Wyborcza farsa, czy możliwość wyjścia do wyborców?


Niespodzianek nie było. Oprócz Aleksandra Łukaszenki , który na posiedzeniu Centralnej Komisji Wyborczej się nie zjawił, jako kandydatów na prezydenta zarejestrowano przewodniczącego Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhieja Hajdukiewicza, przywódcę „Białoruskiego Kozactwa” Mikałaja Hajdukiewicza oraz aktywistkę kampanii „Mów Prawdę” Taccianę Karatkiewicz.

„Z jednej strony jestem bardzo wzruszona tym, że dostałam tę legitymację. Ale bardziej niepokoję się, jak będzie dalej wychodzić mi jednoczenie ludzi, reprezentowanie ich głosu, bycie dobrym kandydatem” – dzieliła się wrażeniami Tacciana Karatkiewicz.

Podczas posiedzenia CKW pierwsza w historii kobieta – kandydat podkreśliła, że władza musi się zmieniać, kadencji prezydenckich nie może być więcej niż dwie, a Łukaszence zaproponowała odejście, bo jak stwierdziła – bardzo już się zmęczył. Jednak zdaniem ekspertów głównnym warunkiem przemian jest istnienie rzeczywistej alternatywy.

„Wyniki wyborów są z góry określone, zwycięzca wyborów jest znany. I nikt z trzech oponentów Łukaszenki nie może być realnym pretendentem do prezydenckiego urzędu” – jest przekonany politolog Walery Karbalewicz.

Nazwiska konkurentów Łukaszenki są wciąż mało znane wyborcom: „Chcę głosować na kobietę”, „Chyba [nie znam] nikogo, bo się tym nie interesowałam”, „Karatkiewicz i jeszcze kilku”, „Czytaliśmy, znamy różnych, ale uważamy, że niech Baćka będzie jeden”.

Ze swojej strony opozycyjni politycy, którzy nie biorą udziału w kampanii wyborczej, wystąpili ze wspólnym oświadczeniem. Jego sedno to żądanie wolnych i sprawiedliwych wyborów, a nie ich imitacji, którą można obserwować obecnie. Zaapelowali też do wyborców, żeby nie szli do lokali wyborczych.

„Są konkretne wnioski praktyczne, z którymi wszyscy się zgodzili. Po pierwsze to ocena wyborów jako farsy. Podkreślamy jeszcze raz, że niemożliwa jest kontrola liczenia głosów” – przypomina jeden z przywódców chrześcijańskich demokratów Wital Rymaszeuski.

Jako jedną z recept na ten stan rzeczy liderzy opozycji widzą masowe obserwowanie nie tylko samego podliczania głosów, lecz przede wszystkim frekwencji, które wg polityków w dużych miastach będzie bardzo niska.

„Puste w połowie punkty wyborcze to bardzo mocna presja na władze, by zrezygnowała ze starego modelu wyborczego” – przekonuje Anatol Labiedźka, przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej.

Poparli oświadczenie również m.in. lider ruchu „O państwowość i niepodległość” Uładzimir Niaklajeu, przewodnicząca socjaldemokratycznej „Hramady” Iryna Biesztard. W ten sposób siły demokratyczne niemal się zjednoczyły – nie wokół udziału w wyborach, ale na odwrót.

Jury Sałodki, “Biełsat”

Aktualności