„W Mińsku jest pięknie, a u nas pracy nie ma”. Jak wymiera białoruska wieś


Gościnne i urocze. Tak okolice Postaw pokazuje państwowa telewizja. Ale zapomniane przez wszystkich wioski i tam pozostają na marginesie.

– Pracy nie ma, pensje małe. Pouciekali ludzie.

– Kołchoz nasz zbankrutował. Dlatego chyba tak wychodzi, że ile mogą, tyle płacą – mówią mieszkańcy Świran.

A płacić rzeczywiście mogą im niewiele. To przeważnie ok. 150 rubli (ok. 300 zł) miesięcznie. A po odliczeniu wydatków na jedzenie, które bierze się „na kreskę”, zostaje z tego połowa.

Ludzie mówią wprost, że to walka o przetrwanie.

– Pensje zrobiły się niskie i ludzie muszą jakoś żyć, trzeba wykarmić rodziny. Młodzieży nie ma, klub zamknęli. Ludzi zrobiło się mało. Zostali emeryci – opowiada Inesa, mieszkanka Świran.

Ale dyrektor gospodarstwa rolnego Wiareńki nie mówi o problemach. Wasil Szczyrko nie przyznał się nawet ekipie zdjęciowej Biełsatu, że to on jest tu szefem. A potem zaczął straszyć milicją.

Alaksandr Łukaszenka nie raz zapowiadał odrodzenie wsi. Uruchamiano specjalne programy… Ale liczba mieszkańców wsi stale się zmniejsza. Na początku tego roku stanowiła ona 22 proc. ludności Białorusi. A za rządów Łukaszenki populacja kraju zmniejszyła się o milion osób.

– Jedziesz do Mińska, a tam tak pięknie… Do Wilna jedziesz – też pięknie. A kiedy tu się zagłębisz, to gdzie tam… Pracy nie ma – problem. I jeszcze problem, że kołchoz się rozwala i redukuje i szkoła się redukuje – dzieli się spostrzeżeniami Wolha ze wsi Trapszewicze.

A zaledwie w poniedziałek przywódca państwa chwalił się osiągnięciami w dziedzinie uzbrojenia i gospodarki podczas defilady. Zapewniał też, że armia jest w stanie obronić kraj przed wrogiem. Tylko, że tych, których trzeba bronić, robi się z roku na rok coraz mniej.

Siarhiej Padsasonny/Biełsat

Zdj. Viktor Drachev/TASS/Forum

Aktualności