„Rzuciliśmy wyzwanie całemu światu” – Białorusini rehabilitują sportami ekstremalnymi


Skaczą ze spadochronem, nurkują z delfinami i odwiedzają centrum przygotowania kosmonautów. Podopieczni fundacji „Spiros” są przy tym osobami niepełosprawnymi psychicznie.

Życie Siarhieja Douhala byłego pilota wojskowego, który lata dziś w prywatnym aeroklubie, w 2012 roku odmienił jeden film. „Forpost” to film dokumentalny o przełożonym prawosławnego monastyru na pograniczu Ukrainy i Rumunii. Jego bohater, ojciec Michaiło, roztoczył opiekę nad sierotami i porzuconymi starcami, dla których wybudował przytułek.

Siarhiej Douhal

– Pomyślałem wtedy: dlaczego przez cały czas odkładamy dobre uczynki na później? Wtedy pierwszy raz pojechałem do domu pomocy dla tych szczególnych dzieci. Od tego czasu nie mogę przestać. To moje życie. Z czasem zrozumiałem, że o ile nad ośrodkami dla psychicznie i neurologicznie chorych dzieci roztoczona jest opieka, to domy pomocy dla dorosłych są nikomu niepotrzebne. Z ośrodka dla dzieci, trafiają do ośrodka dla dorosłych, a stamtąd już tylko na cmentarz. Nawet więzień ma szansę wyjść z więzienia, a oni jej nie mają. Naszym obowiązkiem jest ulżenie im w samotności i cierpieniu – tłumaczy Siarhiej.

W 2013 roku Siarhiej Dauhal wraz ze swoim przyjacielem Alaksandrem Cichanowiczem – aktywnym wolontariuszem organizacji dobroczynnej, stworzyli projekt koncertów dla pensjonariuszy domów pomocy o nazwie „Z serca dla serca”.

Projekt pokochali wszyscy, zarówno podopieczni fundacji, jak i artyści, wolontariusze i wszyscy nieobojętni na ludzkie cierpienie.

Dwa razy w roku, latem w święto Świętej Trójcy i zimą z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Niepełnosprawnych, przed scenami w Mińsku zbierają się tysiące osób z całej Białorusi. Dzięki fundacji Spiros, podczas koncertów mieszkańcy zamkniętych ośrodków mogą spotkać starych znajomych, zawiązać nowe przyjaźnie i cieszyć się muzyką.

Najważniejsze jest ofiarowanie choć chwilki „normalnego życia”

Z podopiecznymi fundacji. Zdjęcie z archiwum Siarhieja Douhala

Oprócz koncertów dla osób z domów pomocy każdego roku organizowane są pikniki. Każdego roku kilka grup jedzie pływać jachtami i statkami pasażerskimi po „Mińskim Morzu” – zalewie Zasławskim. Przedstawiciele wszystkich ośrodków, którymi opiekuje się fundacja, uczestniczyli w tym roku w lotach widokowych w turystycznym samolocie. W ubiegłym roku z kolei rywalizowali w ramach turnieju w piłkę nożna.

– Każdego roku staramy się robić coś nowego i niezwyczajnego. Bierzemy od 30 do 50 osób z każdego ośrodka. Żebyście widzieli, jak proszą o te wyjazdy. Wycieczka jest jednym z rodzajów nagrody. Na wycieczki trafiają ci, którzy pracują w ośrodkach, walczą z nałogami, pomagają najciężej chorym, opiekują się nimi. Dla nich wyjście z domu pomocy to już duże wydarzenie. I bardzo się o to starają. To naprawdę coś niesamowitego, bo praca w tych ośrodkach aż kipi – mówi Siarhiej.

„Rzuciliśmy wyzwanie całemu światu” – rehabilitacja sportami ekstremalnymi

Z podopiecznymi fundacji. Zdjęcie z archiwum Siarhieja Douhala

Dzianis Niawierka przez trzy lata był przykuty do wózka inwalidzkiego. Po nieudanym skoku do wody nie może chodzić. By chłopiec nie stracił wiary w siebie, Siarhiej z drużyną postanowili pobudzić go do działania. W tym celu chłopiec zanurkował z nimi w mińskim basenie i przez godzinę przebywał z aparatem oddechowym na głębokości sześciu metrów. Dzianis często też lata z Siarhiejem jako członek załogi.

