Statkiewicz o Łukaszence: podstarzały Otello z drżącymi rękoma


Były więzień polityczny Mikoła Statkiewicz opowiedział naszemu korespondentowi Jauhienowi Balinskiemu o stopniu zastraszenia białoruskiego społeczeństwa, o akcji opozycji na Placu Wolności i przemówieniu Aleksandra Łukaszenki w ONZ.

„PRÓBUJEMY OBNIŻYĆ POZIOM STRACHU”

– Po wyjściu na wolność powiedział Pan, że spodziewał się zobaczyć „zastraszony kraj, a tu wszystko jest lepiej niż było”. Ale niedawno napisał Pan w Facebooku: „Kraj wygląda na bardziej zastraszony niż było to przed moim aresztowaniem”. Dlaczego w ciągu miesiąca ta opinia się zmieniła?

– Mówiłem o dwóch różnych sytuacjach: opowiadałem o tym, na ile zastraszeni ludzie jechali ze mną autobusem, ale że jest też mniejszość, która ma dość już się bać. I teraz próbujemy obniżać poziom strachu. I widzimy, że stopniowo on się obniża: już niezależnie od nas odbyła się pikieta emerytów – też na Placu Wolności.

– Jak zmieniła się liczba tych, kto ma dość się bać w ciągu pięciu lat Pana uwięzienia?

– Nie wiem, ale cały czas spotykam się z tym, że w Mińsku ludzie do mnie podchodzą, dziękują i życzą wszystkiego najlepszego. Trzeba mieć jakąś odwagę, żeby podejść do takiego strasznego człowieka (śmiech). A wczoraj byliśmy z żoną w teatrze i tam niektórzy wstali i witali nas oklaskami. Mimo wszystko takie chwile są bardziej dostrzegalne niż pięć lat temu.

– Tysiąc osób, które przyszły na więc opozycji 23 września – to dużo czy mało?

– Na początek – w porządku. Przed akcją 10 września moi koledzy prognozowali nie więcej niż 30 osób, a przyszło kilka razy więcej. Na tej akcji myśleli, że przyjdzie pod tysiąc – i tak wyszło. Ktoś pisał o 200 i tak rzeczywiście było: Białorusini najpierw czekają, patrzą kto przyjdzie, a potem idą sami. Myślę, że liczba ludzi na akcjach będzie rosnąć i teraz to już problem władz, jak to powstrzymywać.

„PROSTE SŁOWA, PROSTE RZECZY”

– „Odczuwałem, że moje uwięzienie pomaga Białorusi. Teraz trzeba myśleć, jak pomagać krajowi inaczej” – powiedział Pan, wychodząc na wolność. Czy to oznacza, że przez pięć lat pobytu w więzieniu nie określił Pan, jak chce pomagać krajowi?

Oczywiście teraz robię rzeczy bardzo proste i zrozumiałe. Wybory skończyły się dla mnie dawno, jeszcze na etapie sporządzania list kandydatów, ale tę kampanię wykorzystujemy jako przyczółek dla przyszłej walki.

Bardzo potrzebne nam są demokratyczne wybory, aby nie było konfliktów społecznych, które może wykorzystać trzecia siła – np. Rosja. Trzeba, aby był normalny parlament z przedstawicielami zarówno świata europejskiego, „rosyjskiego” jak i jeszcze jakiegoś. Aby szukano kompromisów i unikano konfliktów. A teraz – przyczółek. Najpierw w ludzkich głowach: więcej śmiałości i możliwości wyrażania pozycji obywatelskiej, przywracania akcji masowych. Trzeba też przeszkodzić władzom w utworzeniu „fake’owej” opozycji. To już nie pierwsza próba, która jest bliższa do osiągnięcia sukcesu niż poprzednie. Tym właśnie teraz się zajmujemy.

Niewątpliwie wszystko to jest pracą przygotowawczą, prawdziwa zacznie się potem. Będzie ona polegać na większym zjednoczeniu sił demokratycznych, w zaangażowaniu nowych ludzi, którym będziemy proponować jakieś zadania. Białorusini muszą sami myśleć, jak mają wyznaczać swój szlak ku normalnej Białorusi – na „wujków” z zagranicy nie ma co się spodziewać.

PODSTARZAŁY OTELLO

– Teraz niewielu ludzi wychodzi na akcje opozycji. Czego tu więcej: przeciwdziałania ze strony władz, czy małej atrakcyjności i błędów opozycji?

Najważniejszy jest strach. Druga sprawa to, że Białorusini są ludźmi bardzo praktycznymi – wszystko rozpatrują w kontekście celowości i użyteczności. W 2010 roku na spotkanie z kandydatami na Placu Październikowym przed wyborami przyszło 1000 osób. A teraz nie ma kandydata, który ogłosiłby realną walkę o zwycięstwo. Tym niemniej do nas ludzie przyszli i będzie przychodzić ich więcej. Najważniejsze, że znowu wracamy do publicznych przejawów aktywności obywatelskiej – przez pięć lat nie było ani jednego wiecu sił demokratycznych.

– No właśnie, dlaczego? Wyszedł Statkiewicz – zaczęły się akcje. Bez Statkiewicza wszystko jest martwe?

– Nie wiem (śmiech). Nie mogę oceniać tego, co było i czego czego nie było przez pięć lat. Mogłem o tym wyrobić sobie zdanie tylko na podstawie kilku gazet, a to trochę trudne.

– A jest Pan w temacie oskarżycielskiego przemówienia Aleksandra Łukaszenki w ONZ na temat „ukrzyżowanego Kaddafiego i zabitego Husejna”?

– Nie jestem, nie śledziłem, nie ciekawi mnie to.

– Dlaczego?

– Proszę posłuchać, kogo to interesuje? Jak to mówią: na scenie podstarzały Otello drżącymi rękoma dusił codziennie swoją Desdemonę. Czego tam oczekiwać ciekawego i nowego? Przygważdżał tam imperializm, żeby jakaś Wenezuela podrzuciła mu petrodolarów?

Rozmawiał Jauhien Balinski, belsat.eu

Aktualności