„Jesteśmy na froncie”. Alaksandr Łukaszenka straszy perspektywą wchłonięcia Białorusi przez obce państwo


Dlatego wzywa do skutecznego rozwiązania problemów gospodarczych kraju. W przeciwnym razie – ostrzega – Białorusi grozi utrata niepodległości lub udział w konflikcie zbrojnym.

Białoruski przywódca mówił o tym podczas rutynowej wizyty roboczej w swojej „małej ojczyźnie” – rejonie szkłowskim na Mohylewszczyźnie. Używał jednak takiego słownictwa, jakby zwracał się do żołnierzy przed decydującą bitwą. Podkreślał to dodatkowo fakt, że przemawiał w ten sposób akurat w kolejną rocznicę napaści hitlerowskich Niemiec na ZSRR:

– Przyszliśmy na „kolegium”, nakreśliliśmy co robić. Trzeba to zrobić. Przyczyna niewykonania jest jedna – śmierć. Jesteśmy na froncie. Jeżeli nie przetrwamy tych lat i upadniemy, to znaczy, że trzeba będzie iść w skład jakiegoś państwa lub będą o nas wycierać nogi. Albo, nie daj Boże, rozpętają na Białorusi wojnę jak na Ukrainie.

Prezydent ostro skrytykował pracę miejscowych urzędników i ogółem – sytuację w sektorze rolnym.

– Chcecie, to chodźcie w szeregu, chcecie – bierzcie pistolety i róbcie tu porządek – zwracał się do lokalnych notabli.

Wcześniej o wczorajszej wizycie informowało biuro prasowe prezydenta oraz rządowa agencja informacyjna BiełTA. Powyższe, najostrzejsze cytaty zostały jednak pominięte w ich sprawozdaniach. Pojawiły się one dopiero w późniejszym reportażu państwowej telewizji ONT.

Podczas wczorajszej wizytacji Szkłowa i okolic Łukaszenka nakazał wprowadzić „żelazną dyscyplinę” w rolnictwie. Zażądał surowego karania winnych wszelkich uchybień, a zarazem podniesienia w ciągu dwóch lat zarobków pracowników sektora rolnego do 1 tys. rubli (czyli 2 tys. zł) miesięcznie.

II, cez/belsat.eu

Aktualności