Chłopiec tak bardzo bał się kary, że uciekł od swoich opiekunów. Białoruski skaut wsiadł na rower i przejechał 57 kilometrów do domu.
Historia zdarzyła się w miejscowości letniskowej w rejonie dzierżyńskim na Białorusi. Dziesięcioletni Mikita pokłócił się z kolegą i popsuł mu telefon. Babcia pokrzywdzonego zagroziła, że poskarży się rodzicom Mikity. Dziecko tak bardzo się przestraszyło, że wsiadło na rower… i pojechało do domu w Mińsku. Najkrótsza droga, jaką mógł pokonać to 57 kilometrów.
Zaginionego dziecka szukali rodzice, sąsiedzi, milicja i grupa poszukiwawczo-ratunkowa „Anioł”. Chłopczyk wyjechał z letniska około południa. Po drodze nie pił i nie jadł, bo nie miał przy sobie pieniędzy, by cokolwiek kupić. Napotkanych ludzi pytał o drogę do Mińska.
Gdy dotarł do domu, Mikita nocował na klatce schodowej swojego domu, bo rodzice i sąsiedzi wyjechali, by go szukać. Chłopczyk znajduje się teraz w rodzinnym domu.
Zobacz także:
MŁ, belsat.eu