Imperium Juryja Czyża powstało dzięki osobistej przychylności ze strony Aleksandra Łukaszenki. Nadszedł czas niełaski?
Jednego z najpotężniejszych ludzi białoruskiego biznesu zatrzymano. Pierwszy poinformował o tym portal tut.by powołując się na jednego z czytelników. Później wiadomość tę potwierdziło kilka źródeł z otoczenia Czyża.
„W kompanii Triple odbyło się klasyczne „maski-show”. KGB zatrzymało kierownictwo kompanii. Rozumiecie, bez zgody szefa państwa nic by się nie stało. Ale on (Juryj Czyż) już kilka miesięcy był w niełasce. Dlatego nie można powiedzieć, że zatrzymano członka ekipy prezydenta” – mówi cytowane źródło.
Juryj Czyż, jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych biznesmenów, zawdzięczał swoją potęgę dobrym kontaktom z władzami i osobistym relacjom z Aleksandrem Łukaszenką. W ub. roku znalazł się nawet na „rodzinnym” filmie, gdzie dziennikarze państwowej agencji BiełTA zarejestrowali zbiór plonów na działce prezydenta. Łukaszence i jego najmłodszemu synowi Koli pomagał dźwigać arbuzy właśnie Czyż.
Tajemnicą poliszynela jest też fakt, że od lat pomagał prezydenckiej rodzinie w inny sposób. Nazywano go „portfelem Łukaszenki”, a on i jego firmy zostały wpisane na czarne listy Unii Europejskiej za wspieranie reżimu w Mińsku.
Dlaczego teraz popadł w niełaskę? Ostatnio miał problemy, kiedy aresztowano jego wspólnika Uładzimira Japrincewa, co miało być związane z wyprowadzaniem pieniędzy za granicę. Na wielomilionowych machinacjach wpadł wówczas syn Japrincewa, a jego ojciec próbował go ratować. Wówczas jednak Czyż odżegnał się od swojego partnera, a wg innych źródeł – sam na niego doniósł. Teraz powtórzył jego los.
Spektakularną akcję w biurze holdingu Triple część komentatorów wiąże jednak z szerszym kontekstem – coraz trudniejszą sytuacją gospodarczą, w której znajduje się cała białoruska gospodarka.
„Aresztowanie Czyża to pierwszy i zasadniczy krok na drodze „reform” na Białorusi – ironizuje politolog Pawał Usau. – Rozpoczął się proces sięgania po rezerwy wewnętrzne”.
Mówiąc bardziej obrazowo, potrzebujący pilnie pieniędzy Łukaszenka po prostu postanowił sięgnąć do portfela. A jeszcze dokładniej – rozbić swoją skarbonkę, w której od lat nie tylko trzymał, ale pomnażał oszczędności.