Winna nieumyślnego spowodowania śmierci – taki wyrok wydał sąd w Witebsku na Białorusi. 31-letnia Wolha Sciapanawa została skazana na 6 miesięcy lekkiego więzienia, ale wyrok zamieniono na zakaz opuszczania kraju. Kobieta nie komentuje wyroku i nie wie, czy będzie go zaskarżać.
Mieszkająca z mężem i córką w Petersburgu Wolha przyjechała do matczynego domu w Witebsku. Kobieta chciała, by dziecko przyszło na świat na Białorusi. Według skazanej, poród był przedterminowy. Oskarżyciele uważają, że kobieta planowała rodzić w domu i nie zapobiegła możliwym następstwom. Ratownicy pogotowia i lekarze w szpitalu nie zdołali uratować niemowlęcia, które zachłysnęło się wodami płodowymi.
Zobacz: Na Białorusi „Tydzień bez aborcji”
Proces sądowy wywołał na Białorusi dyskusję na temat porodów domowych. Według statystyki Ministerstwa Ochrony Zdrowia, śmiertelność niemowląt na białoruskich porodówkach wynosi około 3 przypadków na 1000, i jest jedną z najniższych w Europie. Ale według tych samych danych, co roku od 100 do 150 Białorusinek wybiera poród poza szpitalem. Dlaczego?
– Kobiety są wyzywane, mogą zostać uderzone, kobiety muszą wycierać wody płodowe które odeszły szmatą. Jest to u nas niestety normą, a to na pewno nie wszystko, z czym może się spotkać kobieta w najcudowniejszym dniu swojego życia, gdy zostaje mamą – tłumaczy psycholog Aksana Iljuszczenia.
Z jednej strony, obowiązkowe umieszczenia na porodówce naruszałoby konstytucyjne prawo kobiet do wolności, ale z drugiej – odmowa hospitalizacji powoduje, że rodząca zostaje bez pomocy specjalistów. Według białoruskiego prawa, udział położnej przy porodzie domowym jest „nielegalnym leczeniem”.
Obecnie białoruskie kobiety mogą legalnie rodzić jedynie w państwowych szpitalach. Ilość podpisów pod petycją domagającą się ułaskawienia Wolhi Sciapanawej oraz oddania kobietom prawa do wyboru sposobu rodzenia, zbliża się już do 35 tysięcy.
Zobacz także:
Iryna Darafiejczuk, Biełsat