Funkcjonariusze podczas zatrzymania pobili Alesia Lauczuka i jego operatorkę Miłanę Charytonową oraz grozili dziennikarzom śmiercią.
Ekipa Biełsatu wracała do Brześcia z Kobrynia, w którym relację z demonstracji przeciwko podatkowi nałożonemu na bezrobotnych. Na miejscu zostali wylegitymowani prze milicję, która nie miała zastrzeżeń do ich pracy. Problemy zaczęły się na drodze powrotnej. W pewnym momencie samochód został zatrzymany przez drogówkę.
„Gdy się zatrzymaliśmy rzuciła się na nas grupa czterech osób. Krzyknęli, że są z „wydziału do walki z narkotykami” i zaczęli nas wyciągać z samochodu. Rozbili nasz sprzęt” – relacjonuje Lauczuk.
Dziennikarz opowiada, że kilka razy uderzono go nerki, wykręcono ręce. Miłana, którą wywlekano z samochodu nie zważając, że miała zapięty pas, ma siniec na ręce. W czasie zatrzymania mężczyźni krzyczeli – łap telefon, łap kamerę!
Dziennikarze i ich kierowca zostali następnie zawiezieni do kobryńskiego komisariatu rejonowego, gdzie milicjanci sporządzili raport, w którym oskarżyli ich o „niepodporządkowanie się milicji” oraz „naruszenie ustawy o mediach”.
Lauczuk opowiada, że milicjanci grozili im krwawą rozprawą:
„Finansuje was Zachód i pokazujecie bzdury. Gdy coś się zacznie weźmiemy pistolety i was zastrzelimy” – dziennikarz cytuje jednego z funkcjonariuszy.
Na widok godła Pogoni na obudowie telefonu, jeden z funkcjonariuszy nazwał ją “symbolem faszystowskim”. Żaden z milicjantów nie przedstawił się.
Dziennikarze zostali ostatecznie wypuszczeni po kilku godzinach. Milicjanci zapowiedzieli, że sprawa zostanie przekazana do sądu. Nie oddali również skonfiskowanych urządzeń: kamery, statywu i rozbitego telefonu.
Łącznie dzisiaj milicja zatrzymała ośmioro współpracowników Biełsatu jadących lub wracających z relacjonowania protestów.
Więcej: