Tymczasem białoruskie władze twierdzą, że rosyjska firma dostarczająca wyposażenie do białoruskiej elektrowni atomowej wymieni uszkodzoną obudowę reaktora.
Generalny wykonawca pierwszej białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu – rosyjska firma Rosatom twierdzi, że nie otrzymała oficjalnego wniosku o wymianę korpusu reaktora, który podczas operacji montażu miał upaść na ziemię z wysokości nawet kilku metrów. Po tym, gdy incydent wyszedł na światło dzienne Uładzimir Patupczyk – białoruski minister energetyki podczas spotkania z dziennikarzami w Tiumeniu zapowiedział, że uszkodzona obudowa zostanie zamieniona na nową.
„Podjęto już decyzję o zamianie korpusu” – mówił wtedy.
Wymianą miała się zająć jedna z rosyjskich firm wchodzących w skład Rosatomu. Jednak jak się okazuje, rosyjska firma nic nie wie o rzekomo zapadłej już decyzji
„Rosatom uważa, że komentowanie tego jest przedwczesne, bo nie wpłynął do nas oficjalny wniosek ze strony białoruskich władz.” – Interfax cytuje służby prasowe rosyjskiej firmy.
10 lipca ważący 334 tony agregat zerwał się z mocowań i upadł podczas transportu. Incydent potwierdzono oficjalnie dopiero po dwóch tygodniach.
O wstrzymaniu prac montażowych poinformował wiceminister energetyki Białorusi Michaił Michadziuk. Dodał, że decyzję podjął zleceniodawca oraz organy kontrolne zaraz potem, gdy odbył się incydent.
O sprawie wypowiedział się również Alaksandr Łukaszenka, który zapowiedział, że Białoruś nie przyjmie obudowy reaktora jeżeli i zostanie znalezione na nim jakieś uszkodzenie.
Elektrownia atomowa w Ostrowcu będzie składać się z dwóch energobloków o łącznej mocy 2400 MW. W październiku rosyjski producent – Atommasz – obiecuje dostarczyć drugi reaktor.
Jej budowa wywołuje protesty ze strony Litwy z racji usytuowania. Obiekt powstaje jedynie 50 km od Wilna. Litewskie władze zapowiadają, że nie będą kupować energii wytworzonej w obiekcie i zezwalać na jej tranzyt.