W sylwestrową noc białoruski milicjant w obronie koniecznej postrzelił obywatela. Sąd skazał postrzelonego. Niby wszystko jasne, gdyby tylko właściwych zeznań nie wymusili koledzy funkcjonariusza.
W piątek 6 października sądowe kolegium spraw kryminalnych Mińskiego Sądu Grodzkiego dopuściło bez zmian wyrok w sprawie strzelaniny w noc sylwestrową.
W sierpniu sąd dzielnicy Maskouski Rajon w Mińsku skazał Andreja Haurasza na pięć lat ograniczenia wolności bez osadzenia w zakładzie poprawczym. W sylwestrową noc mężczyzna został dwukrotnie postrzelony przez milicjanta, który uniknął sprawiedliwości.
Według oficjalnej wersji, milicjant Rusłan Sałaujou został wezwany do mieszkania, w którym witano Nowy Rok. Stróżów prawa wezwali sąsiedzi skarżący się na hałas. Drzwi mieszkania otworzył Andrej Haurasz, który rzekomo miał od razu zacząć “zachowywać się agresywnie i niestosownie” i próbować odebrać milicjantowi służbową broń. W szarpaninie Sałaujou dwukrotnie postrzelił Haurasza.
Dziennikarka Lubou Łuniowa śledziła sprawę o strzelaninie w sylwestrową noc od samego początku i uważa wyrok za niesprawiedliwy:
Gdy zdarzył się ten wypadek, to milicjanci, widząc tą fatalną sytuację, powiedzieli żonie Andreja Haurasza: nie można tak mówić, bo milicjant zostanie zwolniony, może nawet trafi do więzienia. Żonie postrzelonego nie było po tym oczywiście lżej, ale sprawa zaczęła się rozwijać w inny sposób. Przyjechał komendant posterunku milicji, zaczęto przesłuchiwać świadków (byli to sylwestrowi goście), zabrano ich do różnych gabinetów, niczego nie tłumaczono… Byli zastraszani.
– Ludzie obecni na sali sądowej mówili: to tak zwana obrona wizerunku dzisiejszej milicji. Bo gdyby przyznano, że zachowanie milicjanta było niewłaściwe, ludzie powiedzieliby, że to już przesada – powiedziała dziennikarka w programie “Gorący komentarz”.
Lubou Łuniowa sama doświadczyła niesprawiedliwego wyroku sądowego – we wtorek została skazana na grzywnę za nagłośnienie sprawy zamknięcia przodującej stołecznej szkoły.
PJr, belsat.eu