Milicja i sądy terroryzują rodzinę dziennikarzy Biełsatu z Brześcia


Milicjant wręcza pozew dziennikarzowi Biełsatu Alesiowi Lauczykowi

W ciągu ostatnich trzech tygodni Aleś Lauczuk i Miłana Charytonawa byli sądzeni pięciokrotnie, a łączna suma ich kar wyniosła ponad 9,3 tys. rubli, co w przeliczeniu daje ponad 16,6 tys. zł. Białoruskie władze rękami usłużnej milicji i sądów kontynuują rozprawę nad niezależnymi dziennikarzami z Brześcia.

2 listopada Swiatasłau Kalina, sędzia sądu dzielnicy Leninski Rajon w Brześciu skazał dziennikarzy na karę po 1250 rubli (ponad 2,3 tys. zł) za wywiad z pracownikami budowy fabryki akumulatorów w Grodnie, przeciwko której od wielu miesięcy trwa protest okolicznych mieszkańców. Dziennikarze na znak protestu nie wzięli udziału w rozprawie.

Za materiał o epidemii świń dziennikarze musieli zapłacić w przeliczeniu ponad 3 tys. zł kary

Dziś również Miłana Charytonawa dowiedziała się, że czeka ją kolejny proces.

– Posterunkowy Raman Trafimczuk dziś skierował sprawę do sądu za zrobienie fotografii funkcjonariusza komisariatu dzielnicy Maskouski Rajon, który wręcza pozew mojemu mężowi na klatce schodowej naszego domu. Milicjant przesłuchał mnie, a potem wysłał gotowe skierowanie do sądu jeszcze 2 listopada.

Posterunkowy komisariatu dzielnicy Żabinka wręczający pozew dziennikarce Miłanie Charytonawej w czasie, gdy relacjonowała proces sądowy.

Dziennikarka przypomina, że milicjanci często niepokoją małżeństwo, nie przedstawiają się podczas odwiedzin, spisują raporty robiąc wiele błędów, składają wizyty późno wieczorem np. w sobotę.

– Uważam, że jest to rodzaj presji psychologicznej i staram się fotografować czy nagrywać takie zdarzenia, i wrzucać do sieci społecznościowych. Okazuje się, że teraz chcą mnie skazać za rozpowszechnianie informacji na temat bezprawia służb mundurowych – podkreśla Charytonawa.

– Milicja śledzi nas fizycznie. Pojawiają się na naszym podwórku i pod drzwiami wejściowymi, w miejscach, w których pracujemy. Urządzili nawet na nas zasadzkę koło szkoły, w której uczy się nasza córka. Zorganizowali wobec nas szeroki nadzór elektroniczny. Operator MTS [jeden z operatorów GSM na Białorusi – Belsat.eu] na wniosek milicji dostarcza im informacje, dzięki którym śledzą, dokąd się przemieszczamy. Ogromna liczba ludzi, tych widocznych i niewidocznych, już od dwóch miesięcy pracuje, by nam dokuczyć – dodaje Aleś Lauczuk.

Dziennikarz podkreśla, że na rozprawy, rozmowy z milicjantami, pisanie skarg i odwołań potrzeba ogromnej ilości czasu. Jego zdaniem milicjanci i sędziowie robią wszystko, żeby ich pozbawić właśnie możliwości pracowania. Przypomina też, że milicjanci, którzy są praktycznie pozbawieni kwalifikacji, robią wiele proceduralnych błędów, na które przymyka potem oko sąd – zawsze skazując na grzywnę.

jb/belsat.eu

Aktualności