Kuropaty, aresztowania i... dialog? Białoruskich opozycjonistów wysłuchano w Sejmie


W Komisji Spraw Zagranicznych mówiono dziś o możliwości dialogu i rozwoju stosunków gospodarczych z Białorusią, jeżeli jej władze zaprzestaną represji i zaczną przestrzegać praw człowieka. Białoruska opozycja tłumaczyła, dlaczego to obecnie niemożliwe.

Zamiast do polskiego parlamentu – do białoruskiego aresztu

Skład białoruskiej delegacji był niepełny. Trójka opozycjonistów – Ryhor Kastusiou, Mikoła Statkiewicz i Paweł Siewiaryniec zamiast zasiąść w sali obrad, zajęli miejsca w celach.

Siewiaryniec i Kastusiou trafili do aresztu za udział w obronie Kuropat i wyglądało to wręcz na demonstracyjny gest władz w Mińsku pokazany Polakom.

Dlatego, że to właśnie polska delegacja, po otwarciu memoriału w Trościeńcu odwiedziła Kuropaty. I niczym w odpowiedzi strona białoruska zademonstrowała jak traktuje tych, kto broni pamięci komunistycznych zbrodni. Ryhora Kastusiowa zatrzymano w chwili, gdy jechał na lotnisko – na samolot do Warszawy.

Język czy gospodarka?

Alena Anisim i Juraś Hubarewicz.

Spotkania przedstawicieli białoruskiej opozycji z Komisją Spraw Zagranicznych Sejmu w szerokim gronie odbywają się co rok. I co roku opozycjoniści opowiadają polskim posłom o sytuacji na Białorusi i o możliwych szlakach jej demokratyzacji. W tym roku polską stronę reprezentowali m.in. Grzegorz Schetyna, Robert Tyszkiewicz oraz Małgorzata Gosiewska.

Białoruska niezależna parlamentarzystka Alena Anisim przekonywała ich, że najważniejsza obecnie bitwa na Białorusi toczy się o język białoruski.

– Dokładam wszelkich starań, aby przywrócić język białoruski do ustawodawstwa, do sfery informacji i edukacji – zapewniała jedna z dwóch opozycyjnych deputowanych do Izby Reprezentantów.

– Dziś – przede wszystkim gospodarka – odpowiada przewodniczący Ruchu „O Wolność” Juraś Hubarewicz, przypominając w ten sposób, w jakiej sytuacji znalazł się reżim Alaksandra Łukaszenki. Hubarewicz uważa, że inaczej niż we wcześniejszych latach, obecnie Łukaszenka nie ma wielu możliwości do eksperymentowania z białoruską gospodarką, na co wcześniej pozwalały rosyjskie dotacje. Opozycyjny polityk przyznaje, że dziś rząd w Mińsku jest zmuszony do budowania naprawdę niezależnej i samodzielnej ekonomiki i poszukiwania nowych partnerów – w tym na Zachodzie.

– Wcześniej można było imitować liberalizację, ile się chciało. A potem zamrażać sytuację, bo za plecami zawsze było polityczne wsparcie ze strony Rosji. Teraz wielkich nadziei na to reżim Łukaszenki nie ma – twierdzi Hubarewicz.

Niemonolityczna nomenklatura i „Eurobiałorusini”

Anatol Labiedźka

Hanna Kanapackaja, druga niezależna posłanka do białoruskiego parlamentu, podkreślała, że ona i jej koleżanka Alena Anisim przyjechały na spotkanie do Warszawy „na własny strach i ryzyko”, gdyż dla nich nie była to wcale oficjalna delegacja służbowa. Mimo to przekonywała, że w białoruskim społeczeństwie zaszły zmiany i jest ono gotowe poprzeć opozycję.

– Białoruskie władze są zainteresowane zachowaniem obecnego „pionu władzy”, ale mogę powiedzieć, że możecie teraz znaleźć we władzach ludzi, którzy są gotowi na zmiany, którzy pod presją większości są gotowi wsłuchać się nawet w głos opozycji – zapewniała.

Ale oprócz przedstawicieli władzy i opozycji na Białorusi jest jeszcze jedna siła. Przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (AHP) Anatol Labiedźka określił ją jako „Eurobiałorusinów”. To ci obywatele kraju, którzy opowiadają się za wartościami europejskimi i widzą Białoruś w składzie Europy, a nie Rosji.

