Najpierw aresztowali, a potem zaczęli myśleć. Jak KGB służy Łukaszence


Przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego już nie wie, czy proces w „sprawie patriotów” w ogóle się odbędzie.

Szef specsłużb oświadczył w poniedziałek z trybuny parlamentu, że wciąż jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić czy sprawa dojdzie do sądu. Według słów Wakulczuka „śledztwo obiektywnie bada sprawę”.

„Jeżeli nie ma dowodów, to nawet jeżeli jest osobiste przekonanie ze strony śledczego lub mojej, nie podejmujemy żadnych kroków. Ponieważ istnieje prawo i musi być sprawiedliwość. Aby każdy, kto figuruje w sprawie karnej wiedział, że postąpiono z nim sprawiedliwie. Wtedy mogę spojrzeć mu prosto w oczy” – oznajmił Wakulczyk.

Jak przekonuje główny KGB-ista kraju, zarzuty na temat torturowania więźniów są nieprawdziwe. Wakulczyk powiedział też, że znajdujący się wciąż w areszcie były działacz Białego Legionu Mirasłau Łazouski, niekoniecznie musi być przywódcą grupy przestępczej, to w sprawie przewijają się wątki „grupy uzbrojonej i zorganizowanej”.

„Te niepewne sformułowania, których użył Wakulczyk, po raz kolejny świadczą, że nie ma żadnej bazy dowodowej w sprawie tych ludzi, których aresztowano” – uważa lider Młodego Frontu Zmicier Daszkiewicz, którego zwolniono z aresztu KGB zwolniono 16 kwietnia i wręczono mu dokument o umorzeniu śledztwa w jego sprawie.

Aresztowania w sprawie stworzenia nielegalnej formacji zbrojnej zaczęły się po głośnej wypowiedzi Alaksandra Łukaszenki na temat finansowanych przez Zachód bojownikach, którzy przygotowują krwawą prowokację w celu zdestabilizowania sytuacji na Białorusi. Jako dowody państwowe media pokazywały zdjęcia z działań operacyjnych – przeszukań w mieszkaniach, gdzie znajdowano repliki ASG oraz granaty ćwiczebne, określane w materiale mianem broni bojowej.

Jednocześnie przedstawiciele organów siłowych rozpoczęli postępowanie karne dotyczące masowych zamieszek 25 marca w Mińsku, podczas nieoficjalnych obchodów Dnia Wolności. Dla resortów bezpieczeństwa był sposób na udowodnienie, że są one niezbędne.

„To było zamówienie polityczne. Resorty siłowe je wykonały. Wykonały z satysfakcją i jak umiały” – nie ma wątpliwości Wital Cyhankou, komentator polityczny Radia Svaboda.

Tylko, że ani zamieszek, ani leśnych obozów szkoleniowych dla bojowników nie było.

„Łukaszenka chlapnął coś o dziesiątkach bandytów i od razu aresztowano kogo się dało. A dopiero potem zaczęto myśleć: co inkryminować, gdzie zebrać bazę dowodową, jak znaleźć. Okazało się, że w naszym przypadku, aresztowani działacze Młodego Frontu po prostu odsiedzieli bez żadnej winy” – oburza się Daszkiewicz.

A Cyhankou dodaje, że również o tym czy odbędzie się proces, zadecyduje sam Łukaszenka, który przy tym „będzie przysłuchiwał się do motywów ze sfery polityki wewnętrznej i zagranicznej”.

Jarasłau Ścieszyk, Biełsat

Aktualności