Warszawski Sąd Apelacyjny wstrzymuje ekstradycję byłego białoruskiego milicjanta  


Dzmitryj Kousz pracował jako specjalista ds. walki z przestępstwami gospodarczymi w  Grodnie. Jak twierdzi, naraził się KGB i musiał potajemnie uciekać do Polski. Białoruskie służby specjalne jednak o nim nie zapomniały – zażądały od Polski wydania zbiega.

Koush najpierw naraził się „organom”, gdy w 2012 r.poinformował przełożonych  o przypadkach fałszowania głosów podczas wyborów, w komisji wyborczej, którą ochraniał. Potem wykrył przemyt komputerów – okazało się jednak, że przemytnik współpracował  z KGB. Zażądano od niego, by ukręcił sprawie głowę. Odmówił. W sierpniu 2013 r. przed jego blokiem odnalazła się „przypadkowo” torba z kilkuset dolarami. Jak opowiada żona b. milicjanta Swiatłana, KGB biciem wymusiła zeznania od informatora Kousza, który oskarżył go o przyjęcie korzyści w zamian za umorzenie jednego ze śledztw.

KGB nie zapomina

Milicjant widząc, że może trafić do więzienia, uciekł do Petersburga, a potem stamtąd nielegalnie przekraczając granicę dostał się do Polski. Tu zgłosił się od razu do Urzędu ds. Uchodźców i otrzymał ochronę uzupełniającą, czyli status zabezpieczający go przed skazaniem „w sfabrykowanym postępowaniu karnym lub oskarżeniom o niekonstytucyjne działania, szpiegostwo i zdradę państwa”.

Minęło kilka lat i wydawało się, że sprawa przycichła. Kousz założył własną firmę, sprowadził żonę i dwójkę małych dzieci. Jednak  7 marca br. do polskich władz wpłynęły dokumenty z białoruskiej prokuratury generalnej, która na mocy umowy o pomocy prawnej z 1994 r. zażądała najpierw aresztowania byłego milicjanta, a potem ekstradycji. Kousz trafił do aresztu na Białołęce, w którym przebywa do dziś.

Szybka droga do ekstradycji

Zwraca uwagę postępowanie polskich organów ścigania i sądów, które wyjątkowo sprawnie reagowały na oczekiwania strony białoruskiej. 9 marca br. Kousz trafił przed oblicze Sądu Okręgowego Praga, gdzie zatrzymanie zamieniono na areszt do 4 lipca. W międzyczasie białoruska prokuratora dosłała dokumenty potrzebne do ekstradycji. Odwołanie od decyzji o aresztowaniu miało miejsce 3 kwietnia przed sądem apelacyjnym w Warszawie. Dzień później  odbyła się rozprawa przed Sądem Okręgowym Praga, który przychylił się do wniosku o ekstradycji. Sędziowie dysponowali zatem czasem krótszym niż 24 godziny, by ściągnąć akta z Sądu Apelacyjnego i zapoznać się z nimi.  Sąd podjął tak szybko decyzję, choć nie dysponował opinią z Urzędu ds. Cudzoziemców, który zdecydowanie odradzał przekazanie aresztowanego Białorusi. Sąd nie wziął pod uwagę np. art. 604 pkt 7 Kodeksu Postępowania Karnego mówiącego, że do ekstradycji nie może dojść, jeżeli „zachodzi uzasadniona obawa, że w państwie żądającym wydania może dojść do naruszenia wolności i praw osoby wydanej.”

Zemsta KGB

Urząd ds. Cudzoziemców w swojej opinii napisał, że wszczęta przeciwko Kouszowi sprawa w Grodnie może być elementem zemsty ze strony KGB za ujawnienie przestępczych interesów funkcjonariuszy służb. Bliscy aresztowanego boją się również, że sprawa o łapówkę jest jedynie pretekstem do ściągnięcia go na Białoruś, choć i tak za to grozi mu nawet 17 lat więzienia. Na miejscu mężczyzna może być oskarżony np. o szpiegostwo, czy zdradę kraju za to, że  jako dysponujący tajemnicami państwowymi funkcjonariusz  uciekł do Polski. Bliscy Kousza zwracają też uwagę, że pomiędzy polskimi i białoruskimi organami istnieje wyjątkowo szybki przepływ informacji. Grodzieńscy milicjanci niemal od razu wiedzieli np. o zatrzymaniu w Polsce swojego byłego kolegi i wyrażali radość z takiego obrotu sprawy.

Do ponownego rozpatrzenia

Ostatecznie jednak Sąd Apelacyjny Warszawie wziął pod uwagę okoliczności i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia do sądu I instancji. Wnioskował o to nie tylko obrońca – mec. Aleksandra Przecherska, ale nawet przedstawiciel prokuratury, który wyraził opinię, że sąd nie zbadał dowodów w aktach sprawy. Prokurator jednak podtrzymał swoje zdanie o konieczności utrzymania aresztu. Ostatecznie jednak sędzia Ewa Jethon skierowała sprawę z powrotem do Sądu Okręgowego i zdecydowała o uwolnieniu aresztowanego pod warunkiem zapłacenia kaucji 30 tys. zł. Kousz ma otrzymał też zakaz opuszczania kraju oraz musi raz w tygodniu stawiać się na komisariacie. Według obrońcy, kolejna rozprawa przed sadem okręgowym powinna odbyć się terminie do 30 dni.

Ekstradycja z naruszeniem polskiego i międzynarodowego prawa

Aleksandra Pulchny z pomagającego uchodźcom Stowarzyszenia Interwencji Prawnej podkreśliła, że  wydanie Dzmitryja Kousza byłoby jej zdaniem naruszeniem nie tylko Kodeksu Postępowania Karnego. ale też art. 3. Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka. Zakazuje on poddawania torturom i nieludzkiemu traktowaniu, na co Kousz może być narażony po wydaniu go Białorusi. Aktywistka podkreśla, że szef Urzędu ds. Cudzoziemców przewidział, że wobec Kousza może być wystawiony wniosek o ekstradycję na podstawie sfabrykowanego postępowania. Przypomniała również, że władze w krajach niedemokratycznych lubią się posługiwać listami gończymi Interpolu dla prześladowania niewygodnych sobie osób.

Feralna umowa

Polsko-białoruska umowa o pomocy prawnej była przyczyną skandalu w 2011 r., gdy polska prokuratura generalna na jej podstawie przesłała białoruskim władzom wyciągi kont należących do obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego. W sytuacji, gdy zdelegalizowano kierowaną przez niego organizację “Wiasna” broniącą praw człowieka, tylko w taki sposób mógł otrzymywać zagraniczne granty. Na tej podstawie aktywista został skazany na 4,5 lat więzienia za ukrywanie dochodów i został wypuszczony dopiero po trzech latach odbywania kary.  Umowa została podpisana w 1994 r., gdy Białoruś nie cieszyła się jeszcze złą sławą państwa autorytarnego, gdzie  powszechnie łamane są prawa człowieka.

Jb, belsat.eu/pl

Aktualności