Nie ustaje presja na współpracownika Biełsatu z Homla


Reportaż Biełsatu o napaści na ekipę reporterską w Narowli. 

Do dziennikarza-freelancera zadzwonił z Narowli major milicji Mikałaj Nikanczyk, by poinformować, że ma być „pociągnięty do odpowiedzialności”.

Nikanczyk jest naczelnikiem wydziału ochrony porządku i profilaktyki narowliańskiego rejonowego wydziału spraw wewnętrznych.

„Z naszego narowliańskiego miejskiego komitetu wykonawczego przyszło zawiadomienie o tym, że występował pan w internecie i tak dalej. Krótko, proszą o rozpatrzenie prośby o pociągnięcie pana do odpowiedzialności administracyjnej zgodnie z artykułem 22. 9 (Naruszenie praw o środkach masowego przekazu)”  powiedział oficer.

Chodzi o wykonywanie zadań dziennikarskich bez oficjalnej akredytacji państwowej. Żukouski – niezależny dziennikarz współpracuje z Biełsatem, któremu od lat białoruskie władze odmawiają akredytacji.

Żukouski zapowiada, że nie będzie unikał kontaktu z milicją, jednak nie zamierza jechać do oddalonej o ponad 170 km od Homla Narowli. Zamiast tego reporter zaproponował wysłanie pracownika komendy do Homla, gdzie mógłby on przeprowadzić przesłuchanie.

Władze miejskie z Narowli interesują się Kostusiem Żukouskim od czasu, gdy miejscowa urzędniczka… najechała samochodem na pracującego z nim operatora Aljaksieja Atroszczankę. Chodzi o zastępczynię przewodniczącego narowliańskiego komitetu miejskiego Natalję Kowal, odpowiedzialną za sprawy ideologiczne, ochronę zdrowia i media. Urzędniczka, która wraz z kolegami w czasie pracy śledziła samochodem niezależnych dziennikarzy, po incydencie postanowiła odjechać.

O zdarzeniu Aliaksej Atroszczanka od razu powiadomił drogówkę. Jednak ostatecznie milicja postanowiła pociągnąć do odpowiedzialności Kastusia Żukowskiego za pracę bez akredytacji.

W Łojowie Żukowskiego zignorowali

Homelski dziennikarz dostał jednocześnie pismo z rejonowej komendy milicji w Łojowie w sprawie napaści, której w czasie przedwyborczej pikiety dopuściła się na nim mieszkanka miasteczka. Uderzyła ona kilkakrotnie dziennikarza pięścią, po czym Żukouski wysłał zawiadomienie na milicję.

Z Łojowa przyszła odmowa postawienia kobiecie sprawy karnej. Milicjanci nie dopatrzyli się w działaniach kobiety znamion chuligaństwa, za to widzieli świadectwa „umyślnego spowodowania obrażeń cielesnych”. A skoro, jak twierdzi łojowska milicja, Kastuś Żukouski i Aliaksiej Atroszczanka „kategorycznie odmawiają ponownego przyjazdu w celu złożenia zeznań”, a stopień doznanych przez reportera obrażeń jest nieznany, to podstaw dla zakładania sprawy nie ma.

Jednak jak twierdzi Aliaksej Atroszczanka, nikt z Łojowa się do nich nie zwracał.  Z kolei Kastuś Żukouski zamierza zaskarżyć decyzję milicji. Według niego „kobieta została podstawiona i sama mówiła, że nic nie można jej zrobić”.

Żukouski od dawna znajduje się na celowniku białoruskich władz. Tylko w tym roku nałożone na niego grzywny przewyższyły sume, w przeliczeniu, 10 tys. zł. Dziennikarz jest taśmowo oskarżany za pracę bez akredytacji. Po jednym z wyroków w ramach protestu zaszył sobie usta.

NM, PJr, belsat.eu

Aktualności