Ambasador USA na Białorusi o Łukaszence: "Rozmawialibyśmy z nim jak z osobą sprawującą rządy w Mińsku"


Ambasador USA na Białorusi Julie Fisher.
Zdj. jsz/belsat.eu

27 kwietnia ambasador USA na Białorusi Julie Fisher udzieliła wywiadu telewizji Biełsat w naszym studiu. Dziś rozmowa ukazała się na antenie – w programie “Tydzień”.

– Zadam kluczowe pytanie: kiedy pojedzie Pani na Białoruś?

– Tak, to rzeczywiście bardzo ważne pytanie. Przede wszystkim chciałabym podziękować za zaproszenie. Dla mnie to również wielki zaszczyt, że mogę być tutaj, w telewizji Biełsat, w waszym wspaniałym studiu, że mogę z wami rozmawiać o naszych nadziejach, o naszych marzeniach, o tym, jaka może być Białoruś, jak mogą wyglądać stosunki między Białorusią a moim krajem. Wciąż nie straciłam nadziei, że uda mi się przyjechać do Mińska. Za cel obrałam sobie możliwość, by w pełni wykonywać obowiązki ambasadora USA na Białorusi, w Mińsku. Ale na razie nie mam wizy. W oczekiwaniu na nią aktywnie działam na odpowiednich obszarach między innymi poprzez rozmowy, które mogę odbyć poza Białorusią.

– Co to znaczy, że nie ma Pani wizy? Paszport dyplomatyczny nie wystarcza?

– Nie, nie wystarcza. Każdy kraj ma pewne wymagania dotyczące przemieszczania się obywateli innych państw. Istnieją specjalne zasady dyplomatyczne, zgodnie z którymi strony wydają zgody na przyjazd ambasadorów. Już zakończyliśmy tę formalną procedurę – strona amerykańska zgodziła się na przyjazd ambasadora Białorusi. Niestety ambasador Białorusi nie jest gotowy do podjęcia swoich obowiązków. Ja również mam zgodę władz białoruskich, ale nie mogę przyjechać na Białoruś bez wizy…

Zdj. jsz/belsat.eu

– Minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej powiedział kilka dni temu, że jeśli amerykański ambasador chce przyjechać, tylko po to, by mówić o nielegalnym reżimie, to nie ma po co przyjeżdżać. Ale czy możliwe jest, by pojechać na Białoruś i milczeć?

– Dla nas, amerykańskich dyplomatów, zgoda na jakiekolwiek ograniczenia naszej działalności jest nie do przyjęcia. Nasi dyplomaci na całym świecie codziennie wykonują różne zadania, podejmują różne czynności, takie jak kontakty z mediami czy obserwacja funkcjonowania organów władzy państwa, w którym pełnią służbę. Amerykańscy ambasadorzy przywiązują dużą wagę do możliwości uczestniczenia w procesach sądowych czy obserwowania sytuacji w zakresie praw człowieka. Kluczową kwestią jest dla mnie upewnienie się, czy mogę w pełni wykonywać swoje obowiązki dyplomatyczne na Białorusi, ponieważ Stany Zjednoczone nie akceptują ograniczeń naszej działalności.

– Kiedy jednak pojedzie Pani na Białoruś, nasuwa się pytanie, сo będzie z listami uwierzytelniającymi. Czy uda się Pani do Alaksandra Łukaszenki, aby je wręczyć?

– Myślę, że teraz warto sobie zadać pytanie, co zrobić z wymianą ambasadorów. Według mnie mieliśmy okazję nauczyć się czegoś w tej kwestii od siebie nawzajem. Jeśli chodzi o listy – są to dokumenty, na które ludzie rzadko zwracają uwagę. Dlatego chciałabym podjąć decyzję po przyjeździe do Mińska i po dokonaniu oceny, co właściwie mogę zrobić na miejscu. W tej chwili nie jestem w stanie stwierdzić, jak zostanie rozwiązana kwestia listów uwierzytelniających..

– A żeby już postawić kropkę w tej kwestii: kim dla Pani i dla Stanów Zjednoczonych jest Alaksandr Łukaszenka? Jak zdefiniować jego pozycję?

– Nie ma wątpliwości, że to on kieruje rządem na Białorusi, bez dwóch zdań. Jest to osoba, która sprawuje władzę na Białorusi. Jednak wybory, które odbyły się latem ubiegłego roku, nie były ani wolne, ani sprawiedliwe. Potem wykorzystał on swoją władzę do użycia przemocy wobec ludzi, którzy po prostu chcieli być wysłuchani, ponieważ nie byli zadowoleni z formy, jak odbyły się te wybory. To, kim jest Łukaszenka, pozostaje bardzo ważnym pytaniem. Ale w obecnej sytuacji bardzo trudno jest powiedzieć, czy pozostaje on legalnie wybranym przywódcą Białorusi, ponieważ nie wiemy, jakie byłyby wyniki wyborów, gdyby zliczone zostały wszystkie głosy, gdyby kandydaci mieli równe szanse podczas kampanii wyborczej, gdyby żaden z nich nie został aresztowany, gdyby nie odmawino im rejestracji.

– Ale jest prezydentem czy nie?

– Sprawuje on władzę nad strukturami państwowymi na Białorusi, to nie ulega wątpliwości.

Zdj. jsz/belsat.eu

– To pytanie jest rzeczywiście ważne, bo co Pani zrobi, jeśli Alaksandr Łukaszenka zgodzi się na dialog z społecznością demokratyczną – będzie Pani rozmawiać z nim jako prezydentem?

– Rozmawialibyśmy z nim jako z osobą, która sprawuje władzę w Mińsku. Kwestia dialogu jest bardzo istotna, jest to pierwszy krok, który należy podjąć, aby zacząć wyprowadzanie Białorusi z kryzysu. Bądźmy szczerzy – na Białorusi trwa kryzys polityczny. Stany Zjednoczone uważają, że wyjście z kryzysu zależne jest od rozwiązania dwóch problemów. W pierwszej kolejności dotyczy to uwolnienia więźniów politycznych. Dziś rano przeglądałam aktualne informacje podawane przez organizacje praw człowieka – na Białorusi za kratami przebywa ponad 350 więźniów politycznych. Ich uwolnienie pozostaje najważniejszą kwestią. Drugim ważnym krokiem na drodze do przezwyciężenia kryzysu byłby dialog władz białoruskich z przywódcami protestów. Efektem tego dialogu powinna być deklaracja przeprowadzenia nowych wyborów, które można by obserwować, na takich warunkach, by mogły one zostać uznane za wolne i sprawiedliwe.

– Inne pytanie: USA wprowadziły sankcje. Nie są one jednak nowe, bo, jak wiemy, zostały one po prostu „rozmrożone”. Co to oznacza? Czy będą one ponownie „zamrożone”, kiedy Łukaszenka rozpocznie kolejny „pseudodialog”, jak to miało miejsce wcześniej?

– Proszę pozwolić mi uściślić, bo choć jest to sprawa natury „technicznej”, to pozostaje ona dość istotna. Sankcje, które Stany nałożyły na dziewięć przedsiębiorstw państwowych, zostały „rozmrożone”, ponieważ rząd Łukaszenki przetrzymuje więźniów politycznych. Wstrzymano je, ale nie zniesiono ich całkowicie, wciąż działają. W 2015 roku zostały one zawieszone, ponieważ uwolniono więźniów politycznych. Sankcje są ściśle związane z sytuacją więźniów politycznych. W obecnej sytuacji Departament Stanu kieruje do Ministerstwa Finansów pewne zalecenia dotyczące sankcji, biorąc pod uwagę, że na Białorusi jest obecnie ponad 350 więźniów politycznych. Jest absolutnie niemożliwe, aby wyobrazić sobie, że Stany Zjednoczone…

– I jest ich coraz więcej…

– Tak, to prawda. Był to wyraźny sygnał z naszej strony, że obecna sytuacja nie pozwala, aby sankcje pozostawały zawieszone. Obecnie trwa odwrotny proces, o czym Ministerstwo Finansów poinformowało odpowiednie instytucje finansowe. Zobaczymy, czy sankcje te będą skuteczne i czy przyniosą efekty.

