Potomkowie Polaków giną za Ukrainę: Jadwiga Łozińska szuka syna zaginionego w Donbasie WIDEO PL


22-letni Andrij, syn Polki z Dniepra Jadwigi Łozińskiej zaginął podczas walk na wschodzie kraju. Co się stało z moim dzieckiem? – pyta kobieta, która w jego poszukiwaniach dotarła nawet do separatystów.

Pod koniec sierpnia 2014 roku oddziały ukraińskie zostały otoczone w okolicach Iłowajska przez przeważające siły separatystów i wojska Federacji Rosyjskiej. Ukraińcom zaproponowano warunki wyjścia z okrążenia, jednak 29 sierpnia 2014 roku, wbrew ustaleniom, rosyjscy wojskowi otworzyli ogień z broni ciężkiej do kolumn ukraińskich żołnierzy.

Według szacunków strony ukraińskiej, w Iłowajsku zginęło ponad 366 Ukraińców, zaś 158 wciąż uważa się za zaginionych. W tym syna Jadwigi Łozińskiej, 22-letniego Andrija, który poszedł do wojska zaledwie kilka miesięcy wcześniej.

Jadwiga podkreśla, że pomimo ukraińskiego obywatelstwa uważa się za Polkę i to sentyment do Polski sprawił, że syn nosi jej nazwisko, a nie należące do męża.

Andrij Łoziński zaginął pod koniec sierpnia 2014 roku

– Dziadkowie byli Polakami, których wir historii rzucił na Ukrainę. Wydawało mi się, że z polskim nazwiskiem Andrijowi będzie łatwiej budować przyszłość w Polsce. Niestety, nie zdążył – wzdycha.

Po raz ostatni syn zadzwonił do niej z nieznanego numeru kilka dni po bitwie. Powiedział, że jest w niewoli u separatystów.

– To był nasz ostatni kontakt. A potem słuch po nim zaginął. Nagle przestał się pojawiać na liście jeńców do wymiany. Co się stało z moim dzieckiem? – pyta kobieta.

Zgodnie z ukraińskim prawem, po trzech latach od zaginięcia zakłada się, że żołnierz poległ, nawet jeśli są przesłanki, że jest w niewoli. Jednak Jadwiga stale walczy w sądach o to, by jej syn był prawnie traktowany jak jeniec.

– Jeśli zgodzę się, że jest martwy, to już nikt go nie będzie szukać. A ja znam przypadki jeńców, których odnajdywano w więzieniach Doniecka i Ługańska, choć nikt nie wierzył, że jeszcze żyją – opowiada. – Nie ma żadnych dowodów na to, że mój Andrij zginął. Nie uznam go za poległego, dopóki nie zobaczę ciała ze zgodnością testu DNA – mówi Łozińska.

Według oficjalnych danych Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, w rezultacie konfliktu w Donbasie zaginęło ponad 1500 osób z obu walczących stron.

– Na Ukrainie nie stworzono jeszcze żadnego rejestru osób zaginionych. Organizacje pozarządowe próbują pomagać, ale ich bazy danych często się nie pokrywają. Przekazują rodzinom sprzeczne informacje – mówi Alina Pawluk, ukraińska ekspertka ds. praw człowieka i prawniczka Ukraińskiej Grupy Doradztwa Prawnego.

Pawluk po bitwie pod Iłowajskiem koordynowała pomoc prawną dla rodzin żołnierzy, a teraz współpracuje z biurem prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Mówi, że do strony ukraińskiej wciąż docierają niepotwierdzone informacje o jakiejś liczbie Ukraińców więzionych nieoficjalnie na terenach okupowanych przez separatystów.

– To osoby zawieszone w pustce – ani żywe, ani martwe. Ich rodziny wciąż walczą z konsekwencjami braku rozwiązań prawnych. Chodzi na przykład o podział majątku, czy o to, że bez zgody ojca dzieci nie mogą wyjechać za granicę. To oznacza, że rodzinom łatwiej jest uznać w sądzie zaginionych za zabitych, niż walczyć z biurokracją. Mimo tego, wciąż nie tracą nadziei – stwierdza Pawluk.

Tragicznym rezultatem chaosu prawnego jest to, że matki i żony żołnierzy same próbują przekroczyć linię frontu, aby szukać zaginionych na terytorium separatystów. Taką podróż odbyła również Jadwiga Łozińska.

– Rozmawiałam z separatystami. Dowódca oddziału, który brał Andrija do niewoli, potwierdził, że widział go żywego. Separatyści sami sugerowali, że może być wciąż gdzieś przetrzymywany – opowiada matka Andrija.

Wideo
Potomkowie Polaków giną za Ukrainę. Ich rodziny proszą o pomoc
2019.01.28 14:42

Monika Andruszewska/PAP, cez/belsat.eu

Aktualności