Sąd uznał autorki słynnego sondażu wyborczego za winne pracy bez akredytacji.
Nasze koleżanki przygotowywały reportaż w dzień rosyjskich wyborów. Dostały się m.in. do ambasady Rosji w Mińsku, gdzie urządzono punkt wyborczy.
Czytajcie więcej:
Jedna z ich rozmówczyń nieco się zagalopowała i oznajmiła przed kamerą, że głosowała na „Łukaszeneczkę”. Potem próbowała się poprawić mówiąc, że oddała głos oczywiście na „Putinka”. Materiał filmowy z tą zabawną wypowiedzią zrobił furorę w internecie. Na samym jedynie profilu Biełsat po polsku filmik uzyskał 125 tys. wyświetleń, 1 tys. udostępnień:
Dziś pod zarzutem pracy bez akredytacji Kaciaryna Andrejewa i Iryna Arachouskaja stanęły przed sądem. Świadkiem był major milicji Dzmitryj Szantyr.
Nasze korespondentki wystąpiły z wnioskiem o wezwanie do sądu przedstawicieli MSZ i Ministerstwa Informacji, aby wyjaśnili, dlaczego Biełsat od lat nie dostaje akredytacji, za której brak karani są potem jego dziennikarze.
– Państwo samo tworzy warunki, w których nie przestrzega się ustawy o mediach. Nie udzielając Biełsatowi akredytacji, dziennikarzy faktycznie pozbawia się gwarantowanego przez Konstytucję prawa do pracy – stwierdziła Kaciaryna Andrejewa.
Sędzia Iwan Kaścian odrzucił jednak ten wniosek, uznając tę kwestię za „zbyt globalną”. Reporterkę Andrejewą skazano na 840 rubli (1495 zł), a operatorkę kamery Arachouską – na 480 (854 zł) rubli grzywny.
cez/belsat.eu