Pierwsze słowa Mikoły Statkiewicza w Mińsku: „Żywie Biełaruś!”


[vc_single_image image=”368501″ img_size=”large”]

Autobus, którym jechał z Mohylewa Mikoła Statkiewicz, miał być w Mińsku o 21.50, ale się spóźniał. Żona polityka obawiała się już, że męża wysadzą przed stołecznym Dworcem Wschodnim, gdzie na spotkanie z politykiem czekali jego bliscy, zwolennicy i dziennikarze. W końcu jednak się pojawił… 

 

Pierwsze chwile z bliskimi i przyjaciółmi:

 

„Chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, jesteście dumą Białorusi. Zbędne będzie mówić, że nie prosiłem żadnej prośby o ułaskawienie. Trzeba zorientować się w sytuacji, ale wygląda na to, że władzom skończyły się pieniądze i będą emitować demokrację” – powiedział polityk chwilę po wyjściu z autobusu.

– Jak pańskie zdrowie, jak się pan czuje?

– Nie doczekają się… W porządku.

– Cały czas odczywałem wsparcie, nie było rozpaczy i depresji. Wszystkie te lata agenci podsadzani do celi pytali, czy wyjadę za granicę. Miałem ich dość i mówiłem: „nie znam języka, co ja tam będę robił”. To przynosili mi kursy językowe, żebym uczył się języka! Ale ja nigdzie się nie wybieram.

„Będę nadal pracował na rzecz wolnej Białorusi. Planuję spotkania z kierownictwem partii opozycyjnych, bo sytuacja jest patowa i trzeba omówić, co robić dalej. W więzieniu miałem wariant, w jaki sposób zdelegitymizować wybory, a teraz mnie wyrzucili stamtąd i trzeba pomyśleć” – mówił Statkiewicz.

belsat.eu

 
Aktualności