Czyhunka: Nobel dla Aleksijewicz, czyli koniec snów o Rosyjskiej Rzeszy


Nie można odmówić sprytu szwedzkiej Akademii Królewskiej, która nadając nagrodę  Aleksijewicz po prostu inteligentnie trolluje, wcale nie Łukaszenkę, ale przede wszystkim Władimira Putina.

Oczywiście w „russkim mirze” już się podniosły głosy, że „nagroda jest upolityczniona”. Białoruski pisarz i wielki zwolennik stopienia się Rosji i Białorusi w jeden byt, Andriej Gieraszczenko domaga się ustanowienia w Rosji „niespolitycyzowanej” „Nagrody Łomonosowa”. Jednak akurat nawet, jeżeli nagrody Nobla mają w tym lub innym roku polityczne odchylenie, to nie można zarzucić członkom Królewskiej Akademii jednostronności. Gdy George Bush wysłał amerykańskie wojska do Iraku, nagrodę Nobla otrzymał Harold Pinter – publicznie nazywający amerykańskiego prezydenta masowym mordercą. Trudno więc zarzucić Szwedom stosowanie „podwójnych standardów” – czyli tego o co rosyjska elita lubi oskarżać cały świat.

Wracając do Aleksijewicz – szwedzka nagroda uderza dokładnie w podstawy nowego rosyjskiego imperializmu. Oto okazuje się, że na Białorusi żyje pisarka pisząca po rosyjsku, która absolutnie sobie nie życzy, by Putin i jego „powstająca z kolan” Rosja broniła jej przed kimkolwiek. Okazuje się, że na obszarze b. Związku Radzieckiego żyją miliony rosyjskojęzycznych ludzi, którym z Rosją jest nie po drodze. Czy to jak Białorusini delikatniej – nie chcą brać udziału w awanturach geopolitycznych Putina lub jak Ukraińcy – z bronią w ręku stają w obronie swojej suwerenności przeciwko rosyjskiej inwazji.

Aleksijewicz jest symbolem krachu marzeń Putina o odrodzeniu Rosyjskiej Rzeszy – projektu państwa, które obejmie swoim zasięgiem wszystkich rosyjskojęzycznych. Porównanie z Rzeszą Niemiecką jest tu nieprzypadkowe. Przecież dokładnie tego samego chciał w pierwszej połowie XX w. niemiecki fuerer i jego pomysły skończyły się dla niego i dla Niemiec tragicznie, choć przez pewien czas nawet udało mu się zjednoczyć prawie wszystkich niemieckojęzycznych w obrębie wspólnych granic.

Podobne pomysły próbował realizować Slobodan Miloszewicz i tak zabrał się za obronę Serbów w Chorwacji, że na koniec większości z nich musiała z niej uciekać, a on sam zakończył żywot w więzieniu.

Rosyjski wcale nie musi być więc językiem rosyjskiego imperializmu i bez trudu może być narzędziem dla głoszenia idei wolności. Nie tylko Aleksijewicz ma zasługi na tym polu. W końcu to „Woiny swieta” („Bojowicy światła” – Belsat.eu)  piosenka z  rosyjskim tekstem autorstwa białoruskiego zespołu Lapis Trubieckoj stała się jednym z hymnów ukraińskiego Majdanu.

Nie można zapomnieć o czym Alesksijewicz też pisze. Jej najlepsze książki, a więc „Ołowiane Żołnierzyki” i „Czarnobylska Modlitwa” to prawdziwe memento dla rosyjskich rządzących – szczególnie teraz. Wojna w Afganistanie też rozpoczęła się od wprowadzenia „ograniczonego kontyngentu”, a skończyła się hańbiąca ucieczką, utratą tysięcy ludzkich istnień, nie mówiąc o gospodarczym zrujnowaniu kraju. Dziś Rosja ma wielkie szanse, by ugrzęznąć w Syrii, podobnie jak przed czterema dekadami w Afganistanie. Sposób w jaki sowieckie władze ukrywały prawdę o czarnobylskiej katastrofie, szafowanie ludzkim życiem przy jej likwidacji – ten mechanizm wielkiego  kłamstwa i pogardy dla własnych obywateli przypominają jako żywo sposób, w jaki Rosjanie postąpili z Ukrainą – rozpoczynając przeciwko niej cichą i niewypowiedzianą wojnę. Rosyjscy żołnierze giną podczas „ćwiczeń” przy granicy ukraińskiej, do domu w aurze tajemnicy wracają cynkowe trumny. Historia się powtarza.

Aleksijewicz jest niebezpieczna dla Putina również w tym kontekście. W końcu lada dzień z frontu w Donbasie do Rosji zaczną powracać ludzie zniszczeni wojną – kaleki, alkoholicy i narkomani. Ludzie, którzy zrozumieli, że stali się pionkami rosyjskiej polityki, że zostali oszukani i nikomu do niczego nie są już potrzebni. I gdy zaczną mówić, Aleksijewicz bez trudu zbierze materiał na książkę, którą przeczyta cały świat.

Maksym Czyhunka dla Biełsat

www.belsat.eu/pl/

Aktualności