Władze Białorusi nie mają pomysłu na zabezpieczenie odpadów z fabryki akumulatorów budowanej w Brześciu przez chińską firmę iPower.
Kampania przeciwko budowie potencjalnie niebezpiecznej chińskiej fabryki akumulatorów Brześciu nabiera obrotów. Coraz więcej osób przychodzi w niedzielę na centralny plac miasta „karmić gołębie” – milicja nie pozwala im protestować. Jednak swoją obecnością obywatele zwracają uwagę na problem.
Według różnych danych, czwarta „akcja dokarmiania ptaków przez nieobojętnych obywateli” zebrała na placu Lenina od stu pięćdziesięciu do dwustu osób. Pokojowi demonstranci nie zwracali uwagi na mrozy, bo na pierwszym miejscu stawiają bezpieczeństwo – ich samych i dzieci.
– Przyszliśmy tak, jak wszyscy tutaj. Mamy wspólny problem, nad którym tu debatujemy. Rozwiązujemy tą kwestię – dzielą się z nami mieszkańcy Brześcia.
W sobotę w Brzeskim Obwodowym Komitecie Wykonawczym specjalna grupa inicjatywna przez pięć godzin rozmawiała z komisją przysłaną z Mińska. To reakcja na petycję wysłaną przez obywateli do Administracji Prezydenta. Mieszkańcy miasta zebrali ponad 37 tysięcy podpisów.
Podczas spotkania przedstawiciele władz zapewnili między innymi, że dopóki nie określą, co robić z odpadami, chińska fabryka nie zostanie oddana do eksploatacji. Jednak wątpliwości pozostały.
– Myślę, że wszystkie działania razem: akcje, protesty, inne czynności obywatelskie i prawne w końcu doprowadzą do tego, że fabryka zostanie zamknięta – uważa obrońca praw człowieka Raman Kislak.
Protesty przeciwko budowanej w wolnej strefie ekonomicznej „Brześć” fabryce akumulatorów iPower trwają od początku roku. Szefostwo zakładu i urzędnicy zapewniają, że przestrzegają prawa na wszystkich etapach realizacji projektu. Wątpią w to nie tylko zwykli obywatele i aktywiści, ale też polskie władze. Ministerstwo Środowiska wysłało stronie białoruskiej oficjalne pytanie w sprawie budowy potencjalnie szkodliwej fabryki niedaleko granicy państwowej, nad Bugiem – dopływem Wisły.
Czytajcie również:
Sciapan Swiatłou, PJ/belsat.eu
