Ludowe dziedzictwo w prywatnych rękach. Wywiad z kolekcjonerką "staroci"


Kolekcjonerstwo – sposób na dorobienie się czy uratowanie przeszłości? A może i to, i to, i jeszcze coś więcej? Zapytaliśmy o to kolekcjonerkę białoruskich wyrobów ludowych Łarysę Szczyrakową.

Larysa już 23 lata zbiera przedmioty codziennego użytku chłopów z Polesia, tkane ruszniki, wyszywanki, koszule i inne elementy odzieży. Kobieta zdobywa eksponaty do swojej kolekcji podczas wypraw na wieś lub poszukiwań po pchlich targach.

Do 1994 roku, pod wpływem ówczesnego systemu edukacji, byłam w pełni „rosyjskim człowiekiem”. Ale wszystko zmieniło się, gdy trafiłam do organizacji krajoznawczej Tałaka. Weszłam w białoruskojęzyczne towarzystwo, zainteresowałam się białoruską kulturą, tradycjami i zaczęłam jeździć z talakowcami na letnie wędrówki.

Podczas takich wypadów patrzysz na te tkaniny, artefakty i zachwycasz się pięknem tych przedmiotów i talentem ludzi, którzy je stworzyli. Dodatkowo, z wykształcenia jestem historykiem i mam osobistą skłonność do ratowania, archiwizowania przeszłości. I, bezwarunkowo, zapragnęłam mieć swoją własną kolekcję takiego rękodzieła: nie tylko tkanin, ale i kołowrotków, jakichś przedmiotów codziennego użytku. Nawet biorąc do rąk zwyczajne przyrządy do prania, patrząc na nie, można poczuć, że trzyma się małe dzieło sztuki.

Larysa Szczyrakowa

Obrusy

Podczas kolekcjonerskich ekspedycji zdobywa się obrusów. Moją kolekcję tworzą głównie obrusy z Homelszczyzny, ale mam też kilka obrusów budo-kaszalewskich i kalinkowickich. Czasem podczas wyjazdów dostajemy takie rzeczy za darmo, a jeśli potrzeba, kupujemy je za niewielkie pieniądze. Oczywiście, takie rzeczy są bardzo dużo warte, ale jeżeli ktoś oddaje je tanio, to zawsze biorę.

Zobacz: Gromnice – starodawny słowiański obrzęd wciąż żyje na Polesiu

Drugim obfitym źródłem obrusów są targi staroci. Jeden ze swoich eksponatów, ozdobiony przepięknymi frędzlami, kupiłam na pchlim targu za 20 rubli.

Ruszniki

Trudno mi teraz przypomnieć sobie, który przedmiot rozpoczął moją kolekcję, ale są rzeczy, które wyróżniają się z szeregu przedmiotów swoją wartością. Na przykład produkty niehlubskiego tkactwa.

Niegłubski rusznik może mieć ponad trzy metry długości.

Tkane ruszniki są nie tylko ozdobą, ale też ważnym elementem prawosławnej obrzędowości

A to jest rusznik mojej babci. Pochodzi z wioski Cielaszouskaja Rudnaja na Homelszczyźnie. Jest to dla mnie jeden z najważniejszych i najdroższych przedmiotów w mojej kolekcji.

Tkane i wyszywane poleskie ruszniki

Stroje ludowe

Koszula budo-kaszalewska. Kiedyś tam, kupiwszy coś na pchlim targu, zapytałam się sprzedawczyni, czy nie ma jeszcze czegoś. Powiedziała mi: No mam jakąś tam koszulinę, ale nie wiem, czy się Pani przyda”. A gdy tylko ją zobaczyłam, od razu ją kupiłam, bo była ozdobiona wyszywanką w kwiaty i niebieskie wzory.

Mam w swojej kolekcji i strój, który trafił do mnie z „śmiertnego węzełka”, który babcia ze wsi Lady szykowała na swój pogrzeb. Każda babcia ma taki węzełek, w którym składają rzeczy, w których chcą być pochowane. Często są tam i koszule.

Zobacz także: „Dziad umarł, a jego strąk ciągle stoi”. Na Białorusi wciąż jest żywy pogański obyczaj erotyczny

Pewnego dnia pojechaliśmy do wsi Lady. Zostało tam dosłownie kilka chatynek i do jednej zaszliśmy. Zaczęliśmy wypytywać, prosiliśmy, by pokazali, czy coś zostało. Babcia wydobyła swój „węzełek” i mówi: „no dzieciaki, to na moją śmierć”. Mówimy jej: „babciu, ale po co Ci to? Niech Cię może pochowają w czymś bardziej współczesnym, a to sprzedaj dla nauki, żeby ludzie mogli zobaczyć”. A ona mówi: „no to bierzcie, co poradzić”.

Nieodzownym elementem białoruskiego stroju ludowego jest wyszywana koszula – soroczka

Mam też i niehlubskie koszule. Dokładnie pięć takich soroczek nabyłam u jednej babki. W ogóle w Niehlubce tradycja tkactwa jest bardzo rozwinięta i zachowała się do dziś. Niehlubskie soroczki są szczodrze udekorowane czerwoną nicią, haftowane są też kołnierz i dół koszuli. Koszule, które pokazuję w mojej kolekcji, przede wszystkim są tkane przez mistrzynie z lat 40-tych. Te przedmioty są bardzo delikatne, bo wykorzystuje się w nich naturalne barwniki.

