W Kabardo-Bałkarii wybuchły gwałtowne zamieszki z powodu bitwy sprzed 310 lat


Wystarczył impuls, by między stłoczonymi w jednej republice Kabardyjczykami i Bałkarami wybuchły starcia. Wydarzenia z Nalczyka pokazują, jak Rosja dzieli i rządzi na Kaukazie.

Dwa dni temu przez centrum niewielkiej miejscowości Kendelen w północnokaukaskiej republice Kabardo-Bałkarii przejeżdżała czerkieska konnica. Za trzydziestoma jeźdźcami podążał tłum Kabardyjczyków w ich tradycyjnych strojach, czerkieskach. Jechali pod górę Kanżal, by uczcić 310-tą rocznicę bitwy. Kabardyjczycy i Czerkiesi pokonali w niej w 1708 r. wielkie wojsko krymskiego chana.

Problem w tym, że Kendelen zamieszkują Bałkarzy, tureckojęzyczny lud, który przed trzema wiekami był po stronie przeciwników Kabardyjczyków. Drogę jeźdźcom przegrodził kordon złożony z miejscowych Bałkarów. Doszło do utarczek słownych. Potem przepychanek. A na koniec – regularnej walki na pięści, kamienie, kije i butelki. Pilnująca przemarszu Kabardyjczyków policja włączyła się do interwencji usiłując rozdzielić walczące strony. Spłoszone konie zaczęły atakować policyjny szpaler. Nie udało się opanować sytuacji.

Zamieszki szybko rozlały się po całej republice Kabardo-Bałkarii. Źródło: nvdaily.ru

W trybie alarmowym wezwano jednostki specjalne rosyjskiej gwardii. Poleciał gaz łzawiący, rozległy się strzały – prawodpodobnie z broni gładkolufowej. Kilka osób zostało poważnie rannych, w tym dwóch policjantów. Wieczorem gwardia zablokowała Kendelen i postawiła posterunki na głównych drogach republiki.

Ale było już za późno. Kabardyńskie sieci społecznościowe już huczały: biją naszych. Na swoich profilach Bałkarzy podawali dalej: Kabarda atakuje. I się zaczęło… Wczoraj awantura przeniosła się już do stolicy republiki, Nalczyku i sąsiedniego Baksanu. Co bardziej krewcy młodzi Kabardyjczycy wyłapywali na ulicach młodych Bałkarów. Ci nie chodzą sami, tylko w grupach. Na ulicach trwają regularne bitwy kilkunasto-kilkudziesięcioosobowych grup. Miejscowa policja wsparta posiłkami gwardii nie nadąża za wyłapywaniem zadymiarzy. W ten sposób jeden z najdłużej trwających konfliktów etnicznych na południu Rosji znowu rozpalił maleńką republikę u podnóża gór Kaukazu.

Wojna od trzystu lat

Na Kaukazie pamięć historyczna ma inne horyzonty niż w Europie. Wydarzenia sprzed wieków są traktowane, jakby działy się kilka dni temu. Na początku XVIII wieku Rosja dopiero zaczynała podbój północnego Kaukazu. Rywalizowała ze słabnącym imperium, Turcją. Ówczesna Kabarda była jednym z licznych, klanowych państewek kaukaskich górali, formalnie poddanych tureckiego sułtana i krymskich chanów. Kabardyjczycy i Czerkiesi zbuntowali się przeciw Tatarom i nie chcieli płacić daniny. Chan wysłał więc na Kaukaz ogromne wojsko wspierane przez miejscowe ludy tureckie: Bałkarów i Karaczajów. Nienawiść między oboma wielkimi etnosami zachodniego Kaukazu pozostała na wieki.

– Kaukascy górale mieli pecha, bo trafili między ścierające się o wpływy w tym rejonie imperia. Każde z nich robiło wiele, by ich ze sobą skłócić, a nie było to trudne – mówi w rozmowie z Biełsatem Timur Ałojew, historyk z Nalczyka.

