Wszyscy winni: sądowy taśmociąg nabiera obrotów


W Mińsku, Grodnie i Mohylewie od rana skazywano dziś uczestników wczorajszych demonstracji.

Liczba zatrzymanych przekroczyła 50 osób. Takie dane podawali nasi dziennikarze jeszcze wczoraj. Podobne przytaczają dziś białoruscy obrońcy praw człowieka – mówią oni o co najmniej 52 osobach, które stanęły przed sądem.

W samym Mińsku było ich co najmniej 21 osób. Poinformowało o tym Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna, które sposób interwencji funkcjonariuszy określa jako „zakazane praktyki”, „poważne naruszenia praw człowieka” i „nieproporcjonalne użycie siły fizycznej”. Chodzi m.in. o brutalne zatrzymania dokonywane przez mężczyzn w cywilu i przebiegały one w brutalny sposób.

Dziś od rana w dwóch sądach rejonowych (dzielnicowych) białoruskiej stolicy trwały rozprawy administracyjne wobec zatrzymanych. Świadkami byli ci sami milicjanci – przeważnie funkcjonariusze OMON-u, którzy zatrzymywali demonstrantów.

Niektórzy z manifestantów, doprowadzeni przed sąd po nocy spędzonej w areszcie, byli mocno pobici. Jak na przykład Andrej Nawakouski z Mińska.

O pobiciu mówił nam też inny mińszczanin Paweł Fadziejeu.

„Zacząłem wysiadać z trolejbusu i tam byli ludzie w cywilu, którzy zachowywali się bardzo bardzo brutalnie. Bili mnie, wykręcili ręce i nogi i zaciągnęli do samochodu bez znaków rozpoznawczych”.

Innego uczestnika demonstracji w Mińsku – Antona Daniława – z sali rozpraw musiało zabrać pogotowie.

Część osób, które trafiły dziś przed sąd w stolicy przekonywały, że znalazły się na posterunkach milicji, chociaż nie brały udziału we wczorajszej akcji. Kilka osób miało stać się przypadkowymi ofiarami łapanki zorganizowanej w przejściu podziemnym w okolicy Akademii Nauk, gdzie zbierali się demonstranci. Jedna z dziewczyn zeznawała, że szła po prostu po lekarstwa do apteki.

Sądy rozpatrują te przypadki podobnie: nawet „przypadkowym” kobietom wymierzają przeważnie 13 dni aresztu, a „przypadkowym” mężczyznom – 15. Artykuły kodeksu karnego, z którego są skazywani zatrzymani to głównie „drobne chuligaństwo” i „niepodporządkowanie się poleceniom funkcjonariusza”.

„Naruszenia w salach posiedzeń są te same: protokoły pisane „przez kalkę” i takie same zeznania. Ci sami świadkowie w Sądzie Pierszamajskim twierdzili, że zatrzymywali niemal wszystkich i że byli umundurowani – wylicza wiceszef Wiasny Walancin Stefanowicz. – Można było odnieść wrażenie, że część „darmozjadów” na Białorusi nagle zaczęła przeklinać, krzyczeć i wymachiwać rękami. A potem postanowiła nie podporządkować się zgodnymi z prawem żądaniom milicji”.

Akcja w Mińsku była legalna, w przeciwieństwie do tych, które odbyły się w Mohylewie i Grodnie. Tam też wczoraj zatrzymywano, a dziś sądzono uczestników protestów. Obrońcy praw człowieka poinformowali o zatrzymaniu ośmiu osób po zakończeniu ulicznej demonstracji w Mohylewie. Kilka osób trafiło też na posterunki po proteście w Grodnie.

Białoruska telewizja państwowa, informując o proteście w stolicy, porównała go do „pochodu nazistów”.

“Od pierwszych chwil było jasne, że wszystko sprowadzono do haseł politycznych. Mieszkańcy byli zszokowani zachowaniem grup anarchistów. Te działania przypominały pochody nazistów. Czy to jest nam potrzebne? Do czego dążą organizatorzy? Do katastrofy, tak jak u sąsiadów? Strachu o dzieci przed wyjściem na ulicę? Czy to walka o granty?” – pytał retorycznie 1 program państwowej TV.

cez, belsat.eu/pl

Aktualności