Na razie ważna jest kwestia wpływu. Czym jest tutaj „wpływ”? Myślę, że potrzebny jest bardzo silny sygnał, który pokaże, że Ameryka gotowa jest wspierać tych, którzy działają na rzecz demokracji na Białorusi i praworządności w kraju. I taki sygnał został wysłany. Tej wiosny zrobiliśmy wiele, zwłaszcza po tym, jak zobaczyliśmy, że w ostatnich miesiącach przemoc i represje ze strony białoruskich przedstawicieli władzy i sił bezpieczeństwa nasiliły się. Będziemy starać się o inne narzędzia wpływu, szczególnie w sytuacji braku możliwości otwartego dialogu. Nawet w takich warunkach będziemy nadal poszukiwać innych kanałów i środków komunikacji.

Zdj. jsz/belsat.eu

– No dobrze, mówiła Pani o dziewięciu białoruskich przedsiębiorstwach. Ale dlaczego Białoruśkalij znalazł się poza listą?

– Biełaruśkalija nie było na liście w czasie, gdy sankcje te były opracowywane. Kwestia dodania kolejnych przedstawicieli władzy i przedsiębiorstw do listy sankcji jest nadzwyczaj ważna i nadal nad tym pracujemy. Będziemy to robić we współpracy z naszymi kolegami z Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i innymi partnerami.

– Sankcje zostały ogłoszone nieco wcześniej niż się spodziewano. O tydzień wcześniej. Czy ma to związek z absurdalnymi informacjami o tzw. „zamachu” na Alaksandra Łukaszenkę i jego rodzinę?

– Oczywiście wielu myślących racjonalnie nie może się oprzeć chęci wyśmiania tej historii, widzą oni niekonsekwencję i dostrzegają brak pewnych szczegółów w całej tej sprawie. Ale najbardziej martwi mnie fakt, że obecnie na Białorusi mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem politycznym, a Łukaszenka zamiast podjąć działania, postanowił szukać winnych poza granicami kraju, zrzucać winę na tak zwaną „ingerencję z zagranicy”, zamiast skupić się na prawdziwych problemach, z którymi borykają się Białorusini, na krokach, które należy podjąć, aby przezwyciężyć ten kryzys.

– Dlaczego w tej historii z zamachem pojawili się oskarżeni przez Łukaszenkę Amerykanie?

– Oczywiście to pytanie należałoby zadać jemu samemu. Warto zaznaczyć, że obwinia on nie tylko Amerykanów, ale także innych. To raczej nie zależy od konkretnego dnia czy jego nastroju. Ale po raz kolejny zamiast przyjrzeć się działaniom własnym i rządu, skupia się on na szukaniu zewnętrznych przyczyn problemów Białorusinów.

– Twierdził, że prezydenci Joe Biden i Władimir Putin rozmawiali o zamachu przez telefon. Naprawdę rozmawiali? A jeśli tak, to o czym?

– Biały Dom wydał już oświadczenie w sprawie tej rozmowy telefonicznej. Nie chciałabym nic do tego dodawać, ani nic ujmować. To wszystko jest bardzo ważne – nadszedł czas, aby przyznać, że nasi przywódcy muszą umieć rozmawiać i być szczerzy. A tymczasem będziemy nadal mówić o sytuacji z prawami człowieka na Białorusi, o wydarzeniach w tym kraju i jego potencjale na przyszłość. My i nasi partnerzy z UE będziemy to robić regularnie, i tym właśnie zajmuję się podczas tej wizyty. Byłam w Wilnie, spędziłam kilka dni w Warszawie…

– Bez wątpienia Pani obecność w studiu Biełsatu jest również w pewnym sensie deklaracją…. Dlaczego i w jakim celu Kreml i prezydent Putin mówią o tzw. „zamachu”?

