Podczas dzisiejszego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa w Mińsku rządzący Białorusią mówiąc o celach, w które wystrzelono z jego kraju rakiety, po raz pierwszy użył sformułowania: „uderzyliśmy”.
Występując przed zebranymi na posiedzeniu Aleksandr Łukaszenka sam stanął przed mapą, na której pokazywał przebieg operacji wojskowych w regionie. Ze szczególnym uwzględnieniem białorusko-ukraińskiego pogranicza.
– Tutaj się zamknęliśmy, a to to tutaj zostawaliśmy otwarci. Dlatego Siły Zbrojne pozostały – mówił komentując sytuację zaistniałą po zakończeniu rosyjsko białoruskich ćwiczeń „Związkowa Stanowczość”. – A co oni zrobili? O tutaj jedna pozycja, tutaj druga pozycja i trzecia pozycja przy naszej granicy. To jest ciężka artyleria rozmieszczona przez Ukraińców przed rozpoczęciem konfliktu – pokazywał.
Jak przekonywał, ujawniły to „nasze zuchy”, czyli białoruskie służby wywiadowcze, a potwierdzili potem Rosjanie. Według wersji Łukaszenki Ukraińcy byli przygotowani do ataku i w ciągu jednego dnia ustawili rakiety w pozycji gotowej do ataku.
Sojuszników z Mińska i Moskwy mieli o tym uprzedzić też bliżej nieokreśleni… Ukraińcy, którzy przekazali „informacje, że jest przygotowywany atak na terytorium Białorusi”.
– I dokładnie na 6 godzin do odpalenia rakiet ujawniliśmy to my i Rosjanie – oświadczył. – Iskandery znajdowały się na tych pozycjach… Tak? W rejonie Mozyrza.
I to właśnie Iskandery miały zniszczyć owe ukraińskie pozycje rakietowe, których potem miano już nie widzieć.
– W czasie ataku Rosjan na pozycje ukraińskich stanowisk rakietowych już nie widzieliśmy – powtórzył, dodając znamienną frazę: – Dlatego mówię: tak, poleciały rakiety z terytorium Białorusi i opowiedziałem szczerze, w które punkty uderzyliśmy.
Nawet jeżeli Łukaszenka chciał zasugerować, że chodziło o wspólne uderzenie (czyli np. rosyjskich rakiet z białoruskiego terytorium), to i tak do tej pory tak otwarcie na temat udziału swojego kraju w inwazji na Ukrainę jeszcze się wyraził. Do tej pory starannie wystrzegał się tak jednoznacznych sformułowań.
Co prawda ukraińscy wojskowi i tak nie mają co do tego żadnych wątpliwości i są niemal pewni, że białoruscy żołnierze uczestniczą w tej wojnie już od jakiegoś czasu. Dziś rano obrona terytorialna Ukrainy poinformowała, że wojska białoruskie już wkroczyły do obwodu czernihowskiego, a mer Czernihowa Władysław Atroszenko wyznaczył nagrodę za niszczenie rosyjskiego sprzętu wojskowego i zabijanie rosyjskich żołnierzy.
Informacji tych nie potwierdziły w ciągu dnia inne źródła, ale wieczorem Ministerstwo Obrony w Kijowie ostrzegło, że Rosja przygotowuje prowokację, aby uzasadnić planowane wprowadzenie białoruskich wojsk na Ukrainę.
– Według dostępnych danych obecnie w pobliżu białorusko-ukraińskiej granicy znajdują się białoruskie czołgi w liczbie prawie 300 sztuk. Kolumna ta jeszcze nie przekroczyła granicy i czeka na trasie Pińsk-Janów-Drohiczyn mniej więcej 30 kilometrów od granicy państwowej Ukrainy – podał resort na swoim profilu w Facebooku.
cez/belsat.eu