Białoruscy bogacze całkowicie na pasku Łukaszenki


[vc_row][vc_column][vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=45aV2cytBzg”][vc_column_text]O tym jak powstały fortuny białoruskich bogaczy dlaczego nie można nazywać ich oligarchami – opowiada były białoruski biznesmen i były więzień polityczny Siarhej Skrabiec.

“Oligarchia to ustrój opierający się na małej grupce, która dysponuje władzą i pieniędzmi. U nas natomiast jest jeden oligarcha (Łukaszenka – Belsat.eu), który teraz przedłużył swoje pełnomocnictwa na pięć lat.” – powiedział gość programu „Gorący komentarz”.

Białoruscy milionerzy Jury Czyż właściciel holdingu budowlanego Trajpl), Aleksandr Szakucin (właściciel firmy Amakador produkującej urządzenia do budowy dróg – Belsat.eu), Paweł Tapuzidzis (właściciel Tabak Inwest – monopolista na rynku wyrobów tytoniowych na Białorusi – Belsat.eu ) wchodzą w pierwszą dziesiątkę białoruskich bogaczy – jednak nie są oligarchami, bo nie maja władzy. Co więcej, ludzie ci jedynie obsługują fundusze należące do głównego oligarchy – białoruskiego prezydenta i nie mogą swobodnie dysponować swoimi pieniędzmi – uważa Skrabiec.

Były biznesmen opowiedział też o początkach karier największych białoruskich biznesmenów zbliżonych do Łukaszenki.

“Biznes Tapudzidisa miał mafijny charakter – bo handlował on tytoniem. Uładzimir Piefcieu – sprzedawał broń mając ochronę ze strony władz. Czyż i Szakucin nie byli związani z mafią, bo handlowali pochodzącą z Rosji ropa naftową, nośnikami energii.” – uważa Skarbiec.

Podział stref wpływów biznesie nie był prosty. Wielu biznesmenów zmuszono do wyjechania, albo wręcz znikali jak np. Anton Krasouski. Ci natomiast, którzy zgodzili się działać zgodnie z warunkami postawionymi przez władzę otrzymywali dostęp do rynku kontrolowanego przez rodzinę Łukaszenki. Ich pieniądze zaczęły wpływać na osobisty fundusz prezydenta. Pozwolono im na robienie dużych biznesów takich jak handel nośnikami energii, bronią, obrotem wewnętrznym, prowadzeniem sieci supermarketów itd. – podkreślił Skarbiec.

Jego zdaniem wartość funduszu prezydenta można porównywać z rozmiarami białoruskiego budżetu – czyli 20-30 mld dol.

Pieniądze te nie leżą bynajmniej w walizkach Banku Narodowym. One również pracują. Są wykorzystywane w czasie wyborów – część z nich idzie na wsparcie dla rządu i ludzi zajmujących się wyborami. Pieniądze te idą również na budowę prezydenckich rezydencji. Ostatnio wybudowana kosztowała 5 mld dol. – uważa były biznesmen.

“Fundusze są zgromadzone w rajach podatkowych, w Chinach i krajach arabskich itd. Partnerzy zachodni nie będą wywierać presji na Łukaszenkę poprzez ograniczenie przepływów jego kapitałów za granicą, bo chcą na tym zarobić”.

“Na przykład za zdjęcie sankcji (z białoruskich firm), o czym obecnie się mówi zapłacono również niemałe pieniądze” – dodaje b. więzień polityczny.

Siarhei Skarbiec w latach 90 XX był dyrektorem generalnym białoruskiej filii rosyjskiej firmy cukierniczej Bawaewskoje. W latach 2001-2004 zasiadał w białoruskim parlamencie jako jeden z nielicznych deputowanych opozycyjnych wobec Łukaszenki. W 2004 r. Potem został oskarżony za nielegalną działalność biznesową i skazany w 2006 r. na dwa lata więzienia, z czego odsiedział jeden rok i został zwolniony na mocy amnestii. Obecnie jest liderem Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej – Hromada.

jb/Biełsat[vc_row][vc_column][/vc_column][/vc_row]

Aktualności