Teraz Siarhiej prowadzi rozmowy z Centrum Przygotowania Kosmonautów. W planach jest wycieczka do Gwiezdnego Miasteczka i próba zostania kosmonautą.

– Oni nie potrzebują łez i wyrazów współczucia. Ja z nimi rozmawiam jak ze zwykłymi ludźmi. Uważam ich za zdrowych. Pewnego razu pomyślałem, dlaczego by nie przebudzić społeczeństwa? Społeczeństwo potrzebuje wyzwań. Koniecznie trzeba pokazać, że możliwości tych ludzi są nieograniczone. Oni mogą latać, mogą skakać ze spadochronem, schodzić w głębiny, wykonywać ewolucje w samolocie. W najbliższym czasie mogą przepłynąć się niszczycielem, odwiedzić Gwiezdne Miasteczko, przejść wstępne szkolenie kosmonauty i przymierzyć skafander. Chcę pokazać, że ci ludzie także mogą to wszystko zrobić. A to porusza. Nieskromnie powiem, że pierwsi na świcie zrobiliśmy to dla mieszkańców domów opieki – tłumaczy Siarhiej.

Delfinoterapia. Zdjęcie z archiwum Siarhieja Dauhala

Oprócz tego, Siarhiej planuje otworzyć specjalną placówkę, której zadaniem byłoby socjalizowanie osób niepełnosprawnych psychicznie i integrowanie ich ze społeczeństwem. Ale też stworzyć możliwość leczenia wielu osób za pomocą sportów ekstremalnych i delfinoterapii. W planach wizjonera rozwija się program poszukiwania wśród mieszkańców ośrodków zamkniętych swoich krewnych i bliskich.

„Program łączenia rodzin” niepełnosprawnych

Z podopiecznymi fundacji. Zdjęcie z archiwum Siarhieja Douhala

Siarhiej Douhal z podopiecznymi fundacji. Zdjęcie z prywatnego archiwum

– Bywa czasem, że rodzice, wstydząc się odmienności dziecka, nie mając możliwości lub możliwości wychowania go, oddają dziecko do przytułku. Potem, gdy chcą go odwiedzić, albo zabrać, nawet nie wiedzą, gdzie go szukać. Albo inna historia. Swiatłana Pałonskaja. Gdy się poznaliśmy miała około 55 lat, teraz koło 60. Mówi mi: „Siaroża, mam brata w domu opieki w Stołbcach. Bardzo bym chciała go zobaczyć.” 120 kilometrów stąd. Mówi: „Gdy byliśmy malutcy, rozrzucili nas po różnych ośrodkach. Jesteśmy bliźniakami. Stas ma na imię” – opowiada Siarhiej.

Niewiele myśląc, Siarhiej z drużyną zorganizowali spotkanie brata i siostry w ośrodku w Stołbcach, a razem z nim koncert.

– Podczas koncertu wyprowadziliśmy ich na scenę. Czytali wierszyki, śpiewali piosenki, jak w dzieciństwie, gdy mieli po 5 lat. Oni wszystko pamiętali, a nam wszystkim ciekły łzy. Z czasem przewieźliśmy Stasa do Swiety, do Borysowa. Bardzo nas prosił: „Chciałbym zobaczyć, jak moja siostrzyczka mieszka”.

„My żyjemy, tak jak możemy. Oni żyją, tak jak im pomożemy…”

Jak twierdzi Siarhiej, wszystkie domy opieki na Białorusi są przepełnione, a ludzie czekają w kolejkach do nich w całym kraju.

– U nas tego problemu praktycznie się nie porusza. Białorusin ma być piękny, zdrowy… jak w każdym kraju. A ludzie, którzy nie pasują do tego wzorca, trafiają sami wiecie gdzie. Jak najdalej od ludzkich oczu, do zabitych dechami wiosek, za betonowe mury.

W Europie Zachodniej wyjątkowi obywatele w dużym stopniu żyją razem ze zwykłymi obywatelami. Nie są pozbawiani prawa do pracy, w przeciwieństwie do naszych. A przecież prawo do pracy gwarantuje obywatelom nasza konstytucja! W krajach muzułmańskich w ogóle nie ma ośrodków dla niepełnosprawnych, takimi ludźmi opiekuje się rodzina. W Grecji, na przykład na wyspie Korfu, służą oni przy świątynnym ołtarzu. W Europie pracują w administracji, czy jako kelnerzy w restauracjach. U nad daleko jeszcze do tego. A potrzeba, by przywykli do życia w naszym społeczeństwie – socjalizowali się i adaptowali. Choć jeszcze ważniejsze jest, by nasze społeczeństwo się do nich przyzwyczaiło i polubiło tych niezwykłych ludzi – mówi Siarhiej, którzy poszukuje sojuszników, wolontariuszy i koordynatorów w innych największych białoruskich miastach.

– W każdym regionie są dziesiątki zamkniętych ośrodków i one też potrzebują pomocy. Ale my sami wszystkich objąć nie możemy. Potrzebujemy ludzi na miejscu. A właściwie nie my, a oni. Oni czekają na to, by sobie o nich przypomnieć.

Jak pomóc?

Mieszkańcy ośrodków dla psychicznie i nerwowo chorych potrzebują pomocy na wszystkich poziomach.

– Potrzeba wszystkiego. Lista jest niestety bardzo długa. Pampersy! Jeżeli nie można załatwić pampersów, to pracownicy proszą chociaż o nieprzepuszczalną ceratę. Środki higieny osobistej, chemii domowej. Rzeczy osobiste, odzież. Taka nie staromodna i czysta. Sprzęt RTV. Bardzo mało osób ich odwiedza, dlatego chcieliby chociaż telewizję pooglądać, muzyki posłuchać. Doprowadziliśmy im kablówkę. Stare kasety wiele osób wyrzuca, a oni ich potrzebują. Mają stare magnetowidy. Niektóre ośrodki mają nawet stare magnetofony. Jak macie książki, przyjmiemy. Mamy u nas biblioteki. Niepełnosprawni dużo czytają. Żywność, sucha żywność, ciastka, herbata, kawa, cukier, cukierki. Towary papiernicze, kredki, bloki rysunkowe, plastelina – wszystko co jest potrzebne do tworzenia, by się czymś zająć. Medykamenty, bandaże, gazy. Skarpetki i bielizna. Oczywiście, jeżeli ktoś nie chce zajmować się zakupami i wspomóc finansowo, przyjmiemy taką pomoc z otwartymi ramionami. Z wszystkich wydatków przedstawiamy sprawozdania – wylicza Sierhiej.

Drużyna Siarhieja opiekuje się obecnie 12 domami opieki w obwodzie mińskim. To około 3 tysięcy pensjonariuszy. Na Białorusi takich miejsc jest około 50.

W ciągu kilku lat istnienia z grupy wolontariuszy wyrosła poważna organizacja – Fundacja Dobroczynna Pomocy Dzieciom i Dorosłym Niepełnosprawnym Mieszkającym w Ośrodkach dla Psychicznie i Nerwowo Chorych oraz Ludziom z Ograniczonymi Możliwościami imienia Alaksandra Cichanowicza „Spiros”. Fundacja zrzesza dziś około 70 osób. Organizują oni dla pensjonariuszy i pracowników domów pomocy wsparcie duchowe i wychowanie kulturalne, przygotowują zajęcia terapii pracą i wychowania fizycznego, organizują liczne wyjazdy poza mury ośrodków: wycieczki, pielgrzymki do białoruskich sanktuariów i na koncerty w stolicy.

Prawie wszystko co robi fundacja, wykonywane jest charytatywnie. Na wszystko są potrzebne pieniądze. By choć raz w miesiącu odwiedzić każdy dom opieki, trzeba ruszać w drogę 3-4 razy w tygodniu. By zawieźć gdzieś podopiecznych fundacji, potrzebna jest pomoc prywatnych i państwowych firm transportowych, które rzadko pomagają bezpłatnie. Ale najważniejsze co według Siarhieja możemy dać niezwyczajnym ludziom, to zwyczajne ludzkie zainteresowanie i uwaga.

Zobacz też:

Paulina Walisz, belsat.eu

Aktualności