"My pomożemy Ukrainie, a oni pomogą nam odzyskać Białoruś". Jak funkcjonuje punkt koordynacyjny dla ochotników w Białoruskim Domu


Kiedy 24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę, cały świat pogrążył się w emocjonalnej entropii – nikt nie wiedział, co robić w sytuacji straszliwej wojny. Z czasem emocje zaczęły ustępować i pojawiły się liczne inicjatywy mające na celu wsparcie Ukrainy – uchodźców, osób pozostających w ogarniętym wojną kraju, żołnierzy czy ochotników. Białorusini, wypędzeni ze swojego kraju przez opresyjny reżim Alaksandra Łukaszenki, w niecały tydzień po rozpoczęciu wojny utworzyli punkt rekrutacyjny dla białoruskich ochotników, chętnych do walki o niepodległość Ukrainy. Dziennikarz Biełsatu odwiedził Białoruski Dom w Warszawie, aby zobaczyć, jak działa biuro rekrutacyjne i usłyszeć z pierwszej ręki historie ludzi, którzy zdecydowali się stanąć do walki z Kremlem w cudzej, ale nie obcej dla nich wojnie.

10 marca walczący po stronie Ukrainy Białorusini ogłosili utworzenie batalionu im. Kastusia Kalinouskiego (pol. Konstantego Kalinowskiego), białoruskiego i polskiego bohatera narodowego, który stanął na czele powstania styczniowego na Litwie. Sam batalion walczy w Kijowie, ale jego biuro rekrutacyjne działa w Warszawie przy Białoruskim Domu. 26 marca dowódcy tej formacji ogłosili, że batalion stał się częścią Sił Zbrojnych Ukrainy.

Wiadomości
Batalion im. Kastusia Kalinouskiego został wcielony do Sił Zbrojnych Ukrainy
2022.03.26 11:57

Białoruski reżim już wszczął postępowanie karne przeciwko swoim obywatelom walczącym po stronie ukraińskiej. Sami ochotnicy twierdzą jednak, że wrócą na Białoruś, by uczynić ją wolną.

Białoruski Dom w Warszawie, w którym mieści się punkt koordynacyjny batalionu im. Kastusia Kalinouskiego.
Zdj. Leon Pińczak

W Białoruskim Domu w Warszawie spotykam Pawła, dwudziestoparolatka, koordynatora ruchu białoruskich ochotników, którzy chcą walczyć po stronie Ukrainy. Zaledwie kilka dni temu ich kilkunastoosobowa grupa wyjechała do Kijowa. Mimo że sprzęt jest dostarczany na Ukrainę niemal codziennie, pomieszczenie, które białoruscy aktywiści nieodpłatnie udostępnili sztabowi koordynacyjnemu, jest przepełnione różnym ekwipunkiem, lekarstwami, kamizelkami i śpiworami. Kiedy wchodzę do budynku, czterech mężczyzn wnosi przez drzwi aparat ultrasonograficzny, który właśnie został tu dostarczony przez wolontariuszy z Niemiec.

Wolontariusze punktu rekrutacyjnego wnoszą aparat ultrasonograficzny do budynku Domu Białoruskiego, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak

To nie pierwszy raz, kiedy Paweł stawia czoła rosyjskiej agresji. Dwa lata spędził na linii frontu podczas działań wojennych w Donbasie, kiedy Rosja de facto zajęła część obwodów ługańskiego i donieckiego na Ukrainie, tworząc tam quasi-republiki. Teraz, w momencie rozpoczęcia konfliktu na pełną skalę przebywał akurat w Warszawie.

Mówi mi, że otrzymują ogromną ilość sprzętu. Kiedy inicjatywa ruszyła w pierwszych dniach wojny, wolontariusze od razu zdali sobie sprawę, że potrzebują większego pomieszczenia, w którym mogliby przechowywać zebrany sprzęt i do którego można by było kierować darczyńców.

– Skontaktowaliśmy się więc z dyrekcją Białoruskiego Domu, która udostępniła nam bezpłatnie jedno z pomieszczeń, za co jestem bardzo wdzięczny – wyjaśnia.

Wiadomości
Batalion im. Kastusia Kalinouskiego został wcielony do Sił Zbrojnych Ukrainy
2022.03.26 11:57

Dzięki doświadczeniu wojskowemu Paweł dobrze zna potrzeby armii. Wie, czego może brakować białoruskim ochotnikom na froncie. Jednak przy takiej mobilizacji społeczeństwa zakup sprzętu na rynku polskim i europejskim jest znacznie trudniejszy niż w 2014 roku.

