Ułachowiczowi nie podoba się, że nazywają go „kieszonkowym politykiem”


Kandydat na prezydenta próbuje nawet udowodnić, że to nieprawda. – Jak można mnie tak nazywać? Przecież wcale! – oświadczył Ułachowicz w swoim wystąpieniu radiowym do wyborców.

„Przed 11 października zdołam udowodnić, że szedłem na kandydata samodzielnie, przy pomocy swoich przyjaciół – mam na myśli w partii, w kozactwie, przy pomocy ludzi, z którymi pracowałem przez długie lata, mam na myśli zakłady pracy” – oświadczył Ułachowicz w swoim pierwszym wystąpieniu radiowym.

„Na co osobiście liczę? Na waszą uwagę i na wasz jak to mówią, głos i kartę do głosowania, którymi poprzecie Ułachowicza Mikałaja Dzmitryjewicza.

Liczę na to, że zrozumiecie, że tutaj w tej audycji radiowej albo innym miejscu, gdzie będę występować, zobaczycie przed sobą człowieka wzbogaconego, że tak powiem doświadczeniem życiowym i doświadczeniem pracy produkcyjno-gospodarczej” – powiedział kandydat.

„Zawsze byłem, że tak powiem ambitnym człowiekiem. To widać, bo poszedłem na kandydata na prezydenta, tak? No naturalnie, wyobraźcie sobie teraz, jak można nazywać mnie politykiem kieszonkowym – po wszystkich moich wypowiedziach i propozycjach. Jak można mnie tak nazywać? Przecież wcale! Dlatego, że jestem już samodzielnym, dorosłym człowiekiem ze swoim spojrzeniem w tym życiu”.

Kandydat żałuje dziś, że wcześniej nie „przystąpił do walki politycznej”, ale wyjaśnił wyborcom, dlaczego tak się stało.

„Przebywałem, jak to mówią w stanie działalności produkcyjno-gospodarczej i nigdy nie zastanawiałem się nad tym, że koniecznie trzeba się tym zajmować… Teraz rozumiem, to był mój błąd jako człowieka, jako obywatela naszego kraju, który nie do końca wykonywał swój obowiązek konstytucyjny obowiązek” – oświadczył kandydat, który biorąc udział w wyborach przekonał już chyba wszystkich, że obecnie nie znajduje się w „stanie działalności produkcyjno-gospodarczej”.

JW, belsat.eu, wg naviny.by

Aktualności