację wokół Donbasu, kto będzie w niej agresorem, a kto tym, który się tylko broni. I wreszcie, na jakich warunkach rozpoczną się zatrzymane od ponad roku rozmowy o Donbasie, wojnie i pokoju?
Narastające napięcie w Donbasie i wokół niego zaczęło się kilka dni temu. Od całkiem przypadkowej, wydawałoby się sekwencji zdarzeń. 25 października w położonej w tzw. szarej strefie na linii rozgraniczenia między walczącymi stronami wsi Staromarijewka w rejonie Telmanowa pojawił się szef miejscowej ukraińskiej administracji Wołodymyr Wasielkin. Urzędnika eskortował oddział ukraińskiej armii. Obecność Ukraińców zaobserwowali prorosyjscy separatyści i uznali ją za próbę zajęcia miejscowości. Ze swojej strony frontu otworzyli ogień z użyciem ciężkiej artylerii. Zginął ukraiński żołnierz. To z kolei spowodowało reakcję ukraińskiego dowództwa, które wezwało na pomoc najnowsze nabytki armii, tureckie aparaty bezpilotowe (drony) Bayraktar TB-2.
Pierwszy, historyczny przypadek użycia TB-2 w Donbasie miał miejsce w kwietniu, ale wówczas drony były wykorzystane jedynie do zadań rozpoznawczych i obserwacyjnych. Tym razem, uzbrojony TB-2 dokonał 26 października uderzenia rakietowego na baterię 122-milimetrowych haubic D-30, z której separatyści ostrzeliwali pozycje ukraińskie.
Ukraińska odpowiedź na pewno bardzo zabolała Rosjan. Po raz pierwszy od dawna ukraińska armia pokazała tak zdecydowane działanie. W dodatku za pomocą zaawansowanych środków technicznych, dotąd nieużywanych. Ukraina kupiła w Turcji 30 zestawów TB-2. Jednak jeśli Moskwa faktycznie rozpoczęła operację z ruchami wojsk w pobliżu Ukrainy (niezależnie od tego, czy jest ona całkiem autentyczna, czy tylko mocno pozorowana), to nie jest to wyłącznie odpowiedź na ukraiński ostrzał z drona. Cele Kremla są dużo poważniejsze.
Obserwując mechanizm jesiennej eskalacji napięcia, widać, że jest on bardzo podobny do tego z wiosny. Właściwie niektóre obrazki, które wywołują napięcie, można by po przekopiować w kwietniowych publikacji w mediach społecznościowych. Niemal identyczne filmiki z wiezionym na kolejowych lawetach czołgami, podobne zdjęcia satelitarne ze stojącymi „w polu” dziesiątkami i setkami pojazdów bojowych. W drogę na Morze Azowskie wyruszyły okręty Flotylli Kaspijskiej.
W kwietniu, kiedy Rosja zaczęła koncentrować swoje wojska w graniczących z Ukrainą obwodach i na Krymie, oficjalna Moskwa również milczała. Za nią przemawiały propagandowe media, oskarżając Ukrainę o plan ataku na Donbas. Równocześnie znacząco wzrastała intensywność ostrzałów artyleryjskich na linii frontu.
Ówczesna reakcja Kijowa była panikarska i obliczona na wywołanie zaniepokojenia i reakcji Zachodu. Generał Rusłan Chomczak ze sztabu generalnego mówił o zgromadzeniu przez Rosjan 28 batalionowych grup taktycznych przy granicy z Ukrainą. Amerykanie i Europa rzeczywiście zareagowali. Np. EUCOM, czyli dowództwo amerykańskich sił w Europie podniosło stan gotowości bojowej. Odbyły się rozmowy światowych przywódców z Władimirem Putinem.
Wkrótce okazało się też, że Rosja wcale nie zwiększyła poważnie liczebności swoich sił, a jedynie przeprowadziła, pod pozorem ćwiczeń, potężną operację transportu i mobilizacji jednostek zachodniego i południowego okręgu wojskowego, oraz jeszcze większą operację pozoracji i medialnego nagłośnienia ruchów wojsk. W celu sprawienia wrażenia, że rzeczywiście wojna wisi na włosku. Dziś widać bardzo podobną aktywność Rosjan. Inaczej jednak reaguje Kijów. Na razie ukraińskie władze głoszą, że Moskwa blefuje.
Ukraiński prezydent znalazł się w trudniejszej sytuacji, jeśli chodzi o wsparcie z Zachodu. Może wprawdzie liczyć na pewne gesty, zwłaszcza ze strony Ameryki. Podczas sierpniowej wyprawy do USA nie uzyskał jednak wiele, jeśli chodzi o konkretne obietnice strategicznego partnerstwa z USA i integracji z NATO. Na Morze Czarne przez Bosfor właśnie wpłynął okręt flagowy amerykańskiej VI Floty, USS Mount Whitney. Od trzech dni na Morzu Czarnym znajduje się również niszczyciel USS Porter.
– Okręt USA wpłynął teraz na Morze Czarne. Możemy popatrzeć na niego przez lornetkę albo przez celownik odpowiednich systemów obrony – powiedział wczoraj na naradzie w Soczi Putin.
Amerykańska obecność na Morzu Czarnym wywołuje irytację Moskwy i niewątpliwie obecna eskalacja napięcia wokół Donbasu to również przekaz dla Joe Bidena, by nie wspierał Ukrainy, gdyż to może być kosztowne. Kosztów boją się również Berlin i Paryż. Niemcy skrytykowali użycie przez Ukraińców drona bojowego Bayraktar, nie poruszając jednocześnie kwestii wcześniejszego ataku ze strony separatystów. Pozycję Zełeńskiego osłabia dodatkowo rysujący się konflikt gazowy i strach przed sytuacją po uruchomieniu Nord Stream 2. Przedsmakiem były niedawne negocjacje Gazpromu z Mołdawią, kiedy Rosjanie sięgnęli po ostateczny argument i zakręcili Mołdawianom gaz, a Kiszyniów musiał pójść na porozumienie.
Pozycję Zełeńskiego podkopuje dodatkowo wewnętrzny konflikt wokół rozprawy z oligarchami i opozycją, oraz niedawno ujawnione przez zachodnie media rewelacje o fortunie prezydenta chomikowanej w rajach podatkowych. Sprawa tzw. „Pandora papers” poważnie godzi w wiarygodność Zełeńskiego, budowaną dotąd na narracji, że różni się od skorumpowanych, oligarchicznych polityków. Dla Zełeńskiego najpoważniejszym kryzysem mogą być negocjacje z Putinem. Właśnie zaczyna się jesienna runda przygotowań do nich.
Strasząc ruchami wojskm Kreml robi przygrywkę do przymuszenia Zełeńskiego do negocjacji i stara się wysondować jego reakcje oraz sprawdzić, jak mocno i solidarnie staną po jego stronie przywódcy zachodni. W opublikowanym w Kommersancie 11 października artykule Dmitrij Miedwiediew, były prezydent, premier i obecny wiceszef Rady Bezpieczeństwa, napisał, że z ukraińskimi władzami nie warto rozmawiać. Trzeba poczekać, aż się zmienią na bardziej spolegliwe wobec Rosji.
To nieprawda. Kreml właśnie negocjuje z Zełeńskim. Na razie blefując kartą wojenną, być może za chwilę wyłoży kartę gazową. Bo Zełeński może być dla Putina idealnym partnerem do negocjacji. Tylko pod warunkiem, że będzie wystarczająco osłabiony i osamotniony.
Michał Kacewicz/belsat.eu
Inne teksty autora w dziale “Opinie”
Redakcja może nie podzielać opinii autora.