– Mamy mniej więcej 35-40 proc. „Eurobiałorusinów”. To oni, a nie Alaksandr Łukaszenka są strategicznym partnerem dla Polski. Jeżeli Zachód będzie „odchodził” od Białorusi, będzie to rozczarowaniem dla tych 35-45 proc. obywateli, a Białoruś coraz bardziej będzie ogarniał „russkij mir”. To zagrożenie i ogromne wyzwanie – ostrzegał Labiedźka.

„Wkraczają Rosjanie”

I właśnie wpływy Kremla szereg opozycjonistów uznaje za jedno z największych zagrożeń dla demokratycznej Białorusi. To rosyjskie, prokremlowskie media, fundacje i organizacje paramilitarne.

– Zmniejszenie wsparcia [ze strony Zachodu – od red.] dla niezależnych mediów, społeczności demokratycznej i opozycji prowadzi do tego, że Rosjanie wkraczają na Białoruś – przez rosyjską ambasadę i rosyjskie fundacje. Przekupują niezależne media, wchodzą do środowisk obywatelskich, posiadając tam własnych adeptów – ostrzegał jeden z liderów Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji Wital Rymaszeuski. – Rosja ma możliwości i pieniądze. I inwestuje znaczne środki we własne struktury w postaci organizacji paramilitarnych, think tanków, w organizowanie różnego rodzaju marszów, jak np. na 9 maja – zgadza się wiceprezes Partii BNF Alaksandr Stralcou.

Grzegorz Schetyna i Robert Tyszkiewicz.

Dialog czy sankcje?

– Znaleźliśmy się w zamkniętym politycznym kręgu i wywołuje to frustrację u polskich partnerów: cały czas wahadło porusza się od dialogu do sankcji. I musimy znaleźć wyjście z tego zaklętego kręgu – nie ukrywa Stralcou.

Jego zdaniem rozwiązaniem mogłaby być „polityka wielu dróg”: Polska utrzymywałaby kontakty zarówno z opozycją, jak i z władzami.

Zdaniem byłego kandydata na prezydenta Uładzimira Niaklajewa, dialog pomiędzy Mińskiem a Brukselą i państwami Zachodu stał się narzędziem służącym do zakonserwowania obecnej sytuacji na Białorusi. Co więcej – pośrednim wsparciem dla reżimu Łukaszenki.

Jeszcze bardziej radykalne stanowisko zajmuje emigracyjny polityk Andrej Sannikau.

– Jedyne, co może powstrzymać represje, to sankcje – mówi.

Jest on przekonany, że najpierw potrzebny jest dialog wewnątrz Białorusi, zaś dialog pomiędzy władzami w Mińsku a Brukselą nie przyniesie żadnych pozytywnych zmian.

Spotkanie w Sejmie odbywało się akurat na tle pokazowych procesów po wczorajszych zatrzymaniach zwolenników opozycji w Mińsku i nieustannych prześladowań obrońców miejsca pamięci narodowej w Kuropatach. Znalazło to odzwierciedlenie w oświadczeniu Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu: jej członkowie zwrócili się do polskiego rządu z prośbą o dołożenie starań w obronie opozycyjnych aktywistów i polityków aresztowanych na Białorusi.

– Chcemy wypowiedzieć się w tej kwestii jako Komisja Spraw Zagranicznych – oświadczył poseł Robert Tyszkiewicz. – Chcemy z imienia i nazwiska wymienić wszystkie osoby, które zostały aresztowane z przyczyn politycznych.

W oświadczeniu mowa też o konieczności zwiększenia wsparcia dla demokratycznych ruchów społecznych i inicjatyw lokalnych na Białorusi.

– Komisja nadal jest zainteresowana rozwojem dialogu i stosunków gospodarczych z Białorusią. Jednak warunkiem dalszej normalizacji stosunków Białorusi i Polski oraz UE musi pozostać zaprzestanie represji, przeprowadzenie wolnych wyborów i przestrzeganie praw człowieka i obywatela – czytamy w dokumencie.

Zmicier Jahorau, cez/belsat.eu

Aktualności