Dziś jedna trzecia Białorusinów w trybie „dobrowolno-przymusowym” chwyciła za grabie i łopaty, by wziąć udział w „Republikańskim Subotniku” – czyli ogólnonarodowym czynie społecznym.
Tradycja ta bierze swój początek z czasów Lenina, który sam był inicjatorem organizowania czynów społecznych i nawet brał w nich udział. ZSRR i komunizm upadł, jednak na Białorusi jego tradycje są nadal żywe. Teoretycznie udział w wydarzeniu jest dobrowolny, ale pracownicy budżetówki raczej nie próbują go unikać – mogłoby się skończyć kłopotami w pracy. W niektórych zakładach istnieje możliwość wykupienia się od prac polowych, poprzez “dobrowolne” oddanie dniówki na cele społeczne.
W subotnikach obowiązkowo i zawsze w pod okiem kamery bierze udział również Alaksandr Łukaszenka, który zdążył już pomóc w budowie stadionu, szkoły i porodówki. Kilka lat temu dzięki z telewizyjnej relacji z jednego z czynów społecznych z jego udziałem Białorusini i świat dowiedzieli się o istnieniu kilkuletniego syna prezydenta Koli, który razem z tatą mieszał przed kamerami beton.
W tym roku przed szefami organów państwowych postawiono zadanie, by swój czyn społeczny odpracowali w miejscach, skąd pochodzą. Łukaszenka wraz z trójką synów wybrał się więc na wschodnią Białoruś w okolice swojej rodzinnej wsi Aleksandria. Tam wzięli udział w pracach porządkowych wokół „Trofimowej krynicy” – świętego źródła ściągającego pielgrzymów z Białorusi i nawet Rosji. Po raz pierwszy źródło obudował dziadek prezydenta Trofim, który był cieślą. Jak informuje agencja Biełta, było to ulubione miejsce odpoczynku przyszłego prezydenta Białorusi.