Obywatele Białorusi mogą oddać głos już sześć dni przed właściwym dniem wyborów. Z zamiarem oddania wcześniejszego głosu nosił się również białoruski prezydent.
Wcześniejsze głosowanie nie podoba się szczególnie obserwatorom OBWE i białoruskiej opozycji. Urny wyborcze zostają bowiem bez jakiegokolwiek nadzoru obserwatorów, a sam proces jest okazją do wywieraniu nacisku na takie grupy społeczne jak np. studenci czy pracownicy budżetówki, by „spełnili swój obywatelski obowiązek”.
„Pogoda w tę niedzielę będzie wspaniała, ludzie będą siedzieć na działkach, na brzegu jeziora, będą zajmować się swoimi sprawami i każdy będzie wybierać kiedy mu lepiej zagłosować”.
Łukaszenka, który wezwał by nie “zaganiać ludzi do głosowania” zwierzył się, że sam chciał oddać głos wcześniej.
„Ale pomyślałem sobie, że jeżeli zagłosuje przedterminowo to świat stanie na głowie, a w najgorszym przypadku Białoruś się zapadnie i powstanie wielka przepaść” – snuł apokaliptyczne wizje prezydent.
O tym na ile demokratyczne są wybory na Białorusi świadczy fakt, że od 20 lat w parlamencie nie zasiadał ani jeden opozycjonista.
W ramach kampanii społecznej „Obrońcy praw człowieka za wolne wybory” na Białorusi została otwarta gorąca linia dla powiadamiania o przypadkach przymuszania do głosowania i innych naruszeniach prawa wyborczego.