Podatek od bezrobocia, czyli jak Łukaszenka walczy z “darmozjadami”


Od kilku tygodni Białoruś wrze, a postawa części społeczeństwa gwałtownie się radykalizuje. Wszystko to w związku z nowym dekretem prezydenta dotyczącym opodatkowania “darmozjadów”. Do tej kategorii może należeć nawet pół miliona obywateli kraju.

Na Białorusi, kraju który boryka się z kryzysem zatrudnienia, brakiem miejsc pracy na prowincji i zacofaniem wsi, teoretycznie prawie nie ma bezrobotnych. Tylko teoretycznie, gdyż za bezrobotnego uważa się obywatela, który sam wnioskował o przyznanie takiego statusu oraz zasiłku. Jednak większość tego nie czyni, gdyż procedura jest skomplikowana a zasiłek symboliczny. Istnieje za to duża “szara strefa zatrudnienia”: cała rzesza ludzi pracujących na czarno, żyjących z prac dorywczych lub z tego, co zza granicy wyślą krewni. Osoby te, choć nie płacą podatków (bo często nie mają gdzie pracować) korzystają z tak zwanego “socjalu” – bezpłatnej służby zdrowia, zniżek w transporcie itd.

“Wujek Wowa z Auciuków mówi, że cała bieda w tym, że w naszym kraju pozwalają pracować emerytom. Tacy pracują, a młodzież siedzi na ławkach. W Auciukach jest trójka takich chłopaków – jak ja w Prudku. Jesteśmy darmozjadami. Nie płacimy podatków, które potem idą na pokazywane w TV wojskowe parady – tę iluzję powszechnego szczęścia” – pisał w 2015 roku felietonista Biełsatu Andruś Horwat. 

To właśnie takie osoby Łukaszenka nazywa “darmozjadami” i to właśnie one zostały opodatkowane zgodnie z dekretem prezydenta nr 3 “O zapobieganiu wsparcia socjalnego”. Według niego osoby, które nie pracują (więc nie wnoszą swojego wkładu do skarbu państwa) są zobowiązane do płacenia specjalnego podatku, który potocznie jest już nazywany “podatkiem od pasożytnictwa”. Mimo, że w dekrecie wypisane są grupy niepracujących, którzy zostali zwolnieni z należności, m.in. sportowcy reprezentacji Białorusi, matki niechodzących do przedszkola dzieci itd., to jednak według obserwatorów i działaczy społecznych, ulg tych jest za mało.

“To kropla w morzu potrzeb. Większość “darmozjadów” to bezrobotni, którzy miesiącami, latami nie mogą znaleźć pracy. Mogą dostać pracę za 200 rubli [420 zł, przyp. red.], ale czego wy oczekujecie od ludzi? Gdyby ludzie odmówili pracy za 500 dolarów – wtedy co innego” – dowodzi Hienadź Fiabynicz, przewodniczący niezależnego związku zawodowego.

Czytaj także>> Czy można przepić milion dolarów? Sprawdziła to rodzina rosyjskich bezrobotnych

Mimo to do “darmozjadów” skarbówka zalicza 400 tysięcy osób. Wśród nich odnajdziemy ludzi, którzy ze względu na stan zdrowia, lub brak miejsc pracy w okolicy, nie mogą znaleźć zatrudnienia. Podobnie może być z osobami, które nie są zatrudniane ze względów politycznych, jak choćby obrończyni praw człowieka Wolha Mikałajczyk.

“Wolności obywatelskich w naszym kraju się nie przestrzega, a ludzie do tego przywykli” – komentuje uczestnik antypodatkowej manifestacji w Mińsku.

W celu zebrania “podatku od darmozjadów” Białoruskie Ministerstwo Podatków i Zbioru Opłat wystosowało do podatników około 400 tysięcy “listów szczęścia” z przypomnieniem o konieczności dokonania opłaty. Listy te trafiły także do rencistów, emerytów i nawet na adresy zmarłych, których rodziny muszą teraz w skarbówce prostować sprawy podatkowe nieboszczyków. W Mińsku pojawiły się także fałszywe listy, których ani urzędy podatkowe nie wysłały, ani poczta nie doręczyła. Mimo to, do tej pory skarbówka ściągnęły należność od 24 tysięcy obywateli. Gdyby zapłacili wszyscy, skarb państwa wzbogaciłby się o 7 milionów rubli, czyli ponad 14 milionów złotych.[/vc_column_text][vc_row_inner][vc_column_inner][vc_column_text]

Listy zaliczające niepracujących obywateli do klasy “darmozjadów” stały się już przyczyną rodzinnych tragedii. Wymienić należy przypadek mieszkanki Rohaczewa, która po otrzymaniu “listu szczęścia” popełniła samobójstwo. Kobieta odebrała wezwanie do opłacenia podatku po dwóch latach bezskutecznego poszukiwania pracy.[/vc_column_text][vc_column_text]Podobne listy trafiły także do skrzynek emigrantów zarobkowych, którzy pracując w Rosji i krajach Unii Europejskiej, często są jedynymi żywicielami rodziny. Nasz eseista już w 2015 tak komentował sytuację na białoruskiej wsi:

“Trzech z sześciu moich kuzynów w tej chwili coś buduje pod Moskwą. Za miesiąc – dwa wrócą, przywiozą modnych gadżetów i płyt z rosyjskimi serialami. Przez kolejny sezon będą siedzieć przed swoimi komputerami, grać w „Word of Tanks” i oglądać te seriale. Aż im się skończą pieniądze. A jak się już skończą, to znów zaniesie ich pod Moskwę czy Piter” – pisze Andruś Horwat. 

Z jednej strony skarbówka ściąga pieniądze od rodzin gestarbeiterów, z drugiej zaś władze są świadome, że płynące zza granicy ruble, złotówki i euro stanowią poważną część domowych budżetów i budują gospodarkę kraju. Dlatego też obywatele, którzy mogą udowodnić, że minimum pół roku spędzili poza granicami Białorusi, są zwolnieni z podatku.

„Zarabiajcie, przysyłajcie tu pieniądze – to Wasz wkład. Mnie chodzi o innych – o bumelantów, którzy nie pracują ani na Białorusi, ani w Rosji, ani w innych państwach” – powiedział Alaksandr Łukaszenka.

Białorusini szukają sposobów, by nie płacić nowego podatku, który uważają za irracjonalny, argumentując, że nie mają z czego zapłacić, gdyż nie pracują. Za “darmozjadami” stawił się między innymi niezależny związek zawodowy pracowników przemysłu radioelektronicznego i organizacja “Pomoc Prawna dla Mieszkańców”, zbierając podpisy pod petycją przeciwko dekretowi w swoich biurach i Internecie. Do zmiany rozporządzenia wzywała prezydenta także deputowana do parlamentu Hanna Kanapackaja.

[/vc_column_text][/vc_column_inner][/vc_row_inner][/vc_column][/vc_row]Lud białoruski jest przyzwyczajony do obchodzenia niewygodnych rozporządzeń. Pojawiły się więc “poradniki” jak uniknąć nowego obciążenia podatkowego. Spis takich rad zamieszczony został także na białorukojęzycznej wersji belsat.eu. Większość z nich zakłada, że najlepszą obroną jest bierność – według zasady “czekać, milczeć i nie płacić” Białorusini powinni poczekać, aż Alaksandr Łukaszenka zmieni zdanie i złagodzi prawo.

Sprawa może jednak nie być tak prosta, prezydent zajmuje się nią co najmniej od końca 2014 roku i według niego jest to jeden ze sposobów walki z problemami gospodarczymi na Białorusi. W 2015 roku podczas narady poświęconej projektowi dekretu Łukaszenka oświadczył swoim współpracownikom:

„Jesteście profesjonalistami, specjalistami i powinniście byli przedstawić wyczerpujący projekt dekretu bez jakiejkolwiek polityki. Jak na nas spojrzy piąta kolumna [tak Łukaszenka określa opozycję, red.] na Białorusi albo jak nas skrytykują rosyjskie czy inne media. Kwestie polityki zostawcie mnie. Ja będę podejmować decyzje i brać pod uwagę niuanse polityczne”.

Według głowy państwa, nowy podatek ma za zadanie aktywizować zawodowo bezrobotnych, którzy więcej starań włożą w poszukiwanie pracy. Ma to być część planu zmierzającego do podniesienia średniego poziomu zarobków do wysokości 500 dolarów miesięcznie? Czas pokaże.

Czytaj także:

PJr, belsat.eu

Aktualności