Reporter Biełsatu: Na białoruskim pograniczu z Rosją władze w Mińsku są mniej popularne niż Władimir Putin


Zmicier Mickiewicz, autor reportaży w programie „Praswiet” odwiedził niedawno okolice rosyjskiego Smoleńska. O swoich wrażeniach opowiedział w rozmowie z Aliną Kouszyk:

– Najbardziej zszokowało mnie to, że tam wcale nie jest tak strasznie, jak się to u nas wyobraża. Zdawało się, że przyjedziemy i będzie tam kompletny koszmar, zobaczymy nędzę… Ale nie jest tam aż tak strasznie.

– Czy to znaczy, że w porównaniu z Białorusią jest tam lepsza sytuacja?

– Weźmy na przykład leżące w pobliżu granicy malutkie miasteczko Dubrowno [biał. Dubrouna – belsat.eu] i podobne nadgraniczne miasteczka po stronie rosyjskiej. Tam jest jakiś przemysł, tam coś się rozwija i ludzie czują tam większą swobodę w sferze przedsiębiorczości.

Mają więcej możliwości, aby realizować jakieś swoje małe biznesy. I tak naprawdę nie interesuje ich cała ta globalna polityka.

Rosja jest ogromnym krajem, więc podejście do kwestii regionalne jest tam dobrze rozwinięte. Rozwój małych ośrodków naprawdę może być tam bardzo dobry, ponieważ lokalne władze zajmują się swoimi sprawami. Są stosunkowo niezależne w pewnych zagadnieniach.

– Nieprzypadkowo Białorusini jeżdżą tam do pracy…

– Tak. W rzeczywistości w 17 nadgranicznych regionów Białorusi praktycznie 1/3 ludności na stałe pracuje w Federacji Rosyjskiej. I to dla nas obecnie wielkie wyzwanie.

– W wydawanym przez pana czasopiśmie Varta (którego niestety nie można kupić w kioskach), cały czas piszecie o tym problemie związanym z granicą białorusko-rosyjską. Dlaczego to dla nas takie ważne? Dlaczego nie uważają tak białoruskie władze?

– Problem polega na tym, że władze właśnie zwracają na to uwagę – przynajmniej oficjalnie. Wydają oświadczenia, opowiadają, że ważny jest rozwój pewnych regionów i pracują nad jakimiś programami. Ale to takie „wsie potiomkinowskie”, w praktyce nie robi się nic, aby mieszkający tam ludzie mieli banalnie za co przeżyć.

– Największy problem to bezrobocie?

– Tak, bezrobocie i brak jakichś perspektyw. Ludzie zarabiają po 200 – 300 rubli [340 – 510 zł] miesięcznie, to normalny stan rzeczy. I w jakiś sposób egzystują.

– Egzystują chyba właśnie dlatego, że wielu z nich jeździ do Rosji. Na zakupy i do pracy. Jak wygląda sama granica? Wiele świadczy o tym, że Rosja zaczęła umacniać tę granicę, której między naszymi państwami faktycznie nie powinno być.

Rzeczywiście, wprowadzono tam jednostronną kontrolę paszportową ze strony Federacji Rosyjskiej. Obecnie ma ona niezbyt zobowiązujący przebieg – „proszę pokazać paszport, żebyśmy widzieli, że jest pan obywatelem Białorusi, a nie państwa trzeciego”. Sprawia to problemy obywatelom innych państw, którzy nie mogą już wjechać do Rosji przez Białoruś.

Jednak wpływa to też negatywnie na możliwości Białorusi jako kraju tranzytowego. Oprócz tego widzimy, że Rosja stale wraca do tej sprawy i zapowiada, że nadal będzie instalować tę granicę. Wygląda to więc tak, że Rosjanie zaprowadzą w jednostronnym trybie całkowitą odprawę paszportową. I dla białoruskich władz będzie to bardzo nieprzyjemna niespodzianka.

– Ale Rosja umacnia granicę nie tylko na tym odcinku. To część ogólnej polityki Moskwy, czy Rosjanie faktycznie chcą się odgrodzić od Białorusi?

– Po prostu chcą stworzyć normalne granice ze wszystkimi sąsiednimi krajami. Po to, żeby były jednolite normy pozwalające lepiej kontrolować sytuację we własnym kraju. Potrzebują tego w ramach wewnętrznej polityki rosyjskiej. Jasne, że jest tu też obecny czynnik wywierania konkretnej presji na Białoruś, ponieważ w Rosji świetnie zdają sobie sprawę, jak bardzo białoruska gospodarka zależy od Federacji Rosyjskiej.

