Polacy i Białorusini ramię w ramię leżą w Kuropatach. Wywiad z historykiem Iharem Mielnikowem


W związku z 25-leciem stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Białorusią, rozmawialiśmy z badaczem polsko-białoruskiej historii doktorem Iharem Mielnikawym o tym, co dzieli, a co łączy sąsiedzkie narody.

Siarhiej Pieliasa: Co się stało, że twoją wystawę, poświęconą Białorusinom w polskiej armii wsparła ambasada Białorusi w Polsce i ambasada Polski na Białorusi?

Ihar Mielnikau: Myślę, że polepszenie się stosunków pomiędzy naszymi krajami. W ciągu ostatniego roku obserwujemy aktywne ocieplenie stosunków: państwowi urzędnicy najwyższego szczebla jeżdżą z Polski na Białoruś, nasi parlamentarzyści jeżdżą do Polski.

W takim razie, najłatwiejszym sposobem na polepszenie naszych stosunków jest właśnie kultura i historia – to, co nas łączy.

Zobacz: Fundacja „Kraj Zamków” zbiera pieniądze na drukarki 3D, żeby zbudować miniaturowe Wielkie Księstwo Litewskie

A nawet, jeśli mamy jakieś wzajemne wątpliwości, to możemy dyskutować. Na tej płaszczyźnie nikt nie będzie się sprzeciwiał: dyskusja historyczna jest sporem naukowym, a nie międzynarodowym, na poziomie politycznym.

Jakie momenty w historii łączą Polaków i Białorusinów?

Bezsprzecznie łączy nas temat obecnej wystawy – udział Białorusinów w walce z faszyzmem w szeregach polskich sił zbrojnych w latach od 1939 do 1945 roku.

Wystawa „Białorusini w Wojsku Polskim” opowiada o udziale Białorusinów pod polskim sztandarem w wojnie z Niemcami. Eksponaty prezentowane się w Cytadeli Warszawskiej od końca lutego. Fotografia: Jarosław Iwaniuk.

 

 

Nas bezwarunkowo łączą też takie kluczowe postacie jak Tadeusz Kościuszko, ale też powstania i inne wydarzenia.

Ale do dziś istnieją momenty naszej wspólnej historii, które nas dzielą: takie jak działalność Armii Krajowej na Białorusi, jak Bereza Kartuzka, jak 17 września i „białoruska lista katyńska”.

Jednym z bieżących tematów jest ochrona cmentarza Kuropaty pod Mińskiem, miejsca masowych egzekucji i pochówku ofiar represji stalinowskich. W jakim stopniu ta sprawa jest zbadana przez historyków?

Sprawa Kuropat nie jest do dziś w pełni zbadana. Były tam prowadzone badania i ekshumacje, ale sprawa została upolityczniona. O tragedii ofiar zapomniano, bo rozpoczęła się walka polityczna.

I teraz, gdy trwa ocieplenie stosunków pomiędzy Polską i Białorusią, bardzo ważne, nie tylko ze względów politycznych, ale dla samego społeczeństwa białoruskiego, jest naświetlenie prawdy historycznej o tych wydarzeniach. Akcentując nie to, kto rozstrzeliwał, ale na to, kto tam leży i dlaczego Białorusini nie powinni chodzić do tego lasu na grilla.

Warto pamiętać, dlaczego ta tragedia się wydarzyła, kto w Kuropatach rozstrzeliwał i – co najważniejsze – koro rozstrzelano. Dlatego też, bardzo ważne jest to, by teraz pracowali nad tym historycy, a nie politycy.

Czy w Kuropatach jest polski ślad?

Bezsprzecznie, Kuropaty są bezpośrednio związane z Polską. I chodzi nawet nie o „białoruską listę katyńską”, a o tak zwaną „operację polską” NKWD w 1938 roku, gdy rozstrzeliwano obywateli BSSR polskiego pochodzenia z Polskiego Rejonu Narodowego im. Dzierżyńskiego, z Zasławia.

Potem nadszedł rok 1939 i 1940, gdy do Mińska wywożono obywateli Polski, którzy zaczęli tam znikać.

Istnieje grzebyk z napisami po polsku, które mówią o smutnych godzinach, datowany na wiosnę 1940 roku, na którym jest też określone miejsce – Mińsk.

Czy spotkałeś się z opiniami, że Kuropaty są „miejscem świętym dla Białorusinów” i Polaków „lepiej w to nie mieszać”?

Na Facebooku często jestem krytykowany za rzekomą „propolskość”. W rzeczywistości, pokazuję tą tragedię nie dla Polski, ale dla Białorusi.

Gdy Białorusin, będący obywatelem Polski, przekraczał polsko-sowiecką granicę uciekając przed policją, trafiał w ręce NKWD i rozstrzeliwano go w Kuropatach. Nie przestawał on przecież być Białorusinem, choć miał przy sobie polski paszport.

Motyw polskości może pomóc Białorusinom w zrozumieniu skali tragedii, dlatego, że Polacy dbają o swoje miejsca pamięci i szanują pamięć o każdym człowieku. Bezwarunkowo, najważniejsi są dla nich Polacy, ale pamiętają i o Białorusinach, i Rosjanach, i Żydach, jeśli stali się ofiarami represji.

Nie ma po co akcentować tu narodowości. Jest to białoruskie miejsce pamięci, ale leżą tam przedstawiciele różnych narodowości. I jeśli był tam zabity Rosjanin, to nie oznacza to, że nie warto o nim pamiętać.

Dlaczego w ogóle powinniśmy pamiętać o tej tragedii?

Większość problemów białoruskiego społeczeństwa wynika z tego, że nie znamy własnej historii.

Warto pamiętać, by nie powtarzać pomyłek przeszłości.

Powinniśmy pamiętać tych ludzi, by uhonorować pamięć o nich. Mówią, że wojna trwa, póki nie pochowano ostatniego żołnierza – możliwe, że to co złe, stalinowskie, minione, trwa dalej dlatego, że nie pamiętamy o tych ofiarach i nie chcemy oddać im daniny pamięci, pochować ich po ludzku.  Nie chodzić tam z mitingiem opozycji, a po prostu, po ludzku uznać ten cmentarz za miejsce pamięci, by firmy turystyczne zaczęły tam wozić białoruskich turystów, którzy by wreszcie zrozumieli, że leży tam kwiat białoruskiego narodu.

Zobacz także:

Ostatni dzień w Kuropatach: budowlańcom nakazano rozebrać ogrodzenie (streaming)

Aresztowano obrońcę Kuropat Siarhieja Palczeuskiego (AKTUALIZACJA)

Milicjanci w Pińsku defilowali pod komunistycznym sztandarem FOTOFAKT

Z Iharem Mielnikowym rozmawiał Siarhiej Pieliasa

Fotografie: Jarosław Iwaniuk, Polskiego Radia Białystok

Aktualności