Mieszkaniec Tomska przez pięć lat usiłował dotrzeć do dokumentów NKWD dotyczących egzekucji swojego dziadka, rozstrzelanego w 1938 r. jako japońskiego szpiega. Na koniec udało mi się poznać nazwiska bezpośrednich wykonawców i inspiratorów zbrodni.
Pochodzący z Tomska 34-letni Denis Karagodin przez pięć lat usiłował poznać los swojego dziadka. Stefan Iwanowicz Karagodin prosty rolnik spod Tomska był ofiarą wielkiego stalinowskiego terroru. Aresztowany w 1937 r. na podstawie spreparowanych zarzutów, został skazany na śmierć jako „członek grupy dywersyjnej i rezydent japońskiego wywiadu”. 21 stycznia 1938 r. mężczyznę rozstrzelano. Skazanie Karagodina było częścią większej tzw. „Sprawy charbińskiej”. Chodziło o akcję NKWD wykrywania rzekomych japońskich szpiegów – jej nazwa pochodziła od stolicy zajętej przez japończyków Mandżurii, z której do ZSRR wyemigrowało tysiące mieszkających tam Rosjan. W rezultacie operacji do więzień trafiło 9 tys. osób całym kraju.
Rodzina Karagodinów dowiedziała się o śmierci Stiepana dopiera pod koniec lat. 50 XX w., gdy otrzymali dokument o rehabilitacji skazanego. Denis Karagodin postanowił dowiedzieć się czegoś więcej, i by o postępach swojego śledztwa poinformować innych założył blog.
Mężczyzna pięć lat szukał w archiwach informacji o pradziadku, wysyłając przy tym niezliczoną ilość wniosków o wydanie dokumentów do organów FSB, które przejęły archiwa NKWD. Nieoczekiwanie 12 listopada Karagodin otrzymał z archiwum nowosybirskiego zarządu FSB dokument dotyczący wykonania wyroku na 36 osobach w tym jego przodka. W rozmowie z Radiem Svoboda mężczyzna cytuje opinie historyków, z którymi konsultował swoje poszukiwania. Ich zdaniem, być może jest to pierwszy w Rosji przypadek wydania tego typu dokumentów.
W na trzystronnicowym dokumencie wymieniono nie tylko osoby, które skazały Stiepana Karagodina na karę śmierci, ale także bezpośredni wykonawcy wyroku. Wśród nich znajduje się zresztą kobieta: Jekaterina Noskowa – inspektor 8 wydziału NKWD w Tomsku. Podczas egzekucji towarzyszyli jej Siergiej Denisow komendant Miejskiego Oddziału NKWD w Tomsku oraz Nikołaj Zyrianow pomocnik naczelnika tomskiego więzienia. Któraś z tych trzech osób musiała więc pociągnąć za spust- w ZSRR skazańców zabijano strzałem w tył głowy.
Denisowi Kargodinowi udało się dotrzeć do nazwisk prawie wszystkich funkcjonariuszy i współpracowników NKWD wliczając to kierowców i maszynistki ( których jednak nie uznaje za sprawczynie lub wykonawczynie zabójstwa), którzy byli związani z egzekucją dziadka. Co więcej wertując roczniki ówczesnych gazet znalazł nawet zdjęcia katów, którzy trafiali do prasy jako przodownicy pracy.
Mężczyzna po opublikowaniu listy nazwisk winnych śmierci dziadka otrzymał też list od wnuczki jednego z katów – Nikołaja Zyrianowa, która poprosiła go o wybaczenie i zapowiedziała podzielenie się swoimi dokumentami. Jak okazało się, w jednej rodzinie mogli występować i zarówno kaci, jak też ofiary. Okazało się, że ojciec jej matki Zyrianowa w czasach stalinowskich stał się ofiarą represji.
Mężczyzna chce wyodrębnioną 20-osobową grupę, którą otwiera ówczesny lider ZSRR i inicjator wielkiej czystki Józef Stalin, a kończy kierowca samochodu-więźniarki pociągnąć do odpowiedzialności karnej za masowe zabójstwo. By uzmysłowić skalę terroru Karagodin przypomina, że tylko w dniu egzekucji dziadka w Tomskim więzieniu rozstrzelano 64 osoby. Problemem jest 15-letni okres przedawnienia, jednak to ograniczenie może usunąć odpowiednia decyzja rosyjskiej Dumy Państwowej.
„Wszyscy ci ludzie rozstrzelani w Tomsku na Kasztance (potoczna nazwa miejscowego więzienia – Beslat.eu) i leżący teraz na dnie tego wąwozu, pod stertą stali zbrojeniowej i przemysłowo-budowlanych odpadów (które przygniatają ich ciężarem kilku wielorodzinnych domów) pomagają mi. Nie wiem jak , ale czasem po prostu fizycznie czuję tę dziwną z niczym nie porównywalną siłę. A z taką siłą my żyjący obecnie możemy zrobić absolutnie wszytko” – powiedział Karagodin w rozmowie z Radiem Svoboda.
Oskarżenia o służenie japońskiego wywiadowi mogło dotyczyć nie tylko mieszkańców Syberii. Choć w sowieckiej Białorusi w czasie wielkiej czystki głównie skazywano na karę śmierci za współpracę z polskim wywiadem, w Witebsku również odnotowano wykrycie przypadków „szpiegowania” na rzecz Japonii. W 1938 r. zostali o to oskarżeni pracownicy witebskiej chińskiej pralni – trójka Chińczyków, którzy wyemigrowali z rodzinnej Mandżurii jeszcze na początku wieku na długo zanim została ona opanowana przez Japończyków.