Oni doskonale wiedzą, co znaczy dla nas tranzyt do Rosji. Ile przemytu idzie w obie strony – to po prostu niewyobrażalne liczby. Dlatego mogą też użyć tego jako sposób nacisku na białoruskie władze i Białoruś jako taką.

– A co jest przemycane w największej ilości i czy naprawdę ta ilość jest taka, aby nią się przejmować?

Po pierwsze należy powiedzieć, że praktycznie zmonopolizowano rynek podrabianego alkoholu na Białorusi i w Rosji. To bardzo istotne. Do Rosji płyną też białoruskie papierosy. Z Rosji – alkohol, tam – papierosy. Plus artykuły spożywcze. Wiele tras objazdowych, omijających przejścia graniczne powstało tylko w tym celu.

Dopóki istnieją te przemytnicze szlaki, Białorusini mogą coś w jakiś sposób zarobić. Dlatego po przyjeździe do każdego nadgranicznego miasta znajdziemy miejsca, gdzie handluje się rosyjskim towarem.

– Mimo uszczelnienia granicy, legalne i półlegalne powiązania pomiędzy nadgranicznymi regionami są więc bardzo ścisłe. A co jeśli chodzi o nastroje polityczne? Jak mieszkańcy Smoleńszczyzny odnoszą się do wyborów, jak zamierzali głosować? Czy echa tego dochodzą w jakiś sposób na Białoruś?

– Echa dochodzą nie tyle wyborcze, co rosyjskiej polityki informacyjnej. Dlatego, że ranking Putina w białoruskich regionach nadgranicznych jest znacznie wyższy niż ranking obecnych białoruskich władz. To dla nas kolejne wielkie wyzwanie.

– Dla białoruskich władz.

– Dla białoruskich władz i dla Białorusi jako takiej. Dlatego, że ten czynnik może zostać użyty jako destabilizujący. Wystarczy, aby Rosja na przyszłych wyborach prezydenckich na Białorusi po prostu wskazała, że należy poprzeć jakiegoś innego kandydata, a nie Łukaszenkę.

– To znaczy, że hipotetycznie może być to podstawą nawet dla scenariusza w rodzaju Donbasu?

– To nie tak. To może być tylko taki znak, ponieważ Łukaszenka od początku występował jako taki łącznik pomiędzy Białorusią a Rosją. Można powiedzieć, że zmonopolizował stosunki z Federacją Rosyjską. Mówił, że dla Białorusi jest gwarantem dobrych relacji z Rosją.

Dlatego Rosji wystarczy jakiegoś formalnego spotkania umownego „kandydata Wasila” z Putinem, aby zdestabilizować cały system państwowy Białorusi, którego przedstawiciele nie będą wiedzieli co mają zrobić.

– A jak reagować na taki rozwój wydarzeń? Co mogą zrobić władze?

– Realne jest to, co proponowaliśmy w Belarus Security Blog – powołanie specjalistycznej komisji ds. rozwoju regionów nadgranicznych, która zajęłaby się opracowaniem możliwych kierunków ich rozwoju. Na prace takiej komisji i możliwe inwestycje powinno znaleźć się te 250 mln dolarów, które Białoruś traci co roku wskutek przemytu podrabianego alkoholu z Rosji.

– Smoleńszczyzna to etniczne białoruskie terytorium. Mówimy z sentymentem, że to również białoruskie ziemie. Czy są dostrzegalne tego oznaki, czy pozostały jakieś ślady? Może język białoruski, odmienny akcent, powiedzenia? A może po prostu lubią tam białoruskie towary?

– Jedyne co zauważyliśmy, to całkowita okupacja Smoleńska przez towary z Białorusi. Są po prostu na każdym kroku. Ludzie je chwalą, bardzo je lubią. Kupują je wszyscy, bo uważają, że są lepszej jakości. To też bardzo ważny wyznacznik.

Kiedy u nas ludzie kupują rosyjskie towary, to dlatego, że są tańsze. W Rosji kupuje się białoruskie towary dlatego, że są droższe, ale lepsze. To bardzo dobry indykator pokazujący, w jakim kierunku rozwijają się te regiony.

I wskaźnik stopy życiowej?

– Tak.

Wywiad ukazał się w programie Praswiet z Aliną Kouszyk:

cez/belsat.eu

Aktualności