Zwycięstwo demonstrantów czy nadejście trudnych czasów - co oznacza podpisanie dekretu nr 1?


Swoim nowym dekretem Alaksandr Łukaszenka zlikwidował podatek „od nieróbstwa”, ale za niektóre usługi świadczone przez państwo obywatele będą musieli płacić w pełnym wymiarze.

Po masowych protestach ulicznych z wiosny 2017 roku, w Ministerstwie Pracy przygotowano nową redakcję sławetnego dekretu nr 3. Rozesłano ją nawet do komitetów wykonawczych w celu zatwierdzenia, ale zmian jednak nie przyjęto. Władze powołały wówczas złożoną z przedstawicieli różnych resortów grupę roboczą, która miała opracować nową koncepcję dekretu i przedstawić ją Alaksandrowi Łukaszence.

Nowy projekt zwrócono jednak do dopracowania i dopiero faktycznie po roku pracy nad dokumentem, 1 października ub.r. przekazano go do rozpatrzenia prezydenckiej administracji. Ostatecznie Łukaszenka podpisał go 25 stycznia 2018 r. – jako dekret nr 1, w którym nie mówi się już o osobach „na utrzymaniu” państwa, zaś niepracujących zwalnia się z podatku przewidzianego wcześniej przez dekret nr 3.

Czytajcie więcej:

W nowej redakcji dekret nosi nazwę „O sprzyjaniu zatrudnieniu ludności”. Obecnie osoby w wieku produkcyjnym, które nie mają oficjalnie pracy, nie będą musiały płacić podatku na finansowanie wydatków państwa. Zaś ci, którzy zdążyli go już zapłacić, dostaną pieniądze z powrotem.

W dokumencie szczególnie zaakcentowano „pracę informacyjną z ludnością”. Miejscowe władze zobowiązano do prowadzenia rozmów wyjaśniających z obywatelami prowadzącymi aspołeczny tryb życia. A na szczeblu rejonowych komitetów wykonawczych powstaną specjalne komisje, które powinny sprzyjać aktywizacji zawodowej ludności.

Ale czy wszystko jest tak oczywiste i jakie pułapki może kryć w sobie nowy dekret? Pierwsze co rzuca się w oczy, to zapowiedź, że od 1 stycznia 2019 roku osoby zdolne do pracy, które nie pracują, będą opłacać w pełnym wymiarze koszt usług subsydiowanych przez państwo. A to np. czynsze i usługi komunalne. I tylko specjalne komisje mogą zwolnić z tych opłat osoby, które „znajdują się w trudnej sytuacji życiowej”.

Belsat.eu przeanalizował tę i inne kwestie wraz z politykiem oraz z aktywnym uczestnikiem ubiegłorocznych protestów.

Anatol Labiedźka ze swoim stronnikami podczas akcji w Mołodecznie 1o.03.2017 r.
Zdj. Maładzieczanskaja Hazieta.

Anatol Labiedźka: To zwycięstwo solidarności nad pozwalaniem sobie na wszystko przez władze

– Jeżeli patrzeć obiektywnie, to skasowanie podatku jest zwycięstwem solidarności, społeczeństwa obywatelskiego nad pozwalaniem sobie na wszystko przez władze. Protesty nie poszły na darmo. To rzadki wypadek, kiedy obywatele okazali się mocniejsi niż milicyjne pałki i urzędnicy – uważa przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (AHP) Anatol Labiedźka.

Opozycyjni prawocentryści (AHP, Białoruska Chrześcijańska Demokracja i Ruch „O wolność”) zainicjowali szereg akcji protestu na prowincji: w Baranowiczach, Bobrujsku, Mołodecznie i Pińsku. Po demonstracji w Mołodecznie z 10 marca 2017 r. przywódcy wszystkich trzech ugrupowań – Anatol Labiedźka z AHP, Juraś Hubarewicz z Ruchu „O wolność” oraz chadek Wital Rymaszeuski – zostali zatrzymani i skazani na 15 dni aresztu.

– Dla władz dekret nr 1 likwiduje groźbę nowych wystąpień, ale nie likwiduje nowych wyzwań, które stoją przed ludźmi. Sytuacja stanie się bardziej zrozumiała 1 kwietnia, kiedy zostanie opublikowana lista usług, za które „darmozjady” będą musiały płacić. Myślę, że wtedy trzeba będzie myśleć, jak na to reagować. Władze rozciągnęły wszystko w czasie, aby kolejny raz nie „rozgrzewać” narodu – uważa Labiedźka.

A przecież „wybuchowe powody informacyjne” mogą zdaniem polityka pojawić na każdym etapie wdrażania dekretu w życie.

– Np. człowiek zmarł, bo nie udzielono mu pomocy medycznej, za którą powinien był zapłacić, ale nie miał pieniędzy. Przecież nie wiemy na razie, o jakich subsydiowanych usługach mowa… To może stać się swojego rodzaju dynamitem. Albo ludzie nie będą mogli zapłacić pełnej stawki czynszu. I co wtedy, eksmitować ich? Takich sytuacji może być dużo w całym kraju. A poza tym zbiegnie się to w czasie z wyborami parlamentarnymi lub prezydenckimi w 2019 roku. Niezadowolenie może wypłynąć w każdej chwili, a spokój jest jako tako zapewniony do pierwszego głośnego incydentu – prognozuje polityk.

Maksim Filipowicz: Dekretem nr 1 splunięto narodowi w twarz

Maksim Filipowicz prowadzi transmisję online z ulicznego protestu.

Aktywista z Homla Maksim Filipowicz to jeden z bohaterów „gorącej wiosny” 2017. Najpierw dyskutował o „podatku dla darmozjadów” oraz innych problemach społecznych z subskrybentami jego kanału w YouTube. Potem prowadził internetowe relacje na żywo z ulicznych protestów. Niejednokrotnie stawał za to przed sądem, łącznie spędził ponad miesiąc w areszcie.

– Niemożliwym jest nazwanie przyjęcie dekretu nr 1 „zwycięstwem”. To raczej autentyczne splunięcie narodowi w twarz. Nie wyobrażam sobie, jak naród to jeszcze wytrzymuje. Pomyślcie tylko: człowiek znajduje się w trudnej sytuacji. W demokratycznym państwie opiekuńczym powinno mu się pomóc, a tu chcą od niego pełnych opłat! Czy to nie szaleństwo? – oburza się aktywista.

Co więc można by nazwać w takim przypadku zwycięstwem? Maksim Filipowicz uważa, że tylko jedno – zamrożenie poprzedniego dekretu i pozostawienie go w stanie zawieszenia na czas nieokreślony. Teraz jednak trudno nawet prognozować, czy nowy dekret sprowokuje falę protestów, takich jak jego poprzednik.

Zdj: Vasily Fedosenko/ Reuters/ Forum

 

 

– Jest wiele przyczyn, aby protestować. Trwa podwyższanie wieku emerytalnego, komplikuje się schemat prywatyzacji mieszkań, w których ludzie mieszkali przez dziesięciolecia. Ale z jakiegoś powodu naród za każdym razem nie wychodzi na ulice. Myślę, że w zeszłym roku ludzi bardzo zastraszono pacyfikacjami protestów – przypuszcza homelski bloger.

Kaciaryna Andrejewa, cez/belsat.eu

Aktualności