Od razu po premierowym pokazie film o Tatarach krymskich, który powstał przy udziale Biełsatu, pokazaliśmy na naszej antenie.
Film polskiej reżyserki Anieli Astrid Gabryel opowiada o współczesnej „autodeportacji” i rozbitych przez rosyjską okupację Krymu rodzinach Tatarów krymskich. Pokaz odbył się w Pałacu Kultury i Nauki w ramach 13 festiwalu filmowego Millenium Docs Against Gravity.
Polsko-ukraińska ekipa zdjęciowa czterokrotnie jeździła na opanowany przez Rosję półwysep.
„Kręciliśmy nielegalnie, a sprzęt pomagali nam dostarczyć na Krym tatarscy aktywiści, do których zwrócił się [ich przywódca] Mustafa Dżemilew – opowiadała reżyserka.
Przed pokazem filmu do widzów zwrócił się sam Dżemilew, który w specjalnym nagraniu przygotowanym przez autorów filmu przypomniał obecnym o deportacji Tatarów krymskich.
Łzy, ból spowodowany rozstaniem z bliskimi i wzruszające historie tych, którzy przeżyli stalinowską deportację w 1944 r. W tym filmie jest wiele osobistych wątków. O tym nie opowiada się przed kamerą.
„Baliśmy się, że film może zaszkodzić naszym bohaterom. Wielu Tatarów krymskich doświadczyło dziś represji” – podkreślała reżyserka po premierowym pokazie.
Autodeportacja – to chyba najtrafniejsze słowo opisujące to, co przeżywają bohaterowie tego dokumentu.
„Marzyliśmy o powrocie do ojczyzny. Nie można stąd wyjeżdżać” – mówi jeden z nich, pamiętający przeżyty koszmar deportacji.
Ale żyć w strachu mogą nie wszyscy. Młodzi ludzie jadą na Ukrainę, a ich rodzice zostają na Krymie, „bo nie chcą oddawać Putinowi swoich domów”.
Po aneksji półwyspu przez Rosję wielu Tatarów krymskich uciekło z okupowanego terytorium, ponieważ występowali przeciwko nowej władzy. Ten naród już raz musiał pożegnać się z ojczyzną – w 1944 roku, kiedy na rozkaz Stalina ćwierć miliona Tatarów deportowano z Krymu do azjatyckich republik ZSRR. Pod koniec lat 80., kiedy zaczął rozpadać się ZSRR, zaczęli wracać. A w 2014 znów opuszczać ojczyznę.
JW, belsat.eu