– Trudno jest mi odpowiedzieć na te pytania, ważną rolę odgrywa tu aspekt psychologiczny, w który nie chciałabym się zagłębiać.

– Alaksandr Łukaszenka złożył wizytę w Moskwie 22 kwietnia. Czy ta wizyta była czymś niepokojącym dla Stanów Zjednoczonych?

– Stosunki między Mińskiem a Moskwą są bardzo bliskie, tak zdecydowała historia. Nie widzę w tej wizycie żadnych przyczyn do niepokoju, ale bardzo uważnie słuchałam przemówienia Łukaszenki. Powiedział, że Białoruś bardzo chce mieć przyjaciół, bardzo chce mieć dobre stosunki ze wszystkimi sąsiadami i nie tylko. Z krajami Zachodu. Ale nie zdecydował się na te oczywiste kroki, które powinny zostać podjęte, aby zbudować z nami takie relacje. Więc fakt, że ponownie zwrócił się do Moskwy, nie dziwi..

– Dlaczego nie możemy mówić o Białorusi bez Moskwy?

– Akurat ja uważam, że możemy, że mamy taką możliwość. Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że między tymi dwoma narodami istnieją bliskie więzi. Wszyscy mamy sąsiadów – Białoruś ma swoich, my mamy swoich. Dlatego odpowiedź na to pytanie polega na tym, że dobre stosunki z sąsiadami są bardzo ważne.

– Czy wyobraża sobie Pani, że Rosja może przyłączyć lub nawet okupować Białoruś?

– Mam wielką nadzieję, że do tego nie dojdzie. USA nadają ogromne znaczenie suwerenności i niepodległości Białorusi. Te wartości są też ważne dla innych krajów zachodnich. Obawiam się, że to, jak Białoruś stopniowo rezygnuje ze swojej suwerenności i niepodległości, ten powolny proces, który obserwujemy od 26 lat, przyczynił się do tego, że jest ona teraz bardzo uzależniona od Moskwy. Nasuwa się pytanie, czy wpływa to pozytywnie, czy też negatywnie na Białoruś…

– Czy na taką ewentualność jesteście w jakiś sposób przygotowani? Mam na myśli okupację.

– Konkretnie teraz zamierzamy nadal wspierać tych, którzy pracują na rzecz przeprowadzenia nowych wyborów. To jest dla nas ważne, na tym koncentrujemy naszą uwagę i wysiłki. Obecnie najważniejszy jest konstruktywny dialog z przywódcami ruchu protestu pod egidą OBWE, to ma teraz pierwszorzędne znaczenie, na tym skupiamy nasze działania.

– Mówimy o wielkiej polityce, ale należy pamiętać o więźniach politycznych na Białorusi. Według organizacji działających praw człowieka jest to ponad trzysta osób, ale my wiemy, że liczba ta jest znacznie większa. Co może Pani dla nich zrobić? Jak można im pomóc? Czy jest Pani w stanie cokolwiek zrobić w tej sprawie?

– Rozwiązanie kilku kwestii bardzo pomogłoby w uwolnieniu więźniów politycznych. Przede wszystkim będę starać się, by władze w Mińsku przyjęły do wiadomości, że osoby z odmiennymi poglądami nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Ci ludzie nie są ekstremistami, a tym bardziej terrorystami. Są to obywatele ich wspólnego państwa i współtworzą oni przyszłość Białorusi. W naszych czasach, w 2021 roku, naprawdę jest miejsce dla tych, którzy mają inne poglądy, tak to powinno wyglądać również na Białorusi. Myślę, że to jest najważniejsze, to pierwszy krok na drodze do uwolnienia więźniów politycznych.