Najpierw osmańska Turcja i jej krymscy lennicy faworyzowali ludy tureckojęzyczne. Kiedy w XIX wieku Rosja podbijała Kaukaz Północny, przeciw carowi powstały ludy czerkieskie: Czerkiesi, Adygejczycy i Kabardyjczycy. Rosjanie utopili powstanie we krwi, stosowali czystki etniczne i wygnali tysiące Czerkiesów do Turcji. W wojnie posiłkowali się wsparciem zaciekłych wrogów Czerkiesów, czyli tureckojęzycznych Bałkarów.

Wiadomości
Igrzyska w Soczi: 150 lat po zapomnianym ludobójstwie Czerkiesów
2014.02.18 13:41

Kolejny rozdział dramatu kaukaskich górali napisał Józef Stalin. W czasie II wojny światowej rzucił oskarżenie o kolaborację Bałkarów i Karaczajów z Niemcami. Ławrientij Beria, szef NKWD twierdził, że Bałkarzy nie wnieśli odpowiedniego wkładu w wielką wojnę ojczyźnianą i nie obronili najwyższego szczytu Kaukazu, góry Elbrus przed Niemcami. 8 marca 1944 r. w ciągu jednej nocy enkawudziści zapakowali do wagonów 37 tys. Bałkarów i wywieźli do republik Azji Środkowej. Po wywózce Bałkarów nazwę republiki zmieniono z Kabardo-Bałkarskiej SSR na Kabardyńską SSR.

Dziel i rządź

Kabardyjczycy długo nie cieszyli się samodzielnymi rządami u podnóża Elbrusu. Po śmierci Stalina ich bałkarscy sąsiedzi zaczęli wracać. Przywrócono również dawną nazwę republiki.

– Największym nieszczęściem było utworzenie sztucznych granic, dzielących naturalne terytoria etniczne – mówi Timur Ałojew. – Pod tym względem Rosjanie stosowali czysto kolonialną metodę stłaczania nienawidzących się narodów w narysowanych na mapie tworach administracyjnych. Tak, by łatwiej było je rozgrywać, dzielić i rządzić.

W dwóch sąsiadujących ze sobą republikach mieszkają narody kabardyjsko-czerkieskie i karaczajo-bałkarskie. W Kabardyno-Bałkarii przeważają czerkiescy Kabardyjczycy. Stanowią ponad połowę ludności, podczas gdy Bałkarzy tylko niecałe dziesięć procent. Lokalna władza, policja i administracja zawsze była w rękach Kabardyjczyków.

Granice północnokaukaskich republik Federacji Rosyjskiej dzielą skłócone od wieków narody. Źródło: wikipedia

W sąsiedniej Karaczajewo-Czerkiesji jest dokładnie odwrotnie. Mimo, że stolica republiki nazywa się Czerkiesk, a tereny te były w przeszłości centrum życia Czerkiesów, dziś żyją w mniejszości w republice zdominowanej przez tureckojęzyczną większość. Rządzą Karaczajowie, krewni Bałkarów. W ten sposób powstał idealny przepis na ciągnący się od setek lat konflikt międzyetniczny.

– Czasem powstaje wrażenie, że rosyjskim władzom zależy na podgrzewaniu konfliktu od czasu do czasu, bo trudno zrozumieć czemu dopuszczono kolejny raz do prowokacyjnego przemarszu kabardyjskich jeźdźców przez bałkarską wieś? – zastanawia się Ałojew.

W trzechsetną rocznicę bitwy pod Kanżal w 2008r. doszło do takich samych zamieszek i pogromów. Wówczas przez bałkarską wieś przejechało dwustu jeźdźców w czerkieskach. Wcześniej pogromy Bałkarów w Nalczyku i Czerkiesów w Czerkiesku zdarzały się regularnie od schyłkowych lat ZSRR. Kiedy przybierały naprawdę niekontrolowany przebieg, każda grupa etniczna ściągała posiłki w postaci swoich pobratymców z sąsiedniej republiki .

Dlatego dzisiaj zaniepokojona zamieszkami Moskwa wysłała do Nalczyku dodatkowe, specjalne oddziały OMON-u. Zaczęły się masowe zatrzymania. W ciągu dwóch dni policja aresztowała ponad setkę osób. Ale w ten sposób trwający od wielu pokoleń konflikt dwóch kaukaskich narodów nie będzie uśmierzony. Przeciwnie. Zrodzi jedynie preteksty do kolejnej zemsty.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności