„Wojna wolontariuszy”: nowy reportaż Biełsatu o wojnie w Donbasie już po polsku


Dziennikarze Biełsatu ryzykując życiem odwiedzili miasta po  obydwu stronach frontu – Donieck i Mariupol.

Niewypowiedziana wojna Rosji przeciw Ukrainie trwa już ponad dwa lata. Linia frontu przekształciła się w granicę, która podzieliła, jak się kiedyś wydawało jeden naród na zapiekłych wrogów – zwolenników i przeciwników “Russkiego miru”.

Dziesiątki tysięcy ludzi po obydwu stronach konfliktu stały się ofiarami rosyjskiej „partii wojny”, której przewodzi  Władimir Putin.  Za geopolityczne ambicje rosyjskiego przywódcy obywatele Ukrainy zapłacili krwią i cierpieniem.

Ekipa zdjęciowa Biełsatu pojechała do Donbasu w lutym ub.r. zaraz po podpisaniu Umów Mińskich, które miały przynieść rozwiązanie konfliktu. Dziennikarz Juraś Wysocki i operator Siarhej Marczyk odwiedzili kontrolowany przez separatystów i Rosjan Donieck, oraz znajdujący się po ukraińskiej stronie przyfrontowy Mariupol.

„Przyjechaliśmy do Doniecka zaraz po spotkaniu normandzkiej czwórki. Przywiozła nas tu samochodem miejscowa biznesmenka, wcześniej właścicielka sieci sklepów. Gdy zaczęła się wojna uciekała do Mariupola, bo większość biznesmenów, którzy nie popierali separatystów trafiało „do piwnicy” na rozmowy profilaktyczne w stylu: „podziel się forsą, oddaj nam swojego jeepa i zostawimy cię w spokoju” –  opowiada współautor reportażu Juraś Wysocki.

„Ukraińcy odradzali nam wyjazd do Doniecka, że niby tam panuje pełne bezprawie, po ulicach chodzą ludzie z automatami – po prostu zombie, którzy mogą nas wziąć do niewoli czy po prostu zabić. Zombie nie zobaczyliśmy, być może mieliśmy szczęście. Za to mogliśmy się przekonać, jak żyje się ludziom mieszkającym w pobliżu słynnego donieckiego lotniska. Były momenty, gdy jechaliśmy  kilometrami przez miasto i nie napotykaliśmy żywej duszy – był to straszny apokaliptyczny widok.

Najmocniejszym epizodem naszej wycieczki były rozmowy z rannymi bojownikami „Donieckiej Republiki Ludowej”. Nietrudno było się domyślić, że wielu z nich poszło na wojnę dla żołdu, by utrzymać  swoje rodziny. To armia upadłych żebraków, których sponsoruje Rosja, a nie umiała wykarmić Ukraina i tych, którzy napawają się bezsensownym ryzykiem – podkreśla Wysocki.

Jb, belsat.eu/pl

Aktualności