Podczas gdy oni przebywają w więzieniu, moim obowiązkiem, moim zadaniem jako ambasadora jest zwrócenie uwagi świata na ich dramat. Zasługują na to, abyśmy o nich mówili, by kraje zachodnie ich uznały. Ważne jest dla nas prawo do wolności słowa i zgromadzeń, a Białoruś zadeklarowała przestrzeganie tych praw jako członek OBWE. Naszym zadaniem jest utrzymanie tej kwestii w centrum uwagi. Myślę, że warto byłoby zorganizować dialog na te tematy, mógłby on znacznie wpłynąć na sytuację więźniów politycznych.

– Już kilka razy spotkała się Pani ze Swiatłaną Cichanouską. Kim zatem jest Cichanouskaja dla Pani i dla Stanów Zjednoczonych?

– W pewnym sensie pani Cichanouskaja jest wyjątkową postacią.

– Bardzo silną postacią…

– Tak, dowodem na to jest poziom zaufania i legitymizacji, jaki uzyskała zeszłego lata, kiedy znalazła się w sytuacji, której w ogóle nie planowała. Nie jest profesjonalnym politykiem, nie widziała siebie w gronie osób, które mogłyby ubiegać się o takie stanowisko. Odwaga, jaką wykazała się w tej kampanii, wraz z dwiema innymi kobietami, była oszałamiająca. Jej poświęcenie i determinacja zrobiły ogromne wrażenie na ludziach z całego świata. A po tym, jak w tamtą sierpniową noc kampania zakończyła się sfałszowanymi wyborami, po tym, jak została zmuszona do opuszczenia Białorusi, po tym, jak zaczęła się przemoc wobec opozycji, naprawdę stała się ona liderką protestów.

Jesteśmy tego świadomi i uważamy to za bardzo ważne. Dlatego też spędziłam z nią tyle czasu – aby zrozumieć, co Ameryka może zrobić, aby przyszłość Białorusi była inna.

Spotkanie Swiatłany Cichanouskiej z Julią Fisher w Wilnie. 19 kwietnia 2021 r.
Zdj. biuro prasowe Swiatłany Cichanouskiej.

– Czy Cichanouskaja jest tylko liderką, czy kimś więcej?

– Wydaje mi się, że ten ruchu protest składa się z ogromnej liczby osób. Tak, moim zdaniem pani Cichanouskaja pozostaje na szczycie tego ruchu, ale chciałabym zauważyć, że wkład innych osób jest również bardzo znaczący. Odbyłam spotkania z członkami Rady Koordynacyjnej, kilkukrotnie z Pawłem Łatuszką, który również odgrywa w tych procesach bardzo ważną rolę. Są też przedstawiciele nowych partii politycznych, kandydaci, którzy zostali uwięzieni latem ubiegłego roku, sztab Wiktara Babaryki – z nimi też się spotkałam. Utrzymywanie dużej liczby kontaktów jest po prostu konieczne, abym mogła dobrze wykonywać swoje obowiązki.

Widzę, że tych ludzi połączył wspólny cel – przeprowadzenie nowych wyborów. Oczywiście różnią się oni pod wieloma względami, ale pozostają jednością w tym, jaki przyświeca im cel.

– Prezydent Joe Biden oświadczył, że „Ameryka powraca”. Jak to przejawia się w Europie Wschodniej i Środkowej?

– To wspaniałe, że mamy teraz takiego przywódcę. Wierność ideom demokracji i praw człowieka, jaką charakteryzują się zarówno prezydent, jak i sekretarz stanu Antony Blinken, dodała nam sił do pracy w Europie Wschodniej i na Białorusi. Ich gotowość do wspierania tych, którzy działają na rzecz praworządności i demokracji na Białorusi, wyznacza szlak, jakim należy podążać. Ale zauważyłam również, że oprócz prezydenta i sekretarza stanu, również Kongres Stanów Zjednoczonych od dziesięcioleci ma znaczący udział w rozwoju spraw na Białorusi. Widzieliśmy, jak Senat i Izba Reprezentantów wspierały ustalenia Aktu o demokracji na Białorusi przez większą część ostatnich dwudziestu lat. I to wsparcie Kongresu było bardzo potrzebne.

