Na ziemie białoruskie święto to przyszło z Polski, razem z wiarą katolicką – przypomina korespondentka belsat.eu.
Rok temu na procesji zebrało się jeszcze więcej ludzi – ok. 5 tys. Teraz było mniej, ale mimo wszystko, rzadko kiedy w mieście można zobaczyć jednocześnie taką ilość ludzi na ulicy.
Celebrowane zazwyczaj 60 dni po Wielkanocy Boże Ciało, na Białorusi nazywane jest potocznie „ałtarykami” („ołtarzykami). Białoruscy katolicy – czyli ok. 15 proc. obywateli kraju, którzy deklarują się jako wierzący – wychodzą w ten dzień na ulice miast i wsi, z szacunkiem niosąc Ciało Chrystusa.
Również na Białorusi to bardzo barwne święto. Przed kolumną duchownych i ministrantów dziarsko kroczą odświętnie ubrane dzieci z koszykami, z których sypią płatki kwiatów. Na ulicach obok kościołów przygotowuje się cztery przystrojone ołtarzyki. Stąd też pochodzi ludowa nazwa święta. Na Białoruś przyszło one z Polski, razem z wiarą katolicką.
Po mszy wierni ruszają z modlitwami i pieśniami do każdego z ulicznych ołtarzy, gdzie czytane są specjalne ustępy Ewangelii.
– Ołtarzyki używane podczas procesji wykonuje się od czasów średniowiecza. Nie my je wymyśliliśmy. Są robione po to, abyśmy mogli się zatrzymać, pomodlić i posłuchać Słowa Bożego – wyjaśnia ksiądz Antoni. – Cztery ołtarze to cztery różne Ewangelie, napisane przez różnych autorów.
– U nas, we wsi Wielkie Ejsmonty (to ok, 30 km od Grodna), kiedyś procesja była od kościoła i potem do ołtarzyków, które robiono koło domów lub obok krzyży. Stawiano stół, przyozdabiano go, aby można było na nie postawić Ciało Chrystusa. Na górze wieszano obraz, krzyżyk – opowiada pani Hela. – Pamiętam, że wcześniej same ołtarzyki przystrajano jeszcze młodymi gałązkami brzózki, a po mszy ludzie przychodzili i sobie kilka gałązek odłamywali. Potem wieszali je przy oknach, żeby chroniły „przed grzmotami”. Teraz takich rzeczy już nikt nie robi. W naszej rodzinie to było wielkie święto. Nikt nie pracował, piekliśmy bułki.
PW, cez/belsat.eu