– Znam tych ludzi bardzo dobrze, to moi dobrzy przyjaciele, moi bracia. Codziennie z nimi rozmawiam i mówią mi, co jest teraz potrzebne, a co nie. W ten sposób powstaje lista. Brakuje hełmów, kamizelek i płyt pancernych, a także taktycznych środków medycznych – bandaży izraelskich, opatrunków hemostatycznych. Prawie niemożliwe jest teraz kupienie czegokolwiek. Rano zadzwonili i powiedzieli, że mają 1500 hemostatycznych opatrunków uciskowych, a kilka godzin później zadzwoniliśmy i powiedziano nam, że nic już nie zostało. Wszystko to dzieje się w ciągu kilku godzin, a może nawet minut. Podobno we Francji można kupić kevlarowy hełm za 450 euro. Nie ma jednak możliwości zakupu hurtowego – opowiada Paweł.

Paweł, koordynator punktu rekrutacyjnego w Białoruskim Domu, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak/belsat.eu

Działalność sztabu koordynacyjnego nie ogranicza się jedynie do gromadzenia sprzętu i wysyłania go na Ukrainę. Głównym zadaniem punktu jest rekrutacja Białorusinów, którzy uciekli z Białorusi do Polski z powodu represji politycznych. Tutaj przechodzą kurs praktycznych szkoleń: uczą się taktyki wojskowej, otrzymują wiedzę z zakresu medycyny taktycznej i biorą udział w ćwiczeniach strzeleckich, aby doskonalić swoje umiejętności władania bronią. Po kilku tygodniach szkolenia są gotowi do wyjazdu do Kijowa, gdzie stacjonuje batalion im. Kastusia Kalinouskiego.

Fotoreportaż
Ćwiczenia w warunkach bojowych. Białoruski batalion przygotowuje się do obrony Kijowa FOTO
2022.03.19 12:45

Paweł ze względów bezpieczeństwa nie chce ujawniać konkretnej liczby osób, które przeszły przez warszawski punkt koordynacyjny. Wyjaśnia jednak, na jakiej zasadzie odbywa się selekcja zgłaszających się tu osób.

– Jest bardzo dużo ludzi. Do połowy marca wysłaliśmy już wiele grup na Ukrainę, wszystkie dotarły do Kijowa, do miejsca przeznaczenia. Ludzie zgłaszają się do nas, batalion im. Kastusia Kalinouskiego ma swoje centrum prasowe, tam dostają kontakty do punktu koordynacyjnego w Warszawie – opowiada Paweł. – Zgłaszają się do nas, po czym przechodzą kolejne etapy weryfikacji. Weryfikacja odbywa się z kilku stron – po naszej stronie, po stronie ukraińskiej, czasem także po stronie polskiej, jeśli zachodzi taka potrzeba. Oczywiście nie bierzemy dziewczyn czy osób, które nie są gotowe. Zadajemy im setki razy to samo pytanie. Osobiście dręczę każdego ochotnika, który chce jechać, pytam kilka razy: “czy jesteś pewien, że jesteś gotowy, czy na pewno rozumiesz, czy bierzesz pod uwagę ryzyko?” – dodaje.

Wiadomości
Pod Kijowem zginął zastępca dowódcy białoruskich ochotników
2022.03.14 17:37

Jednak nie każdy może zostać żołnierzem. Jako doświadczony wojskowy, Paweł wie, co trzeba zrobić, aby sprawdzić, czy kandydat nadaje się do walki.

– Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy rozumieją swoje możliwości. Przykładowo, kiedy jedna z grup wyjeżdżała do Kijowa, jeden z chłopaków podszedł, zatrzymał się przy nas i powiedział: “Paweł, porozmawiałem z tobą i zdałem sobie sprawę, że nie jestem gotowy”. Odpowiedziałem mu: “Jesteś bardzo śmiałym, godnym szacunku człowiekiem. Nie obwiniaj się za to, postąpiłeś słusznie, dobrze, że zdałeś sobie z tego sprawę”. Dobrze jest, gdy ludzie rozumieją, dokąd jadą, i gdy nie jest to pochopna decyzja, aby nie żałowali jej po przyjeździe na Ukrainę – opowiada.

24 lutego Białoruś stała się de facto państwem-agresorem, a Ukraina zamknęła granicę z tym krajem, zakazując Białorusinom wjazdu na swoje terytorium, także z Unii Europejskiej. Jak więc przyszli żołnierze dostają się na Ukrainę?

– Było z tym wiele problemów, ponieważ Białorusini nie mogli tak po prostu przyjechać na granicę i wstąpić do Międzynarodowego Legionu, który został utworzony na mocy dekretu Wołodymyra Zełenskiego. Zdarzało się, że pojechali, i po prostu zawracano ich. Dlatego mamy umowę z ambasadami ukraińskimi – kiedy Białorusin chce wstąpić do Legionu, wysyłają tę osobę do nas, my ją weryfikujemy i wysyłamy kandydaturę do strony ukraińskiej – tłumaczy Paweł.

Zebrany sprzęt w pomieszczeniu Białoruskiego Domu, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak/belsat.eu

Białorusini aktywnie angażowali się w życie polityczne Ukrainy – brali czynny udział podczas Rewolucji Godności w 2014 roku, a po agresji rosyjskiej przez osiem lat bronili niepodległości Ukrainy w Donbasie. Jednak przed pełnoskalową rosyjską agresją na Ukrainie nie było regularnych białoruskich jednostek wojskowych, będących integralną częścią ukraińskiego wojska. Paweł twierdzi, że było to spowodowane tym, że po stronie ukraińskiej walczyła jeszcze niewielka liczba Białorusinów. Wszystko to zmieniło się 24 lutego.

– Większość Białorusinów, którzy walczyli już na wschodniej Ukrainie, tworzy obecnie dowództwo batalionu. Dlaczego teraz go powołano? Bo tak wielu ludzi chce iść na wojnę. Batalion powstał po to, żeby ludzie wiedzieli, dokąd jadą, żeby nie było pytań, jak dojechać, co robić dalej. Tak by Białorusini jechali do Białorusinów, sformowali się w jedną jednostkę bojową i byłoby łatwiej dla wszystkich stron, zarówno dla Ukrainy, jak i dla nas – mówi Paweł. – Nie po to, by śledzić, kto gdzie jest. Wiemy, że Białoruś-Rosja Łukaszenka-Putin podrzucają swoich agentów, więc ich sprawdzamy. Na jednym z etapów weryfikacji, jeśli pojawiają się pytania do danej osoby, nic jej tutaj nie mówimy. Jeśli już się zdecyduje, pojedzie na Ukrainę i tam porozmawiają z nią zgodnie z prawem wojennym – tłumaczy.

Foto
Ukrainy będzie bronił Białoruski Pułk “Pogoń”
2022.03.31 15:31

Batalion im. Kalinouskiego nie jest jedyną zbrojną formacją Białorusinów na Ukrainie. Różne białoruskie organizacje, występujące przeciwko reżimowi w Mińsku, w większości działające z emigracji – również zaangażowały się w niesienie zbrojnej pomocy Ukrainie. Skąd jednak ci ludzie czerpią motywację, by z bronią w ręku bronić cudzego kraju? Paweł twierdzi, że po tym, co zrobił Łukaszenka wobec Ukrainy, każdy Białorusin poczuł wewnętrzną potrzebę pokazania, że reżim nie jest tożsamy z białoruskim narodem.

– Najważniejszą rzeczą, o której mówią ochotnicy jest to, że niepodległa i wolna Ukraina oznacza wolną i niepodległą Białoruś. Niektórzy mówią też, że chcą być głosem sumienia narodu białoruskiego, bo kiedy 24 lutego z terytorium Białorusi poleciały rakiety na Ukrainę, stosunek do narodu białoruskiego dramatycznie się pogorszył. Ludzie nie chcą zrozumieć rzeczywistości – że naród białoruski to jedno, a Łukaszenka i Putin to zupełnie inne. Jeśli jesteś Białorusinem, jesteś złym człowiekiem, agresorem. No cóż, ci, którzy chcą walczyć, chcą jakoś odkupić tę reputację swoimi czynami, odkupić ją krwią – opowiada Paweł.

Były ochotnik jest przekonany, że zwycięstwo w tej wojnie zmieni losy świata.

– Myślę, że doprowadzi to do wielkich zmian, nie tylko we Wspólnocie Niepodległych Państw, ale na całym świecie. Ta wojna na Ukrainie jest wojną historyczną, jest punktem zwrotnym dla całej ludzkości. Ukraina wygra na 100 procent, jestem tego pewien, a na pewno odbije się to na Białorusi i Rosji. Być może tam ludzie wreszcie coś zrozumieją. Mam nadzieję, że kiedy ta wojna się skończy, rozpocznie się nowy etap w historii ludzkości – podsumowuje.

Kartony z lekami, które niebawem wyruszą na Ukrainę, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak/belsat.eu

W zbiórkę potrzebnego sprzętu dla ochotników zaangażowany jest również Siarhiej Pielasa, dziennikarz Biełsatu, redaktor i prowadzący programu “Świat i My”.

Podkreśla, że organizacja wolontariatu jest bardzo żywiołowa. Czasami grupy ochotników docierają do granicy ukraińskiej pociągiem, a czasami do transportu sprzętu i samych ochotników tworzone są konwoje pojazdów – na przykład ciężarówek typu pick-up, które wolontariusze kupili za fundusze zebrane podczas zbiórki.

– Wszystkie potrzeby są koordynowane z Pawłem i chłopakami, którzy są już na miejscu – czyli w Kijowie – opowiada Siarhiej. – W pierwszej kolejności potrzebowaliśmy dwóch pick-upów i busa. Potrzebujemy też ciężarówki – mamy nadzieję, że ktoś z Polski, kto ma dobre serce, mógłby nam ją wypożyczyć. Chcielibyśmy stworzyć taki most, drogę życia Kijów-Lwów-Warszawa.