– Ma Pani jakieś informacje, czy administracja prezydenta Joe Bidena zamierza zaprosić Swiatłanę Cichanouską do Białego Domu?

– W zeszłym roku wszyscy stanęliśmy przed tym samym wyzwaniem: pandemią. Wszyscy musimy przyzwyczaić się do ograniczeń w podróżowaniu, nie zawsze możemy spotkać się w cztery oczy czy zaprosić daną osobę do telewizji. Mam nadzieję, że sytuacja w USA wkrótce zmieni się na lepsze i powoli wrócimy do normalnego trybu życia, który wszyscy tak dobrze wspominamy. Wierzę, że przywrócenie wizyt dyplomatycznych będzie częścią tego procesu. Musimy dać sobie czas, trochę poczekać, uzbroić się w cierpliwość i posłuchać, co mają do powiedzenia lekarze i naukowcy. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu będziemy mogli przystąpić do działania wspólnie z panią Cichanouską.

– Czy toczą się rozmowy o możliwej wizycie?

– Powiedziałabym, że rozmowa o wizycie to bardzo popularna gra. Mogę zapewnić, że wiele się mówi o różnych wizytach w Waszyngtonie.

– Ale czy widzi Pani taką możliwość? I jak szybko – to kwestia tygodni, miesięcy…?

– Będzie to zależało od tego, co powiedzą lekarze na temat powrotu do normalności. To zajmie trochę czasu. Na ten moment nie przyjmujemy dyplomatów w Waszyngtonie.

– Kolejne pytanie dotyczy niezależnych mediów. Jest to dość istotne dla Białorusi, ponieważ białoruskie niezależne media znajdują się obecnie w naprawdę trudnej sytuacji. Zdaje sobie Pani z tego sprawę. Czy możemy spodziewać się pomocy Waszyngtonu w tej sprawie? I w jakiej formie?

– Widzimy, jak znaczącą rolę odgrywają niezależne media na Białorusi. Zdajemy sobie sprawę ze znaczenia informacji, które media przekazywały zeszłego lata, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wydarzenia te miały miejsce w warunkach pandemii. Wiemy, że reporterzy podejmowali ogromne ryzyko, relacjonując tamte wydarzenia. Będziemy nadal wspierać niezależne dziennikarstwo, zwłaszcza na Białorusi i obecnie pracujemy nad tym, by przyczynić się do tego jeszcze bardziej i w szerszym zakresie.

– Zna Pani sytuację naszych dziennikarek – Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej. Zostały one skazane na dwa lata więzienia. Czy widzi Pani jakiś sposób, aby pomóc tym dziewczynom?

– Presja wywierana na niezależnych dziennikarzy wzbudza wielkie zaniepokojenie. Podobnie jak presja wywierana na mniejszość polską, sportowców, nauczycieli i ludzi kultury. Wszystkie te działania ukierunkowane są na pozbycie się ludzi, którzy mają odmienne poglądy. Będziemy zwracać uwagę na działania reżimu mające na celu zakazanie niezależnym dziennikarzom relacjonowania bieżących wydarzeń. Będziemy mieć w polu widzenia problem więźniów politycznych, wśród których są też dziennikarze Biełsatu.

Proces dziennikarek Biełsatu Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej. Mińsk, 18 lutego 2021 r.
Zdj. AW/belsat.eu

– Białoruskie służby specjalne oglądają ten wywiad, nie ma co do tego wątpliwości. Być może ogląda go nawet Alaksandr Łukaszenka. Z jakim przesłaniem chciałaby Pani się do nich zwrócić?

