Kawały i polowania: jak spędzała czas oszmiańska szlachta przed II wojną światową


Krystyna Szmańda – prawnuczka Franciszka Bohuszewicza na tle obrazu domu pradziadka w Kuszlanach. Fot. Dzianisa Dziuby

Swoimi wspomnieniami o życiu szlacheckiej rodziny na Wileńszczyźnie w okresie międzywojennym podzieliła się Krystyna Szmańda, mieszkająca w Warszawie prawnuczka klasyka białoruskiej poezji Franciszka Bohuszewicza.

Więcej i Franciszku Bohuszewiczu WIDEO PL:

Pani Krystyna urodziła się przed II wojną światową w leśniczówce Podzielona w okolicach Smorgoni w byłym powiecie oszmiańskim. Jej ojciec Józef Tomaszewski jako leśniczy wiele nie zarabiał, ale potrafił zadbać o dostatek rodziny, umiejętnie gospodarując 44 hektarami lasu – spadkiem swojej żony Stanisławy,  która wywodziła się ze starego szlacheckiego rodu Bohuszewiczów.

Tomasz Bohuszewicz z żoną Józefą (pierwsza z lewej), fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy

Anegdotka o Anielce i kawały wnuczki białoruskiego poety

Rodzina miała własną gospodarkę, trzymano krowy, konie, świnie, psy oraz mnóstwo drobiu. Wszystkim przeważnie zajmowała się służba. Małą córeczką leśniczego opiekowała się niania Anielka, posługująca się głównie językiem białoruskim. Była to osoba zaufana, uważana za jednego z członków rodziny, wcześniej dbała ona też o wychowanie mamy Krystyny Szmańdy – Stanisławy Tomaszewskiej. W rodzinie była opowiadana anegdotka, że pewnego razu na prześcieradle w łóżeczku małej Krystynki jej mama zauważyła ślady po pchłach i zwróciła na to uwagę Anielki. Na to Anielka bardzo się zdziwiła: Pani, adkul tam skoczki? Kali użo, to wosz” (Pani, skąd tam pchły? A jeśli już, to wesz”).

Rodzina Tomaszewskich z nianią Anielką, trzymającą na rękach małą Krystynę, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Mama lubiła robić kawały, – wspomina pani Krystyna. – Pamiętam, że kiedyś wiosną kupiła w Wilnie świeże ogórki i cieniutką niteczką przyczepiła je do kwitnących ogórkowych krzaczków. Po czym wszystkim się chwaliła, że w naszym ogrodzie ogórki szybko dojrzewają”.

Innym razem Stanisława Tomaszewska do kołduna litewskiego zamiast mięsa wsypała sam pieprz i tak nim manipulowała na przyjęciu, żeby dostała go określona osoba, której młoda szlachcianka nie znosiła.

Pewnego razu do leśniczówki Tomaszewskich przyjechała ich krewna, która bardzo lubiła koty. Stanisława zaś rozpuściła wieści, że ta kobieta ma skupować koty po złotówce. W tamtych czasach złotówka była dużą kwotą, bo za 1 grosz można było kupić jajko, a kilogram dobrej wołowiny kosztował około 40 groszy. Pani Krystyna jako dziecko zapamiętała, że wtedy do leśniczówki Tomaszewskich przyszło sporo ludzi z okolicznych wsi. Wszyscy oni mieli naraz po kilka kotów w workach.

Zazdrosny pies i polowania

Józef Tomaszewski, według wspomnień swojej córki, bardzo lubił psy, które zawsze mu towarzyszyły. Były to zwykłe owczarki niemieckie, nazywaliśmy je wilczurami, – opowiada Krystyna Szmańda. – Kiedy ojciec był kawalerem, olbrzymi owczarek niemiecki spał w jego sypialni. Po ślubie ten zwyczaj został zachowany. Lecz gdy się urodziłam, psa wyrzucono do budy. Pies był tak zazdrosny, że gdy tylko mnie spotkał, to rzucał się na mnie, ale nie gryzł, lecz robił mnie siniaki”.

W kancelarii Józefa Tomaszewskiego warował wilczur, który zdejmował ludziom czapki, jeżeli sami tego nie zrobili. Pewnego razu pies nadgryzł chłopowi ucho i leśniczy miał sprawę sądową.

Mała Krystyna – prawnuczka Franciszka Bohuszewicza, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Leśniczówka Tomaszewskich była atrakcyjnym miejscem dla wypoczynku dla całej rodziny i znajomych, dlatego ich dom zawsze był pełen gości. Józef Tomaszewski dość często urządzał dla nich polowania na wilki, które były uważane za plagę. Ojciec pani Krystyny zajmował trzecie miejsce wśród polskich myśliwych co do ilości ustrzelonych wilków. Rodzina była z niego bardzo dumna, a w  domu zamiast dywanów leżały wilcze skóry.

Żona Józefa Tomaszewskiego – Stanisława – również od czasu do czasu uczestniczyła w polowaniach, a nawet  pewnego razu sama ustrzeliła wilka. Czasem dorośli brali również na polowania i dzieci. Pani Krystyna dotychczas pamięta różne rodzaje polowań. Jeden z nich to polowanie na świnkę”. Myśliwy i osoby towarzyszące, okryci burkami, jechali bryczką przez las. W ich nogach leżała świnia, którą co jakiś czas poszturchiwano. Kwiczenia zwierzęcia zwabiały wilki, do których strzelano.

Stanisława Tomaszewska (pierwsza od prawej) podczas polowania, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Było też polowanie z nagonką”. Pewien obszar w lesie otaczano sznurem, na którym co kilkadziesiąt centymetrów wisiała czerwona szmatka. Wilki boją się czerwieni, dlatego było wiadomo, że nie przejdą przez sznurek. Natomiast na otoczonej przestrzeni szli mężczyźni stukając kijami o drzewa. Gdy wilki skupiały się na małej przestrzeni, wtedy do nich strzelano.

Jeszcze jeden rodzaj polowania – z ziemianki”. Dookoła ziemianki, która służyła za schronisko dla myśliwych, rozkładano padlinę, a gdy przychodziły głodne wilki, strzelano do nich. Podobnie wyglądało polowanie z wież myśliwskich. Czasem po prostu rozkładano padlinę, a wokół niej ukrywano pułapki.

Pewnego razu mała Krystyna, która miała wtedy zaledwie kilka lat, zobaczyła leżącego w śniegu opodal leśniczówki konia. Zainteresowana dziewczynka chodziła dookoła konia dość długo, dopóki jej nie zauważył ojciec. Okazało się, że tylko cudem nie trafiła ona do ukrytej w śniegu pułapki na wilka. “Wtedy po raz pierwszy ojciec mnie skarcił”, – wspomina prawnuczka białoruskiego poety.

Szlacheckie dzieci: pierwsze papierosy z suszonych liści i zbieranie pędraków

Gdy Krystyna miała trzy lata, urodził się jej brat Leszek. Niemowlę jednak zachorowało na dyfteryt, co w tamtych czasach było bardzo poważną chorobą. Rodzice postanowili szybko ochrzcić chłopaka, jednak nie mieli odpowiedniej osoby na matkę chrzestną, ale wpadli na pomysł, żeby została nią trzyletnia Krystynka.

Rodzina Tomaszewskich w wolnym czasie, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Na szczęście Leszek przeżył. Był on dzieckiem bardzo aktywnym i ciekawym świata. W pamięci pani Krystyny pozostało, że jako niespełna trzyletni dzieciak wybrał się na samotny spacer i odszedł kilka kilometrów od domu. Zrozpaczeni rodzice szukali go po całej okolicy. W końcu ujrzał go ojciec maszerującego drogą, ryczącego i błagającego na cały głos: “Świnki, nie jedzcie mnie”. Za nim szły trzy prosiaki.

Mama pani Krystyny namiętnie paliła papierosy. Siadała zakładając nogę na nogę i trzymała papierosa w długiej lufce. Bardzo mnie się to podobało. Bawiłam się w tym okresie często ze starszym ode mnie o cztery lata synem gajowego. Postanowiliśmy zrobić papierosy z suszonych liści leszczyny” – opowiada Krystyna Szmańda.

Mała Krystyna z matką Stanisławą Tomaszewską, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Dzieci rozpaliły ognisko, aby wysuszyć liście, a później zgniotły je i włożyły do bibułek, które zaczęły palić. W tym czasie małe ognisko przekształciło się w ogromny ogień. Okazało się, że dzieciaki rozłożyły ognisko na stercie suchych szyszek. Ogień mógł szybko rozprzestrzenić się po lesie, ale na szczęście pożar udało się zażegnać.

Dziećmi w rodzinie Tomaszewskich bardziej się interesował ojciec. Próbował on wyrobić u nieśmiałej córki pewność siebie: dawał jej 5 złotych za zatelefonowanie do swojej nauczycielki. “Wykonałem trzy telefony. To było dla mnie straszne przeżycie i nie dodało mi odwagi”, – mówi pani Krystyna.

Stanisława i Leszek Tomaszewscy, fot. ze zbiorów Krystyny Szmańdy.

Na życzenie ojca zbierała ona do małego dziecięcego wiaderka ziemniaki, które pozostały po wykopkach, a także pędraki, które strząsano z drzew koło domu. “Ojciec chciał wyrobić u mnie szacunek do pracy”, – dodaje córka leśniczego.

Jednym z najsilniejszych wspomnień z dzieciństwa pani Krystyny jest żałoba rodziców po śmierci Józefa Piłsudskiego. “Ojciec był wielbicielem marszałka Piłsudskiego. Gdy w Wilnie chowano serce marszałka, rodzice tam byli, a po powrocie długo wspominali uroczystości. Choć wtedy byłam małym dzieckiem, bardzo dobrze to zapamiętałam”, – mówi Krystyna Szmańda.

Spokojne życie rodziny leśniczego przerwała jednak II wojna światowa i wkroczenie Armii Czerwonej do Polski. O dalszych perypetiach tej rodziny można przeczytać tutaj:

 

 

Wiktor Szukiełowicz, belsat.eu

Aktualności