„Kiedy Rosja zechce na nas napaść z północy, to nie będzie pytać Białorusinów o zgodę”


Rozmowa z Romanem Bezsmertnym – byłym ambasadorem Ukrainy w Mińsku, odwołanym z Mińska za potępienie białoruskich władz po pacyfikacji demonstracji opozycji w 2010 r.

 

– Ponad rok pracował Pan jako Nadzwyczajny i Pełnomocny Ambasador na Białorusi. Jak zapamiętał Pan nasz kraj i Białorusinów?

– To utalentowany naród i wybitna kultura. Gdyby nie ten wewnętrzny ból za to, co odbywa się z językiem. Ja rozmawiam po ukraińsku, moje dzieci chodzą do ukraińskiej szkoły, dlatego takie podejście do języka białoruskiego wywarło na mnie wrażenie. Kiedy zacząłem czytać białoruską literaturę, zrobiło mi się przykro z powodu tego, co się dzieje na Białorusi. I ten ból nigdy mnie nie opuszcza, kiedy przekraczam białoruską granicę. Ludzie, kultura, tradycje – to jedno. A władza i establishment – wszystko to jest tymczasowe. Naród białoruski zasługuje, aby być częścią rodziny europejskiej.

– Czy sprawiedliwie nazywa się obecny ustrój państwowy Białorusi „ostatnią dyktaturą Europy”?

– Z jednej strony na Białorusi jest prezydent i parlament lub „sale”, jak jego dwie izby nazywają Białorusini. Ale to wszystko jest względne, bo prawdziwy gospodarz znajduje się na Kremlu. Rozumiem, dlaczego pan Łukaszenka bryka i robi wszystkie te gesty, ale wrażenia, że tę władzę wybrali Białorusini i nikt nią nie steruje – nie mam. Białoruskie władze testuje się propozycjami rozmieszczenia bazy wojskowej, decyduje się o tym, czy mogą one sprywatyzować Biełaruśkalij, czy nie…

Niejednokrotnie słyszałem w białoruskich korytarzach władzy kwestię „A co wyście tu przyjechali uzgadniać? Jedźcie do Moskwy”.

– Pracował Pan na Białorusi w 2010 r., kiedy kampania wyborcza zakończyła się brutalną pacyfikacją akcji protestu. Wtedy potępił Pan działania władz. Co Pan pamięta z tamtych wydarzeń?

– Trudno zapomnieć to pobojowisko. Dla mnie było to tragedią i wymyślonym przez władze spektaklem z tym żelazem i wybitymi szybami. Ale w 2010 r. nie mogłem nawet pomyśleć, co się będzie dziać w 2013-2014 w Kijowie. Komentowałem wtedy wydarzenia na „Płoszczy” słowami, że na miejscu Łukaszenki Janukowycz wyleciałby jak korek z butelki szampana. Jestem pewien, że niezależnie od tego jak „silna” jest władza w Kijowie, nigdy nie zdoła ona podporządkować sobie narodu.

Po 2010 r. Łukaszenka i jego podwładni nie zasługują na to, aby być u władzy.

– To, w jaki sposób skomentował Pan te wydarzenia, wpłynęło na Pana karierę?

– Była to jedna z przyczyn, z których zwolniono mnie z pełnionego stanowiska. Ja robiłem swoje i nie miałem życzenia dogadzania tej lub innej sile politycznej.

– Dlaczego do tej pory nie mianowano nowego ambasadora Ukrainy na Białorusi?

– To pytanie należy zadać szefowi ukraińskiego MSZ i prezydentowi. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego go nie ma. Możliwe, że jest to związane z negocjacjami w ramach Grupy Mińskiej dotyczącymi Donbasu.

– Jak oceniłby Pan obecne relacje białorusko-ukraińskie?

– Ani wojna, ani pokój.

Rozumiem ukraińskiego prezydenta i rząd, które nie chcą stracić tego co mają, ale proponowałbym pomieszkać kilka dni w Mińsku i pooglądać TV, żeby zrozumieć z kim mają do czynienia. Wszystkie rozmowy o przyjaźni Białorusi i Ukrainy kończą się na „skrzynce z zombie”, którą kontroluje Kreml. Rosyjska telewizja robi z nas wrogów.

– Jak aneksja Krymu i wojna w Donbasie wpłynęła na te stosunki?

– Stosunki się zaostrzyły. Białorusini walczą po obu stronach. Ale stosunek do tych, którzy walczą po stronie ukraińskiej różni się od tego do walczących po stronie Rosji. Popatrzcie jak KGB znęca się nad rodzicami Żyznieuskiego.

O czym tu można mówić, kiedy ludzie walczący po stronie rosyjskiej trenują wasze dzieci, a tych którzy biją się o Ukrainę, nazywa się złoczyńcami.

– Jakie korzyści dały Łukaszence rozmowy pokojowe w sprawie Donbasu?

– Łukaszenka wycisnął z wojny pomiędzy Ukrainą a Rosją wszystko co tylko możliwe.

Jeśli wcześniej międzynarodowych połączeń lotniczych z Mińska było 5, to teraz jest 40. W każdym rosyjskim mieście możecie znaleźć białoruskie krewetki i owoce tropikalne.

To moja odpowiedź na pana pytanie. Już nie mówię nawet o zawieszeniu europejskich sankcji. Dla zwykłego Białorusina to dobre. Ale to przedłuży czas paranoicznych rządów Łukaszenki.

– Czy mińskie rozmowy pokojowe można uznać za udane?

– Ich nie wystarczy, żeby powstrzymać wojnę. Konieczne są dodatkowe kroki i odnowienie tzw. procesu mińskiego. Nie wierzę, że te negocjacje pozwolą ustanowić pokój na szeroką skalę. Daj Bóg, że będą zminimalizowane obstrzały i uda się porozumieć do do wymiany nielegalnie przetrzymywanych osób. W innych kwestiach trzeba będzie szukać innych formatów.

– Czy istnieje ryzyko, że Rosja napadnie na Ukrainę z terytorium Białorusi?

– Jeśli Rosja zechce to zrobić, to Białorusinów nikt nie będzie o to pytać. Zresztą Europa dziś nie rozumie, że ma do czynienia z Putinem, który kieruje się logiką wojny, a nie pokoju.

Antoś Ciależnikau, JW, belsat.eu

Aktualności