– Dziękuję, doceniam to. Myślę, że: „Nie jest jeszcze za późno”. Nie jest jeszcze za późno na podjęcie decyzji, które przyniosą korzyści narodoowi Białorusi. Myślę, że jest nawet możliwe, by Stany Zjednoczone tutaj pomogły. Wiemy, że suwerenność Białorusi jest bardzo ważna. Są decyzje, które będzie podejmował Łukaszenka, inne podejmie jego otoczenie i służby. Decyzje te będą dotyczyć tego, co chcą zrobić, a czego nie. Z niecierpliwością czekam, aż Białoruś stanie się współczesnym narodem europejskim. Już teraz władze mogą podjąć działania, aby przygotować pod to grunt.

– Pani Ambasador, jeśli przyjrzymy się Pani karierze dyplomatycznej, to wcześniej pracowała Pani w Rosji, Gruzji i na Ukrainie. I Gruzja i Ukraina są teraz niepodległe. Czy zatem może być Pani nadzieją również dla Białorusinów?

– W tej roli najważniejsze co chciałabym zrobić, to stać się pewnego rodzaju „zasobem” dla narodu Białorusi. Kimś, kto pomoże Waszyngtonowi zrozumieć, czego oczekują mieszkańcy Białorusi, jakie są ich cele i dążenia. Myślę, że byłabym w stanie stworzyć właśnie taki „kanał”. Chciałabym, żeby białoruski naród zrozumiał również myśli Amerykanów, to jest ostateczny cel. A jeśli uda nam się rozpocząć dialog, to od razu stanie się jasne, że możemy współpracować w wielu dziedzinach. Taki dialog na temat współpracy miałby bardzo duże znaczenie dla naszych narodów.

– Dlaczego interesuje się Pani tym regionem? Wiem, że mówi Pani nawet po rosyjsku i po gruzińsku.

–Interesuję się tym regionem praktycznie przez całe życie. Mój ojciec był oficerem marynarki wojennej, spędził wiele czasu współpracując z sojusznikami z NATO i naszymi partnerami w latach 80. Kiedy upadł ZSRR, byłam studentką, a na moim University of North Carolina wykładali wspaniali profesorowie będący mocno zaangażowani w wymianę akademicką i więzi między ZSRR-Rosją i Ameryką. To wywarło na mnie ogromny wpływ. Zapowiadało się na wielkie zmiany, a ja chciałam być ich częścią. Czuję, że wydarzenia, które mnie wtedy inspirowały (to, co działo się w ZSRR i Europie Wschodniej), nadal mnie inspirują i utrzymują moje zainteresowanie tą częścią świata.

Siarhiej Padsasonny, prowadzący program “Tydzień”.
Zdj. jsz/belsat.eu

– A co uważa Pani za najbardziej fascynujące, jeśli chodzi o Białoruś?

– Najdziwniejsze jest to, że jeszcze tam nie byłam. Czuję się mocno związana z Białorusinami, poznałam tak wielu ludzi. A jest to kraj, który chciałabym poznać jeszcze lepiej, dowiedzieć się o nim jeszcze więcej.

– Co chciałaby Pani powiedzieć Białorusinom, którzy pokładają w Pani ogromne nadzieje?

– Tym Białorusinom, którzy parzą na USA czy też moją pracę z pewnymi nadziejami, powiedziałabym, że oczekuję partnerstwa, lepszego zrozumienia tego, jakie macie poglądy. Co USA, Białoruś i nasi partnerzy w regionie i na Zachodzie mogą zrobić dla wspólnego dobra? To najważniejsze pytanie: czy Białoruś będzie narodem, który działa dla dobra swoich obywateli, a nie odwrotnie? Chciałabym dokładniej zbadać tę kwestię.

– Pani Ambasador, bardzo dziękuję za wizytę, dziękuję za tę rozmowę.

Rozmawiał Siarhiej Padsasonny/belsat.eu

Aktualności