Powstanie styczniowe na Grodzieńszczyźnie: historia bandy szantażującej donosami białoruskich chłopów


Dziennikarz Biełsatu w grodzieńskich archiwach natrafił na ślad szajki, która szantażowała miejscową ludność fałszywymi donosami nt. rzekomej współpracy z powstańcami.

W zasobie oddziału archiwów państwowych w Grodnie dotyczących praw śledczych zachowały się dokumenty dotyczące dzielności grupy przestępczej fabrykującej fałszywe posądzenia o współpracę z „polskimi buntownikami”.

W styczniu 1864 r. gubernator guberni grodzieńskiej Iwan Sworcow otrzymał od augustowskiego gubernatora cywilnego powiadomienie o działalności grupy „osób podejrzanych o tworzenie fałszywych donosów w celu wzbogacenia się”. Z dokumentów wynika, że chodziło o pięciu mieszkańców wsi Sopoćkino wyznania mojżeszowego, którzy już wcześniej byli sądzeni za kradzież koni.

габрэі другой паловы 19 ст
Żydzi II p. XIX w.

 

Szantażyści, którzy działali w regionie, leżącym na pograniczu dawnego Królestwa Polskiego i Litwy  mieli w zwyczaju odwiedzać po kolei chłopskie chaty i stawiać ich mieszkańców przed wyborem: “albo zapłacisz albo doniesiemy władzom, że bierzesz udział w  powstaniu lub współpracujesz z powstańcami”. Szantażowali mężczyzn wiedząc, że rodzina pozbawiona gospodarza była skazana na głód i poniewierkę.

Stawki były uzależnione od zamożności rodziny i wahały się od sumy jednego do nawet do trzech srebrnych rubli. A w tych czasach za takie pieniądze można było kupić krowę. Sumy wykupnego były zbieżne akurat z nagrodą jakie carskie władze wyznaczyły za schwytanie uzbrojonego powstańca. Szantażyści korzystali z tego, że w czasie powstania styczniowego, by trafić do carskiego wiezienia, a potem na Sybir wystarczał jedynie donos, nawet nie poparty konkretnymi dowodami.

расейскі службоўца чытае пастанову сялянам
Rosyjski urzędnik odczytuje dekret chłopom

Przestępczy proceder w takiej formie trwał do końca 1864 r., gdy po stłumieniu powstania carskie władze przestały zwracać uwagi na donosy.

Wtedy przestępcy wymyślili nowy schemat – zaczęli szantażować donosami dotyczącymi rzekomej obrazy cerkwi prawosławnej, za co według prawa w Rosyjskim Imperium groziła grzywna lub areszt.  Na celowniku szantażystów znaleźli się miejscowi chłopi i drobna szlachta, najczęściej wyznania rzymskokatolickiego.

Rosyjskie prawo wprawdzie przewidywało kary grzywny i aresztu dla szantażystów szczególnie pomawiających o nielegalną działalność polityczną, jednak śledczym nie udało się schwytać członków szajki, którzy wysyłali donosy anonimowo i do tego nieustannie zmieniali miejsce działalności.

Murawiow interweniuje

Sprawa zaciekawiła generała-gubernatora Kraju Północno-Zachodniego Michaiła Murawiowa nazywanego „wieszatielem” za brutalność kar na jakie pod jego rządami skazywano schwytanych powstańców. Do wiezienia w Wilnie zaczęto przywozić masowo ofiary fałszywych donosów, które jak się potem okazywało nie miały do czynienia z powstaniem.

Carski namiestnik wydał nawet dekret 14 października 1865 r., który głosił, że ten „kto był skazany na podstawie fałszywego donosu, powinien zostać uniewinniony”. Carskie sądy przeanalizowały wtedy wyroki wydane na podstawie takich donosów, nie tylko dotyczące mieszkańców Sopoćkina i okolic, ale całego Północno-Zachodniego Kraju i uwalniały niesłusznie skazanych.

Carskiej Policji jednak nie udało się złapać sprawców, którym według dokumentów „udało się skryć na terytorium Królestwa Polskiego”

Mikoła Dziamidau, www.belsat.eu/pl/

W materiale wykorzystano dokumenty z zasobu nr. 3 białoruskiego Narodowego Historycznego Archiwum Białorusi w Grodnie    

Aktualności