Dziennikarz Biełsatu Siarhiej Pielasa obok pick-upa, zakupionego na potrzeby białoruskich ochotników walczących na Ukrainie.
Zdj. Siarhiej Pielasa / Facebook

Następnego dnia były żołnierz jednej z polskich jednostek specjalnych prowadzi w Białoruskim Domu szkolenie z zakresu medycyny taktycznej. Takie spotkania odbywają się co kilka dni, ponieważ liczba chętnych na wyjazd na Ukrainę rośnie z dnia na dzień. W spotkaniu bierze udział 10 osób, z których połowa wkrótce wyjedzie na Ukrainę.

Szkolenie z medycyny taktycznej dla białoruskich ochotników, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak/belsat.eu

Instruktor pokazuje przyszłym żołnierzom, jak powinni właściwie pomagać rannym. Demonstruje pełen wachlarz nowoczesnych opatrunków i uczy kadetów”, jak postępować w przypadku rany postrzałowej. Najbardziej spektakularnym ćwiczeniem jest posadzenie ochotnika na podłodze i podduszanie go za pomocą plastikowej torby. W tym czasie musi sam sobie założyć opaskę uciskową na “zranioną” nogę i się nie udusić. Według instruktora to jeden z najlepszych sposobów na symulację najbardziej kryzysowej sytuacji w życiu – wojny.

Ekstremalne ćwiczenie polegające na jak najszybszym założeniu opaski uciskowej, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak/belsat.eu

Po zakończeniu szkolenia pytam jednego z ochotników o jego osobistą historię i motywację. Chcę wiedzieć, czy zdaje sobie sprawę, jak ryzykowny jest wyjazd na Ukrainę i że władze białoruskie będą go prześladować, a droga do domu w najbliższym czasie zostanie zapewne przed nim zamknięta. Andrej odpowiada, że w domu czeka go tylko upolityczniony proces, więc nie ma żadnych złudzeń co do powrotu. Dodaje, że z Białorusi uciekł w 2021 roku i tranzytem przez Ukrainę w grudniu tegoż roku dotarł do Polski.

– Moi krewni na Ukrainie przyjęli mnie w trudnym czasie, więc czuję wobec nich pewien moralny obowiązek, by pomóc im w walce ze wspólnym wrogiem. Wierzę, że jeśli teraz pomożemy Ukraińcom w walce z władzą rosyjską, to przybliżymy nasze zwycięstwo – zwycięstwo Białorusi – bo to wszystko jest ze sobą powiązane. Wszystkie te wydarzenia na Białorusi, w Rosji, na Ukrainie – mamy wspólne problemy. Jeśli rozwiążemy sprawę z moskalami, wszystkim będzie się żyło lepiej – mówi Andrej.

Przekonuje, że jest psychicznie gotowy do wojny. Nie ma doświadczenia bojowego, ale podczas szkolenia poznał wielu ludzi, którzy są już na Ukrainie. Mówi, że utrzymuje z nimi stały kontakt, informują go o realiach na froncie.

Jeden z białoruskich ochotników na szkoleniu z medycyny taktycznej w Białoruskim Domu, Warszawa.
Zdj. Leon Pińczak

Z kolei Michaś, z którym rozmawiam na kilka dni przed jego tygodniowym wyjazdem na szkolenie taktyczne z bronią, mówi, że ma aż trzy sprawy karne na Białorusi – za chuligaństwo, profanację budynków i znieważenie władz publicznych. Takie oskarżenia mają najczęściej charakter polityczny. W zależności od decyzji sądu, mógł spędzić w więzieniu nawet siedem lat. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mu się uciec z Białorusi, również przez Ukrainę – przed przyjazdem do Polski zatrzymał się w Charkowie, gdzie mieszkają jego krewni. Mówi mi, że kierują nim dwa główne cele.

– Przez Ukrainę można dotrzeć na Białoruś. Pomożemy jej, a oni pomogą nam odzyskać Białoruś. Do tego krewni w Charkowie – część z nich już wyjechała, a miasto zostało zbombardowane. Chciałbym im jakoś pomóc – mówi. Mąż jednej z moich sióstr walczył przeciwko Rosji w Donbasie w 2014 roku i do dziś walczy. Powiedziałem mu: wesprę cię.

Materiał powstał przy wsparciu nagrody z konkursu realizowanego przez Centrum Edukacji Obywatelskiej, która finansowana jest ze środków Unii Europejskiej. Autor ponosi wyłączną odpowiedzialność za jego treść, która może nie odzwierciedlać poglądów UE.

Leon Pińczak, belsat.eu

Aktualności