Polscy europosłowie pomogli Marine le Pen stworzyć antyeuropejską i proputinowską frakcję w Parlamencie Europejskim


Francuska polityk poinformowała wczoraj o stworzeniu wraz z europosłami sześciu innych krajów frakcji o nazwie „Europa Narodów i Wolności”.

Le Pen do tej pory nie udawało się stworzyć frakcji, ponieważ porozumiała się z deputowanymi tylko czterech innych państw. Jednak wczorajsza decyzja przedstawicieli Polski i Wielkiej Brytanii sprawiła, że warunki formalne zostały spełnione.

Poza dwoma europosłami Kongresu Nowej Prawicy do inicjatywy dołączyła też niezależna deputowana z Wielkiej Brytanii, która odeszła z Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage’a.

„Front Narodowy”, czyli diabeł tkwi w szczegółach

Marine le Pen tłumaczy decyzję o współpracy z europosłami KNP Stanisławem Żółtkiem i Michałem Marusikiem tym, że „wyraźnie odcięli się” oni od Janusza Korwina-Mikkego. Francuska polityk wykluczyła jakiekolwiek negocjacje z byłym prezesem Kongresu z powodu jego skrajnych opinii: chodzi przede wszystkim o stwierdzenie, że Hitler nic nie wiedział o Holokauście oraz o zdanie, że kobiety nie powinny mieć prawa głosu.

Marine le Pen zresztą ciągle pracuje nad tym, co sama nazywa „dediabolizacją” swojej radykalnej partii: uparcie odmawia współpracy z politykami głoszącymi poglądy nacjonalistyczne, homofobiczne, antysemickie i inne tego typu. Konsekwencją tego ideowego paradoksu dla skrajnie prawicowego przecież Frontu Narodowego stało się wyrzucenie z jego szeregów wielu polityków, w tym nawet ojca Marine, słynnego założyciela stronnictwa – Jean-Marie le Pena. Tak więc o współpracy z Januszem Korwin-Mikke nie mogłoby być mowy.

Za to w kwestiach związanych z Rosją Marine le Pen nie widzi problemu w głoszeniu skrajnych, wręcz niedopuszczalnych poglądów. Np. w marcu zeszłego roku stwierdziła, że wyniki „referendum” o przyłączeniu Krymu do Rosji są „niepodważalne”. Do tego istnieją uzasadnione obawy dotyczące finansowania jej partii prez Krem: media wielokrotnie informowały o „pożyczce” udzielonej Frontowi przez rosyjski bank związany z Gazpromem.

Ukryci agenci Putina?

W tym świetle strategia Frontu Narodowego wydaje się jasna: we Francji jest on izolowany, ale poprzez powstrzymywanie się od radykalnych wypowiedzi w sprawach dla Europy Zachodniej „mainstreamowych”, jak dyskusje o Holokauście, prawach mniejszości seksualnych i imigrantach, ma zamiar wejść do głównego nurtu politycznego, a następnie z tej szanowanej pozycji głosić poglądy sponsorowane przez Kreml. Klasyczne francuskie partie ich nie podzielają, ale nie będą też nikogo za nie ostracyzować. Interes Moskwy w tych zabiegach jest więc od razu widoczny.

Dlatego też niepokojąca jest kolejna legitymizacja tej radykalnej partii przebierającej się za „poważną”. Jako fundament nowej frakcji w Parlamencie Europejskim (spośród 36 członków „Europy Narodów i Wolności” aż 19 to „frontowcy”), partia będzie miała swoich przedstawicieli w komisjach oraz będzie mogła się ubiegać o 20 mln euro finansowania unijnego. Jest to kolejny krok do stania się częścią politycznego „mainstreamu”.

Polacy na ratunek przyjaciołom Putina

A tymczasem zachodnioeuropejscy przyjaciele Putina umacniają swoje pozycje – również dzięki polskim rusofilom. Pewne jest przynajmniej, że europoseł Marusik będzie miał w nowej frakcji doborowe towarzystwo: polityk twierdził na przykład, że „w interesie Polski leży lojalna współpraca z Rosją”. Odmówił też głosowania za umową stowarzyszeniową UE z Ukrainą motywując to tym, że tekst „jest gestem wobec Rosji obraźliwym”.

Karol Łuczka, belsat.eu/pl

 
Aktualności