Po której stronie Białoruś stanie w razie wojny NATO z Rosją?


Największe wyzwanie w sferze bezpieczeństwa od czasów zimnej wojny. Tak działania Rosji nazwał szef Sztabu Generalnego Wielkiej Brytanii generał sir Nicholas Carter. Wojskowy wygłosił emocjonalne przemówienie – zupełnie nie w stylu znanej brytyjskiej wstrzemięźliwości. Carter wezwał do przygotowywania się na starcie z Moskwą. A my pytamy: jakie miejsce w konflikcie zajmie Białoruś.

Nick Karter, szef Sztabu Generalnego armii brytyjskiej oświadczył:

– Rosja może rozpocząć wrogie działania wcześniej, niż zakładamy. (…) To nie rozpocznie się od „zielonych ludzików”. (…) Wszystko zacznie się od czegoś, czego nie oczekujemy. (…) Najprawdopodobniej wykorzystają brudne zagrywki przeciwko V artykułowi NATO, by osłabić strukturę Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Artykuł piąty, do którego odwołuje się generał Carter, jest podstawą NATO. Zgodnie z nim, atak zbrojny na jednego lub kilku członków Sojuszu oznacza atak na wszystkich członków NATO. Jednak to nie tylko podstawa, ale też najczulszy punkt Sojuszu. Moskwa o tym wie i właśnie tam uderza.

Komentuje Arsien Siwicki z Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej:

– To wojna polityczna. Jednym z zadań jest właśnie podzielenie wspólnoty euroatlantyckiej, podzielenie Europy po to, by te gwarancje bezpieczeństwa zbiorowego nie zadziałały, by podczas takiego konfliktu nie został aktywowany artykuł piąty.

W tym samym czasie retoryka i działania Kremla zmuszają kraje Sojuszu do zwiększania swoich możliwości obronnych. W pierwszej kolejności właśnie z tym eksperci łączą ostre wypowiedzi brytyjskiego generała. Londyn, główny sojusznik wojskowy USA w Europie, może sobie pozwolić na ostrzejszą retorykę z powodu na rychłe wyjście z Unii Europejskiej i luźniejsze związki z Kremlem.

– Gdy mowa o programie zbrojeniowym, od czasu kryzysu gospodarczego w 2008 roku, wydatki Wielkiej Brytanii na obronę zmniejszyły się. Brytyjczycy planowali zamknąć swoje bazy w Niemczech, które istnieją tam od drugiej wojny światowej – uważa Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

W tym samym czasie, jak uważa polski ekspert, nowa wojna nie będzie tradycyjna, lecz hybrydowa. Fundacja zajmuje się między innymi organizacją komputerowej symulacji wojennej pod nazwą Hegemon.

Z resztą, Zachód musi brać pod uwagę także scenariusz otwartego konfliktu zbrojnego – podkreśla Arcien Siwicki, uczestnik symulacji ze strony białoruskiej.

– Z punktu widzenia logistyki, Rosja ma bardzo rozwinięte, doskonałe możliwości nagłego i szybkiego przerzucenia wielkich zgrupowań do Europy Wschodniej, przede wszystkim na terytorium Białorusi, Ukrainy i państw bałtyckich.

W razie takiej wojny Moskwa ma czasową przewagę dzięki tak zwanemu „korytarzowi suwalskiemu”. To hipotetyczny korytarz lądowy długości około 70 kilometrów łączący Białoruś i obwód kaliningradzki Rosji. Jego zajęcie w praktyce oznaczałoby odcięcie państw bałtyckich od innych członków NATO.

Arsien Siwicki dodaje:

– W tym celu Rosja powinna najpierw w jakiś sposób przejąć kontrolę nad Białorusią, polityczną lub wojskową, by mogła to terytorium swobodnie wykorzystywać do prowadzenia konwencjonalnych lub hybrydowych operacji przeciwko sąsiadom Białorusi.

Tak jak w przypadku manewrów Zapad-2017, które w ubiegłym roku odbyły się na terytorium Białorusi i Rosji. Zgodnie ze scenariuszem, Państwo Związkowe Białorusi i Rosji przeciwstawiło się agresji zmyślonych państw zachodnich – Wiesbarii i Łubenii, położonych nad Bałtykiem. A także Wejsznorii, która zajmowała teren Grodzieńszczyzny.

– Według mnie, przeprowadzono eksperyment socjologiczny, badający w jaki sposób obywatele Białorusi zareagują na obecność rosyjskich wojsk na terytorium swojego kraju. Myślę, że Rosjanie wyciągną z tego wnioski. Gdyby, z ich punktu widzenia, nie było silnego oporu białoruskiego społeczeństwa, to mogli by uznać to za zachętę, by czuć się na terytorium Białorusi jeszcze śmielej – uważa Zbigniew Pisarski.

Dwa lata temu Niezależny Instytut Badań Społeczno-ekonomicznych i Politycznych zapytał Białorusinów, co zrobiliby w razie rosyjskiej agresji. Bronić Białorusi z bronią w ręku gotów był jedynie co piąty obywatel kraju. Około połowy było gotowych się dostosować. Kolejnych 15 procent stanęłoby po stronie Rosji. A po jakiej stronie byłby przywódca państwa?

– Łukaszenka, według mnie, próbuje realizować scenariusz kazachski, polegający na otwarciu granic dla inwestorów z Chin i innych państw, które mogłyby stać się pośrednimi zakładnikami Łukaszenki. W wypadku prawdopodobnej agresji przeciwko Białorusi, Łukaszenka może wykorzystać argument: brońcie mojej niepodległości, bo w ten sposób bronicie swoich inwestycji – tłumaczy Zbigniew Pisarski.

W przeciwnym razie Łukaszenka i Białoruś mogą stać się zakładnikami Rosji, która dąży do przeistoczenia niepodległego państwa w pole bitwy z Zachodem. Taki scenariusz jest najgorszy, ale i najbardziej prawdopodobny. I do niego szykuje się nie tylko Londyn, ale też Mińsk.

Zobacz także:

 

Materiał jest częścią programu “Świat i my” z Aliną Kouszyk.

Aktualności