Kolejny reaktor atomowy jedzie na Białoruś. Tylko który?


„Po raz pierwszy od 1991 roku z zakładu „Atommasz” wyjdzie korpus reaktora dla ostrowieckiej elektrowni atomowej, która znajduje się na Białorusi”, – informowała w tamtym roku rosyjska telewizja. Równo rok później „Rosatom” powiadomiło o rozładunku i montażu kolejnego reaktora. Do tej pory nie wiadomo, czy stoi on na miejscu pierwszego-uszkodzonego, czy to serce drugiego bloku.

„Wszystko to jest bardzo dziwne i nie podano żadnych informacji”

„Gdzie oni zabiorą ten korpus, co się z nim stanie – nie ma póki co o tym żadnej informacji. Planowali przywieźć reaktor z innej elektrowni atomowej. Ostatecznie zdecydowali się dać pracę tej fabryce. To wszystko jest bardzo dziwne i nie podano nam żadnych informacji”, – mówi Dzmitryj Kuczuk, pierwszy zastępca przewodniczącego białoruskiej partii „Zielonych”.

I w Rosji nie mają pomysłu, co zrobić z uszkodzonym korpusem, jak twierdzi Andrej Ażarouski, inżynier jądrowy, uczestnik białoruskiej kampanii antyjądrowej.

„Najważniejsze, że uszkodzonego reaktora nie można ukryć. Muszą go na oczach wszystkich zawieść z powrotem do Rosji, gdzie być może będą go naprawiać lub jakoś badać. Jeżeli nie będzie to miało miejsca, trzeba wtedy podejrzewać, że atomowcy postanowili nas oszukać i wcale nie wymieniać reaktora”, – dodał Andrej Ażarowski.

Decyzję o wymianie korpusu strona białoruska przyjęło w sierpniu, po wypadku na placu budowy ostrowskiej elektrowni atomowej. W nocy z 9 na 10 lipca korpus reaktora był transportowany na wysokości kilku metrów, gdy zepsuł się przenoszący go dźwig. Sam korpus został zamocowany pod skosem. Wisiał on pół godziny, coraz bardziej przechylając się, dopóki nie upadł. Władze w Mińsku przyznał, że wypadek miał miejsce, dopiero 16 dni później, dodając, że korpus doznał tylko kilku zadraśnięć. Dziennikarzy poprawił wtedy nawet sam prezydent Białorusi.

„Piszą: „Upadł reaktor, tam gdzie na Białorusi budują elektrownię atomową.” Obudźcie się już! Tam nie ma jeszcze żadnego reaktora. Tam jest tylko metalowy korpus, beczka o grubości 20 centymetrów, w której stanie reaktor”, – dowodził Aleksandr Łukaszenka.

Reaktor usunięto, a niepokój pozostał

Jednak w związku z brakiem kompletnych informacji o incydencie, społeczeństwo Litwy i Białorusi wyrażało zaniepokojenie i nawet zwrócono się do Unii Europejskiej z prośbą o wywarcie nacisku na władze Białorusi.

Specjaliści zwracają uwagę na fakt, iż budowa jednego korpusy reaktora zajmuje średnio dwa lata. Jeszcze około dwóch-trzech miesięcy reaktor będzie transportowany na Białoruś. Przy czym pierwszy bok białoruskiej elektrowni atomowej ma rozpocząć pracę już w 2018 roku. Jednak patrząc na liczbę wypadków na placu budowy, w tym i śmiertelnych, data ta staje pod znakiem zapytania.

 

Wital Babin, PJr, Belsat.eu, fotografia aemtech.ru

Aktualności