Statkiewicz chce zaproponować Łukaszence publiczną debatę


[vc_row][vc_column][vc_images_carousel images=”2599,2595,2591,2587,2583,2571,2567,2563,2559,2579,2555,2603,2547,2551″][vc_column_text]

Były więzień polityczny zorganizował pikietę obok domu handlowego w centrum Mińska, domagając się wolnych wyborów.

„Podchodzę do GUM-u od strony Banku Narodowego, obok którego anglojęzyczny turysta obserwuje tłum ludzi. Zaczynam nagrywać z drugiej strony ulicy, obcokrajowiec od razu ostrzega, że to niebezpieczne. Wzruszam ramionami – relacjonował przebieg pikiety nasz korespondent. – Idzie za mną, opowiadam po drodze, co się tu dzieje. Kiedy podchodzimy do zgromadzenia, turystę przejmują ludzie i opowiadają mu, czym różni się Statkiewicz od Sannikawa”.

[/vc_column_text][vc_video link=”https://youtu.be/FBq8eVQFlK8″][vc_column_text]Atmosfera na kilkudziesięciu metrach kwadratowych koło GUM-u przypomina spotkanie znajomych. Brakuje tylko krzeseł, stołu i czegoś na tym stole. Kobiety obejmują Statkiewicza, mężczyźni długo i mocno ściskają mu dłoń, młodzież życzy sukcesów.

Zgromadzeni przychodzą popatrzeć na tego, któremu wysyłali pocztówki do więzienia i zapytać, czy doszły ich listy. Statkiewicz mówi, że wszystkie otrzymał. Najważniejsze, co kandydat na prezydenta w wyborach 2010 chce powiedzieć ludziom dziś: chce on zaproponować Łukaszence szczerą, publiczną rozmowę. Obecnym podoba się ta myśl, krzyczą „Żywie Biełaruś!”, robią sobie jeszcze z politykiem zdjęcia, zanim pójdą do domu. Pikieta trwa ok. godziny, kolejną otaczają Statkiewicza dziennikarze.[/vc_column_text][vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=armVCvo9iI8″][/vc_column][/vc_row]Jedni próbują dowiedzieć się, co Statkiewicz myśli o Koli Łukaszence. Statkiewicz mówi, że „dzieci to świętość”, ale nie wie co będzie z synem białoruskiego przywódcy, kiedy zetknie się on z realnym światem, bo teraz żyje „w sztucznym środowisku”. Swoim dzieciom były kandydat zabrania przyjeżdżać na Białoruś, „aby nie stały się zakładnikami”. Ale po wyborach były więzień polityczny ma zamiar zaprosić je do Mińska.

Kiedy Statkiewicza próbuje powstrzymać milicjant, opozycjonista odpowiada, że w kraju są wybory i prosi, żeby nie przeszkadzać w rozmowie z ludźmi. Stróż prawa wyciąga jakiś stary protokół z 2010 i przepisuje go, wstawiając tylko nazwisko Statkiewicz, datę i miejsce.

Polityk odmawia podpisania dokumentu, milicjant odchodzi.

„Ludzie w pagonach niezależnie od swoich poglądów politycznych szanują mnie. Władza to wie i dlatego zazwyczaj przysyła do mnie lejtnantów. Wyżsi stopniem są mądrzejsi i nie idą” – komentuje Statkiewicz, sam – podpułkownik rezerwy.

Ludzie od razu zaczynają zwracać się do niego jako do wojskowego i pytają czy pozwala im walczyć przeciwko Rosji, kiedy ta napadnie na Białoruś jak na Ukrainę.

„Nie będziecie mnie pytać, sami pójdziecie – odpowiada założyciel działającego w latach 90. Białoruskiego Zrzeszenia Wojskowych. – Obowiązkiem każdego mężczyzny jest obrona ojczyzny”

„Naszym zadaniem nie jest obracanie Białorusi na Zachód czy Wschód, lecz osiągnięcie demokracji” – mówi lider socjaldemokratów. Na pytanie co sądzi o prezydenckiej formie rządów odpowiada, że „możliwe, iż Białoruś powinna przejąć polskie doświadczenie, aby pomiędzy prezydentem a premierem był stały konflikt, bo kiedy jeden zechce sprzedać kraj, to drugi nie pozwoli.”
Powoli ciemnieje, ludzie się rozchodzą, wokół Statkiewicza zostaje tylko kilku dziennikarzy i najbliżsi przyjaciele. I ok. dziesięciu tajniaków, którzy chodzą na wszystkie demonstracje. Mają jednakowe twarze i jednakowe skórzane kurtki z tego samego straganu na bazarze w Żdanowiczach. Dwadzieścia jeden lat ci sami ludzie próbują walczyć z Łukaszenką, ci sami – pomagają mu zachować władzę. Rzeczywiście to spotkanie znajomych, nie znika wrażenie, że naprawdę brakuje tylko poczęstunku.

Dzianis Dziuba, belsat.eu[vc_row][vc_column][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][/vc_column][/vc_row]

Aktualności