Zobacz: Polska projektantka zainspirowana białoruską sztuką ludową

Dlatego takie koszule obowiązkowo prano w zimnej wodzie. Trzeba też wiedzieć, że wszystkie niehlubskie koszule mają strasznie wielkie dekolty. Niektórzy nie wiedzą, dlaczego jest to tak zrobione i zakładają koszule tył na przód. A jest to bardzo funkcjonalne udogodnienie do karmienia piersią. Teraz nie jest to dla młodzieży tak oczywiste, bo już nikt niemowlęcia na prace w polu nie zabiera.

Każdy region miał swój wzór wyszywanki

Rzadkością jest znalezienie pasa. Faktycznie, to mam tylko jeden. Jest bardzo długo, ma ponad cztery metry długości, ale jest źle zachowany. Taki pas wiązano w ten sposób, by powstawały tak zwane „uszka”.

Pas wiązany w “uszka”

Niehlubski kubak, wielobarwne nakrycie głowy, by być szczerym, to zamówiłam u rzemieślnika. Nie jest autentyczny, a wykonany na współczesną modłę.

Kołowrotek

Jeden z moich znajomych kupił sobie chatę w Uwarawiczach i przebąknął kiedyś, że wala mu się coś na stryszku. Pojechaliśmy tam. Wchodzę na strych, a tam leży kołowrotek. Wyglądał strasznie: był kompletnie połamany, stary, zjedzony przez robactwo. Oddałam jego górę do restauracji, nóżki dodaliśmy nowe, ale dalej brakuje detali. Za wzór wzięliśmy kołowrotek z zasobów Talaki, z którego skopiowaliśmy brakujące części.

Pozostawiony na strychu kołowrotek nadgryzły zęby nie tylko czasu
Kompletny kołowrotek Talaki

Ikony

To nasza rodzinna ikona. Ale, w sumie, nie do końca. Kiedyś mama powiedziała, że u niej letnisku jest nasza domowa ikona. Pojechałam i zabrałam ją. Ale wszystko wydarzyło się nie tak prosto, jak wydawało się na początku. Rzecz w tym, że członkowie mojego rodu przed wiekami byli wietkowskimi staroobrzędowcami. A na starowierskich ikonach pod koszulką powinien być cały rysunek. Gdy zdjęliśmy koszulkę z ikony, nic pod nią nie znaleźliśmy. Dlatego też ta ikona jest prawosławna, choć musiała należeć do kogoś z krewnych.

Jeszcze jedną ikonę znalazłam na tym samym stryszku, co i kołowrotek. Ale ona cała jest już zjedzona i wydaje mi się, że nie przedstawia już sobą żadnej wartości. Może, gdyby ją odrestaurowano.

Nowe – to zapomniane stare

Stół niestety nie jest autentyczny, ale zrobiony „na stary”. Taką technikę nazywa się „szczotkowaniem”, to sposób postarzania drewna. Autentycznego stołu póki co nie mogę nigdzie znaleźć.

Kufer też jest nowy. Ale, tak jak i stół, bardzo pasuje do tego wnętrza. Rzecz w tym, że dla mnie ważnym nie było jedynie posiadanie wszystkich tych przedmiotów, ale i cieszenie się nimi, pokazywania ich ludziom w takiej atmosferze, w jakiej one żyły. Wcześniej w tym pokoju była graciarnia, ale specjalnie zrobiłam tam nietypowy remont. I powstał tak zwany kącik etnograficzny. Zawsze marzyłam o posiadaniu takiego kącika i wreszcie sen się spełnia. Zaczęłam przed dwoma miesiącami i teraz będę jeszcze wszystko dopracowywać.

Plany na przyszłość

Kolekcjonerstwo nie jest dla mnie mozolną codzienną pracą. Nie wyszukują tych rzeczy na stronach, aukcjach. Bywam po prostu czasami na wsi i jak jest możliwość coś zdobyć, to kupuję. Staram się też brakujące przedmioty zdobywać na targach staroci. Ale nie można powiedzieć, bym była jakimś mega-kolekcjonerem, który planuje, że potem to wszystko trafi do jakiegoś muzeum. Dlatego, że robię to dla duszy. Staram się te przedmioty uratować przede wszystkim dla siebie i swojej rodziny, bo w muzeach to wszystko już jest. Na przykład, szczególnie bogata kolekcja sprzętów chłopskich jest w zbiorach muzeum wietkowskiego.

Larysa Szczyrakowa w swoim kąciku etnograficznym

Chciałabym mieć to, czego jeszcze nie mam. Na przykład, o ile mam stroje wietkowskie, budo-kaszalowskie i inne, to petrykowskiego, żytkowickiego póki co nie mam. Moja mama pochodzi spod Narowli, dlatego też chciałaby mieć coś z tamtych stron. Ale byliśmy tam w tym roku i nie znaleźliśmy ani jednej koszuliny, nawet takiej nie sfotografowaliśmy.

Jest też pomysł na przekucie tego etnograficznego kątka w pieniądz – udostępnienia go fotografom, by mogli zorganizować sesję we wnętrzu chłopskiej chaty i ubrać w te stroje modeli. Wydaje mi się, że to może być ciekawe i może wzbudzić pewnie, choć pewnie nie duży, popyt. Bo zrobić sobie zdjęcie w sukience może każdy, ale fotografia w autentycznym stroju ludowym, to już coś ciekawego. Spodziewam się, że amatorzy takich sesji się znajdą.

Zobacz także:

Bajeczne widoki, grube miliony i swojskie jajka – białoruski przepis na agroturystykę

 

belsat.eu

Aktualności