Zmarł polski miliarder, który chciał inwestować na Białorusi


W wieku 65 lat w wiedeńskim szpitalu zmarł najbogatszy Polak – Jan Kulczyk. Polskie media informują, że śmierć spowodowały powikłania, które wynikły po drobnej operacji na sercu.

Jana Kulczyka nazywano oligarchą, ponieważ głównej części swojego majątku, który szacuje się na 4,1 mld dolarów, dorobił się na prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych – w tym Telekomunikacji Polskiej.

W 2010 roku Kulczyk planował zainwestować znaczny kapitał w budowę elektrowni w miejscowości Zelwa na Grodzieńszczyźnie. Miała ona działać na polskim węglu, zaś wyprodukowana w niej energia elektryczna powinna była trafiać przede wszystkim z powrotem do Polski. Przedsięwzięcie to przyniosłoby przedsiębiorcy duże pieniądze, ponieważ koszt wytworzenia prądu jest na Białorusi znacznie tańszy niż w Unii Europejskiej, gdzie istnieją restrykcyjne ograniczenia ekologiczne dotyczące zanieczyszczeń powietrza i emisji dwutlenku węgla.

Przeciwko lokalizacji takiej „brudnej” produkcji w ich kraju ostro wypowiadali się białoruscy ekolodzy.

Po pacyfikacji przez białoruskie siły bezpieczeństwa pokojowych protestów powyborczych w grudniu 2010 roku i towarzyszących im represjom przeciwko siłom demokratycznym Kulczyk zrezygnował z planów inwestowania w Białoruś. Wyjaśniał to faktem, że wkładaniu tam pieniędzy nie sprzyja sytuacja polityczna i klimat biznesowy.

Jednak niedawno okazało się, że kwestie związane z robieniem biznesu na Białorusi interesowały go nadal. Podczas „afery podsłuchowej” wyszły na jaw nagrania, z których wynikało, że Jan Kulczyk omawiał z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim „ciekawe plany inwestycyjne” dotyczące Ukrainy i Białorusi.

Jakub Biernat, Maksim Jaraszewicz, belsat.eu

Aktualności